Troska w twoich oczach wydawała się być szczera, gdy podbiegłeś i spytałeś czy jestem cała. Z miną fachowca obejrzałeś moją bolącą kostkę i orzekłeś, że to nic takiego, ale zaniesiesz mnie na górę. Nie protestowałam, sama nie byłabym w stanie dostać się na trzecie piętro. Wniosłeś mnie do mieszkania, opatrzyłeś nogę i już po chwili kręciłeś się po mojej kuchni, jakbyś bywał w niej od lat. Czułeś się jak u siebie wydając z siebie głośne "whaaa" na widok zaopatrzenia mojej lodówki i, jakby to było normalne, zacząłeś wyjmować na talerz to, co uznałeś za wystarczająco godne konsumpcji. Złapałeś moje chmurne spojrzenie, więc wzruszyłeś ramionami i wyjaśniłeś:
- Głodny jestem.
- Nie masz swojej lodówki?
- Mam, ale jest daleko, a ty potrzebujesz kogoś, kto cię zaniesie do łóżka.
- Mam sąsiada - próbowałam protestować wywołując jednak tylko twój śmiech.
- Tym bardziej muszę zostać - stwierdziłeś, a moje oczy cisnęły w ciebie piorunami. Zarobiłam całusa w czoło na uspokojenie. Nie pomogło.
Nie wiem kiedy polubiłam twoje wizyty. Po którejś z kolei przestałam się dziwić widząc cię przed moimi drzwiami, a gdy po raz nasty znalazłam cię przysypiającego na schodach, żartobliwie zaproponowałam ci klucz, a ty odpowiedziałeś, że owszem, chętnie i sam go sobie wziąłeś.
Zacząłeś być.
Byłeś regularnie. Nie straszne ci były moje humorki i brak ochoty na rozmowę. Nie przejmowałeś się drwiną, ironią, sarkazmem i złośliwością. Zupełnie, jakbyś nie zauważał mojej niechęci. Nie komentowałeś kolejnych czerwonych śladów na mojej szyi ani zmiętych ubrań, gdy wracałam późno. Nie śmiałeś się ze zbyt dużej piżamy w różowe misie. Po prostu byłeś. Opróżniałeś moją lodówkę, irytowałeś mnie i sąsiadów muzyką puszczaną zdecydowanie zbyt głośno i swoim wyciem w jej rytm. Sprawiałeś, że śmiałam się do łez z twoich opowieści i smuciłam, gdy nie przyszedłeś. Pozwoliłeś mi ogrzać się w swoim cieple, gdy męczyły mnie dreszcze spowodowane chorobą i zawiozłeś do lekarza, gdy trwała ona zbyt długo. Przywoziłeś bułki na sobotnie śniadanie, gdy mogłam pospać trochę dłużej, a ty jechałeś do pracy. Nadal nie chciałeś powiedzieć kim jesteś, a jednak byłeś. Tylko tyle i aż tyle jednocześnie.
Nie sądziłam, że taki drobiazg może spowodować, że cię zabraknie. To nie był pierwszy raz, kiedy wróciłam ze śladami po czyjejś ręce na twarzy, to nie był nawet najgorszy z tych razów. Nie każdy był takim gentlemanem jak ty.
- Musisz z tym skończyć, Tośka - powiedziałeś przykładając mi lód do policzka.
- Nie potrafię.
- Więc ja muszę z tym skończyć.
Rzuciłeś trzymanym woreczkiem o stół i wyszedłeś nie zaszczycając mnie więcej spojrzeniem. Myślałam, że wrócisz. Myślałam, że po prostu zapomniałeś zabrać swojego klucza. Myliłam się.
Zacząłeś być.
Byłeś regularnie. Nie straszne ci były moje humorki i brak ochoty na rozmowę. Nie przejmowałeś się drwiną, ironią, sarkazmem i złośliwością. Zupełnie, jakbyś nie zauważał mojej niechęci. Nie komentowałeś kolejnych czerwonych śladów na mojej szyi ani zmiętych ubrań, gdy wracałam późno. Nie śmiałeś się ze zbyt dużej piżamy w różowe misie. Po prostu byłeś. Opróżniałeś moją lodówkę, irytowałeś mnie i sąsiadów muzyką puszczaną zdecydowanie zbyt głośno i swoim wyciem w jej rytm. Sprawiałeś, że śmiałam się do łez z twoich opowieści i smuciłam, gdy nie przyszedłeś. Pozwoliłeś mi ogrzać się w swoim cieple, gdy męczyły mnie dreszcze spowodowane chorobą i zawiozłeś do lekarza, gdy trwała ona zbyt długo. Przywoziłeś bułki na sobotnie śniadanie, gdy mogłam pospać trochę dłużej, a ty jechałeś do pracy. Nadal nie chciałeś powiedzieć kim jesteś, a jednak byłeś. Tylko tyle i aż tyle jednocześnie.
Nie sądziłam, że taki drobiazg może spowodować, że cię zabraknie. To nie był pierwszy raz, kiedy wróciłam ze śladami po czyjejś ręce na twarzy, to nie był nawet najgorszy z tych razów. Nie każdy był takim gentlemanem jak ty.
- Musisz z tym skończyć, Tośka - powiedziałeś przykładając mi lód do policzka.
- Nie potrafię.
- Więc ja muszę z tym skończyć.
Rzuciłeś trzymanym woreczkiem o stół i wyszedłeś nie zaszczycając mnie więcej spojrzeniem. Myślałam, że wrócisz. Myślałam, że po prostu zapomniałeś zabrać swojego klucza. Myliłam się.
Czyżby nie starczyło mu cierpliwości?? Wcale się nie dziwie, są osoby, które nie chcą się zmienić, a jeśli ktoś nie chce, to nie można nic zdziałać!
OdpowiedzUsuńNie, to chyba nie to ;)
UsuńNie będę gdybać poczekam na rozwój akcji:)
Usuń:)
UsuńWcale mu się nie dziwię, że wyszedł. Niektórym dorosłym nic nie można uświadomić, tym bardziej głupoty, zupełnie jak dzieciom.
OdpowiedzUsuńA było tak przyjemnie i kolorowo. ;)
Przyjemnie i kolorowo tylko bywa...
UsuńCzyżby Antoś poczuł coś więcej? ;> W sumie, nie dziwię mu się. Chyba na jego miejscu też straciłabym cierpliwość. Ale z drugiej strony, na siłę nikogo się nie zmieni.
OdpowiedzUsuńVE.
Co Wy z tą cierpliwością? Chociaż w sumie trochę to tak wygląda ;)
UsuńZupełnie nie rozumiem, jak można nawet nie spróbować się zmienić. Na pierwszy rzut oka widać, że Antkowi zależy na tej znajomości, dlatego Tośka powinna spróbować.
OdpowiedzUsuńTo trochę tak, jakby powiedzieć alkoholikowi, żeby spróbował nie pić, bo zona go kocha - powiedzieć można, ale czy to cokolwiek zmieni?
UsuńTrudno się mu dziwić. Tośka to się musi ogarnąć, bo będzie źle.
OdpowiedzUsuńMusi, tylko czy da radę?
UsuńWygląda na to, że Anto czekał tak długo na jej zmianę i zerwanie z dawnym życiem, że teraz już skończyła się jego bądź co bądź anielska cierpliwość. Teraz dopiero zauważy kim był dla niej i jak wiele znaczył.
OdpowiedzUsuńTylko, czy to wystarczy?
UsuńOj Antonino, ślepa kobieto, czy ty nie widzisz, że prawdopodobnie go kochasz, jeez jacy niektórzy są ślepi... A Tośkowi się nie dziwię, czekał i czekał to w końcu wyszedł, przecież, i tak wykazał się niezwykłą cierpliwością, ja na jego miejscu bym już dawno wyszła trzaskając drzwiami, i nie wracała, co najlepsze ja bym się w coś takiego nie pakowała. No to teraz obydwoje są w ciemnej dupie.
OdpowiedzUsuńOna nie wierzy w miłość, więc nie może tego widzieć. Zaraz, że w dupie... A nawet gdyby, to niektórzy lubią ;)
UsuńHahahhah, dobrze. Mam nadzieję, iż otworzy te swoje, piękne(chyba) oczęta i zauważy w końcu, jakże widoczną miłość do Antonina. Tylko ciekawe czy nie będzie za późno.
UsuńZobaczymy ;)
UsuńNie wytrzymał..., a kto by wytrzymał? Może chciał jej dać coś do zrozumienia? A może i jego to wszystko przerosło... Czekam na kolejne :)
OdpowiedzUsuńMoże chciał ;)
UsuńJa jestem bardzo cierpliwa, ale na miejscu Antka także bym straciła cierpliwość.
OdpowiedzUsuńChyba nie o cierpliwość chodzi ;)
UsuńUsunęłaś bloga? Dlaczego?