Nie zastanawiałam się, jaką niespodziankę dla mnie szykujesz. Byłam święcie przekonana, że będzie to coś przyjemnego, coś na miarę naszej wycieczki. Nie przyszłoby mi do głowy, że twoja niespodzianka jest długonogą blondynką o oszałamiająco błękitnych oczach, zapatrzoną w ciebie dokładnie tak, jak ja. Początkowo nie zwróciłam na nią uwagi, jednak twoje uśmiechy w kierunku tego konkretnego pierwszego rzędu powtarzały się po każdej udanej akcji, a ona odpowiadała głośnym wykrzykiwaniem twojego imienia, wstając i ukazując zbyt dużą koszulkę z czwórką, która nawet z mojego, odległego miejsca wyglądała na oryginalną, a nie taką ze sklepu dla kibiców, jaką miałam na sobie. Nie wiem, kto wygrał, nie widziałam ani kawałeczka z tego meczu począwszy od piątego punktu drugiego seta. Widziałam tylko waszą wymianę uśmiechów. Zorientowałam się, że mecz się zakończył, bo pobiegłeś do niej i wziąłeś ją w ramiona. Stałeś tyłem do mnie, zasłaniając sobą jej sylwetkę, ale wyobraźnia podsuwała mi obrazy tego, co robicie. Byłam zbyt słaba na konfrontację, a jednocześnie zbyt silna, by trwać w kłamstwie. Nie chciałam być sama, ale nie chciałam też udawać, że sama nie jestem. Nie potrafiłam spojrzeć w twoje oczy, bałam się, że usłyszę:
- To koniec, Tośka.
Nie chciałam usłyszeć tych słów, bo mimo wszystko nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę jest koniec, a powiedzenie tego głośno nieuchronnie koniec by oznaczało. Miało przecież nie być końca... Nie wiem dlaczego poderwałam się z miejsca i zamiast iść w twoją stronę, tak jak planowałam od początku, pobiegłam do wyjścia. Pojechałam do mieszkania nie mając pomysłu na najbliższe godziny i miesiące. Wyłowiłam wzrokiem zdjęcia leżące na stoliku. Paryż. Śmiałeś się, że jestem staromodna, gdy zachwycałam się wydrukowanymi odbitkami. Zawsze lubiłam trzymać w dłoniach fotografie, obrazy podziwiane na ekranie wydawały mi się pozbawione duszy. Zdjęcia, które zwróciły teraz moją uwagę, duszę niewątpliwie miały. Patrzyły z nich moje oczy szczęśliwe, jak nigdy wcześniej, a obok widniała twoja twarz zapatrzona w mój profil. Ze złości, a może z bezsilności przedarłam je, rozdzielając te dwie uśmiechnięte osoby, a później podarłam wszystko na malutkie kawałeczki, rozsypując je dookoła. Podobny los spotkał pozostałe zdjęcia. Gdy już wyładowałam nieco złość, poczułam żal. Żal za utraconym szczęściem i chyba właśnie z jego powodu wyjęłam z szafy torbę i wrzuciłam do niej kilka rzeczy. Wychodząc rzuciłam na podłogę koszulkę z twoim numerem, mając nadzieję, że domyślisz się, co się stało i znikniesz zanim wrócę.
W samolocie miałam aż nadto czasu, by zrozumieć, że ucieczka nie była najmądrzejszym z moich pomysłów. Cóż, głupie pomysły to moja specjalność. Stoję na lotnisku zapatrzona w tablicę witającą przyjezdnych w kilku językach, nie zwracając uwagi na potrącanie spieszących się osób. Właśnie w tym miejscu oznajmiłeś, że udowodnisz mi, że miłość istnieje i faktycznie, zrobiłeś to. Płaczę, wpatrując się bezmyślnie w tablicę, do czasu, aż podchodzą ochroniarze i pytają, czy wszystko ze mną w porządku. Nie jest w porządku, ale oni nie mogą nic zrobić z tym, że ciebie nie ma. Idąc z nimi w kierunku taśm z walizkami pomyślałam, że może jednak ten wyjazd nie był złym pomysłem. Muszę uporać się ze wspomnieniami i zabić je w miejscu, gdzie się zrodziły. Być może z tego powodu podaję taksówkarzowi nazwę "naszego" hotelu, a może to dlatego, że nie znam innej nazwy. Jakiś czas później stoję sama na balkonie, podziwiając ten sam widok, jaki miałam przed sobą kilka tygodni wcześniej, ale tym razem bez twojego ciepła za plecami. Zasypiam w towarzystwie małych buteleczek z pokojowego barku z nadzieją, że gdy otworzę oczy okaże się, że to był tylko sen. Po prostu zły sen. Nic takiego jednak nie następuje, bo gdy budzę się po kilku godzinach, cisza wokół zdaje się krzyczeć:
- Nikt cię nie kocha!
Tyle zostało z twoich obietnic i mojej świeżo nabytej wiary w miłość.
Wiecie, że Was lubię, prawda? :)
Jeszcze tylko jeden króciutki. Pomachamy Antkowi czy pomachacie mi za taki scenariusz?
- To koniec, Tośka.
Nie chciałam usłyszeć tych słów, bo mimo wszystko nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to naprawdę jest koniec, a powiedzenie tego głośno nieuchronnie koniec by oznaczało. Miało przecież nie być końca... Nie wiem dlaczego poderwałam się z miejsca i zamiast iść w twoją stronę, tak jak planowałam od początku, pobiegłam do wyjścia. Pojechałam do mieszkania nie mając pomysłu na najbliższe godziny i miesiące. Wyłowiłam wzrokiem zdjęcia leżące na stoliku. Paryż. Śmiałeś się, że jestem staromodna, gdy zachwycałam się wydrukowanymi odbitkami. Zawsze lubiłam trzymać w dłoniach fotografie, obrazy podziwiane na ekranie wydawały mi się pozbawione duszy. Zdjęcia, które zwróciły teraz moją uwagę, duszę niewątpliwie miały. Patrzyły z nich moje oczy szczęśliwe, jak nigdy wcześniej, a obok widniała twoja twarz zapatrzona w mój profil. Ze złości, a może z bezsilności przedarłam je, rozdzielając te dwie uśmiechnięte osoby, a później podarłam wszystko na malutkie kawałeczki, rozsypując je dookoła. Podobny los spotkał pozostałe zdjęcia. Gdy już wyładowałam nieco złość, poczułam żal. Żal za utraconym szczęściem i chyba właśnie z jego powodu wyjęłam z szafy torbę i wrzuciłam do niej kilka rzeczy. Wychodząc rzuciłam na podłogę koszulkę z twoim numerem, mając nadzieję, że domyślisz się, co się stało i znikniesz zanim wrócę.
W samolocie miałam aż nadto czasu, by zrozumieć, że ucieczka nie była najmądrzejszym z moich pomysłów. Cóż, głupie pomysły to moja specjalność. Stoję na lotnisku zapatrzona w tablicę witającą przyjezdnych w kilku językach, nie zwracając uwagi na potrącanie spieszących się osób. Właśnie w tym miejscu oznajmiłeś, że udowodnisz mi, że miłość istnieje i faktycznie, zrobiłeś to. Płaczę, wpatrując się bezmyślnie w tablicę, do czasu, aż podchodzą ochroniarze i pytają, czy wszystko ze mną w porządku. Nie jest w porządku, ale oni nie mogą nic zrobić z tym, że ciebie nie ma. Idąc z nimi w kierunku taśm z walizkami pomyślałam, że może jednak ten wyjazd nie był złym pomysłem. Muszę uporać się ze wspomnieniami i zabić je w miejscu, gdzie się zrodziły. Być może z tego powodu podaję taksówkarzowi nazwę "naszego" hotelu, a może to dlatego, że nie znam innej nazwy. Jakiś czas później stoję sama na balkonie, podziwiając ten sam widok, jaki miałam przed sobą kilka tygodni wcześniej, ale tym razem bez twojego ciepła za plecami. Zasypiam w towarzystwie małych buteleczek z pokojowego barku z nadzieją, że gdy otworzę oczy okaże się, że to był tylko sen. Po prostu zły sen. Nic takiego jednak nie następuje, bo gdy budzę się po kilku godzinach, cisza wokół zdaje się krzyczeć:
- Nikt cię nie kocha!
Tyle zostało z twoich obietnic i mojej świeżo nabytej wiary w miłość.
Wiecie, że Was lubię, prawda? :)
Jeszcze tylko jeden króciutki. Pomachamy Antkowi czy pomachacie mi za taki scenariusz?
Może to siostra była??? Kuzynka??? Matka po operacji plastycznej??? Przecież nie wiadomo czy ją całował! Za szybko zwiała! Trzeba zawsze rozmawiać, potem dać w pysk, a na koniec kazac sie wynosić...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój sposób myślenia! Najpierw rozmawiać, później dać w pysk, to wynoszenie bym sobie tylko darowała. Dlaczego wczoraj na to nie wpadłam??? Zbyt miła jestem... Buuu
UsuńDać w pysk i wywalić jak zasłuży:). Jak by się okazało, że był grzeczny to "...cztery razy po dwa razy i nad ranem jeszcze raz...":):):). Mówię przykładowo bo jednak nie mogę sobie wyobrazić Antka jako obiektu seksualnego, ciągle nie mogę...
UsuńAż tak to nie zasłużył... Wkurzył mnie tylko. Rozumiem powód i wiem, że w zasadzie nie miał wyboru, ale obietnica to obietnica. "Cztery razy" to chyba mi się należy, tylko, że jakoś nie mam ochoty ;)
UsuńI nie dotyczy to Antka ;)
Ja też jestem zdania, że najpierw w pysk trzeba dać. Znając mój charakter pewnie bym od razu w pysk dała, jakby sie okazało, ze to coś więcej niż rodzina :D
UsuńAle, że ochoty nie masz??? łeeeeeeeeee. Z tymi 4 razami to przesadziłam, ale tak może raz:)
UsuńJak zasłuży, to trzeba dać. I ten wyraz zdziwienia na twarzy - bezcenne ;)
UsuńNo nie mam ochoty, no... Dziś spałam jakieś trzy godziny i jedyne na co mam teraz ochotę to sen.
Czytelniczka ma rację, przecież to siostra mogła być. Wyobraźnia zawsze najgłupsze i najgorsze scenariusze nam podsuwa. Ciekawi mnie, czy to jeszcze się da naprawić, może jeszcze do siebie wrócą, mało prawdopodobne. Mogła chociaż w sumie z nim porozmawiać, a nie uciekać od razu, teraz się już chyba nigdy nie dowie kto to był.
OdpowiedzUsuńMogła i powinna, ale to "moja" Tośka, więc tego nie zrobiła :)
UsuńTwoja, twoja, innej bym nie polubiła. Wszyscy piszą o daniu w pysk, czy to trochę nie jest zbyt radykalne, bo ja w sumie pacyfistką jestem. Jednak jak już trzeba przyłożyć, to lepiej z pięści niźli z liścia, bardziej zaboli, na dłuższy czas zapamięta :)
UsuńTeż nie popieram policzkowania z byle powodu, ale czasem trzeba ;) Z pięści może sobie zrobić krzywdę, jak się to robi nieumiejętnie.
UsuńCzasem trzeba, w sumie w tych czasach to często trzeba. Umiejętność uderzenia kogoś pięścią w twarz jest przydatna i według mnie każdy powinien ją posiadać ;) ale to tylko moja opinia.
UsuńMoże i prawda, ale strach pomyśleć, co by się działo, gdyby wszystkie problemy były tak rozwiązywane.
UsuńAle ja też myślę, że to może była siostra/kuzynka a nie od razu jakaś inan z którą zdradzał Tośkę. Myślę, że Tośka powinna pogadać z Antkiem. Ale nie wiem, kurcze lubię Antka, mimo że coś mi ostatnio na nerwach działa. Ale nic na to nie poradzę, że on ma zarost, a ja do zarostów mam słabośc. To ja czekam na rozwiązanie ;d
OdpowiedzUsuńTeż mam słabość do zarostów... Takich nie za długich, długie brody mnie nie kręcą ;)
UsuńMnie też długie nie kręcą, ale takie jak ma Antoś jak dla mnie są w sam raz xD Ale pamiętajmy nie każdemu pasuje zarost . :d
UsuńAntosiowa to dla mnie maksimum. Jemu pasuje bardzo, ale inny by wyglądał niechlujnie.
Usuńdziewczyny mądrze piszą, ale ja chyba bym pomyślała tak samo, jak Tośka. ale i tak powinna z nim najpierw porozmawiać. ciekawa jestem, jak to się rozwinie.
OdpowiedzUsuńDziewczyny w ogóle są mądre :)
UsuńOdezwała się we mnie ta rozsądna Sysia mówiąca, że to pewnie jego siostra i przy tym zostanę. Antek nie umie być zły/
OdpowiedzUsuńNadepnęłaś mi na ambicję i chyba popełnię złego Antka. Muszę go tylko znaleźć gdzieś w zakamarkach wyobraźni.
UsuńZabraniam, nie ma mowy, by mój przesłodki Antosiek był zły, więc nie ma co szukać.
UsuńW mojej wyobraźni wszystko się znajdzie ;) Zobaczymy...
UsuńPowiedz, że to siostra! Proszę, proszę, proszę... naprawdę ładnie Cię proszę! To przecież Anto! Nasz idealny francuz kędzierzyński! On nie może robić takich rzeczy...
OdpowiedzUsuńNie ma ideałów. Ta zasada szczególnie dotyczy mężczyzn, bo my,jak powszechnie wiadomo, wszystko robimy najlepiej ;)
UsuńWłaśnie zniszczyłaś mi psychikę! :)
UsuńOj tam, oj tam ;)
UsuńNie, Antoś by jej tego nie zrobił, nie on.
OdpowiedzUsuńTośka powinna była z nim porozmawiać, a nie zwiewać od problemów i pochłaniać trunki z hotelowego barku. Samo nic się nie rozwiąże. ;)
Ciekawe, że dla wszystkich Antek jest ideałem... Co on takiego w sobie ma?
UsuńWiesz co, sama nie wiem. Po prostu takie sprawia wrażenie. :)
UsuńNajwyraźniej wiele osób tak go postrzega :)
UsuńTo musiała być siostra ;) W realu Anto ma siostrę która pasowała by do opisu, ale co Ty tam wymyśliłaś to nie wiem :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie siostrę z realnego świata, to mogę obiecać :)
UsuńGłupio zrobiła wyjeżdżając, mimo wszystko powinna z nim porozmawiać. Wyjaśnić, zacząć się kłócić, obojętnie, ale nie uciekać... Jestem bardzo ciekawa zakończenia :)
OdpowiedzUsuńGłupio, to fakt. Ja jestem ciekawa Waszej reakcji na zakończenie :)
UsuńZgadzam się z dziewczynami - może to była jakaś rodzina? Oby...
OdpowiedzUsuńTośka nie powinna wyjeżdżać. Najłatwiej jest uciec przed problemami. Powinna stawić im czoła, pokazać Antkowi (dziad jeden, jak to nie była rodzina to mu normalnie przydzwonię!), że się nie boi i że wszystko widziała.
Ale jak to "jeszcze jeden, króciutki"? :(
Króciutki, bo to koniec jest :)
Usuń