niedziela, 8 grudnia 2013

Let's play birds 7.

W końcu udaje ci się pozbierać. Dochodzisz nawet do wniosku, że jeszcze nie wszystko stracone. Wychodzisz z pokoju w poszukiwaniu łazienki. Nie planowałaś tego, nie chcesz podsłuchiwać, ale gdy słyszysz uniesione głosy, jakaś siła nakazuje ci iść w ich kierunku i przyłożyć ucho do drzwi. Żałujesz tego już po pierwszych słowach, ale nie możesz ruszyć się z miejsca. Nie powinnaś tego słyszeć. Nikt nie powinien. Słowa pełne jadu wżerają się w twoją głowę. Wśród nich jedno zdanie wciąż na nowo rozbrzmiewa w twojej głowie - "zbyt wiele dla nich robisz, nawet nie wiesz czy to twoja córka, czy zwykła dziwka". Zbyt wiele? Niby co? Przelew raz w miesiącu to tak dużo? Najgorsze jest jednak to, że on milczy. Jakby się zgadzał. Jakby nie widział, że macie takie same oczy. Jakby nie zdawał sobie sprawy, że matka zawsze powtarzała ci, że twój ojciec jest ideałem, tylko trochę się pogubił. Jakby nie wiedział, że wmawiała ci, że należy mu się miłość i szacunek za sam fakt podzielenia się z tobą genami, bez względu na to, co zrobił później. Kiedy tak stoisz i w uszach rozbrzmiewa ci wciąż "zwykła dziwka", dochodzisz do wniosku, że faktycznie nią jesteś. Dociera do ciebie również, że to był twój bunt. Bunt zwykłej dziwki, rozpaczliwie pragnącej miłości, przeciwko wszystkiemu, w co wierzyła twoja matka. Bo skoro wierzyła w niego, musiała się mylić. Nie wiesz kiedy po twoich policzkach zaczynają płynąć łzy. Nie wiesz jak długo tam stoisz. Nie zauważasz, że głosy milkną. Orientujesz się, że coś się zmieniło dopiero, gdy widzisz jego twarz przed sobą. Jesteś już gotowa. Już nie czujesz się słaba. Zresztą wcale już nie zależy ci na poznaniu tego człowieka. Oczy tak podobne do twoich wyrażają ból. Dłoń wędruje niepewnie w stronę twoich włosów. Usta poruszają się. Wytężasz zmysły, by usłyszeć jak ledwie dosłyszalnie mówi:
- Ona tak nie myśli, ona taka nie jest. Porozmawiajmy, córeczko.
Wybuchasz śmiechem. Niepowstrzymanym głośnym śmiechem, odbijającym się echem od idealnie białych ścian, nieprzywykłych do takich dźwięków.
- Tak, na pewno jest ciepłą, wyrozumiałą i wrażliwą kobietą...
Widzisz, jak kurczy się pod twoimi słowami. Chcesz coś dodać, ale powstrzymujesz się. Chcesz powiedzieć, że jest żałosny, ale stwierdzasz, że on to wie. Chcesz powiedzieć, żeby nigdy więcej się do ciebie nie zbliżał, ale dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu, bo nigdy już cię nie znajdzie. Po prostu odwracasz się na pięcie i wychodzisz, nie tracąc energii na zamknięcie za sobą drzwi. Biegniesz w ciemną noc tak, jak chciałaś, odkąd weszłaś do tego dziwnego domu. Celowo nie zabrałaś niczego ze sobą. Nie chcesz niczego, co ma związek z nim, a wszystkie rzeczy kupiłaś przecież za jego pieniądze. Biegniesz boso, raniąc stopy. Zatrzymujesz się na jakimś dużym skrzyżowaniu. Nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz, w którą stronę iść. Wybierasz kierunek na chybił-trafił i biegniesz dalej. Stopy uderzają wciąż i wciąż o twardy asfalt, z każdym krokiem coraz bardziej buntując się przeciw takim torturom.
Wtedy dociera do ciebie smutna rzeczywistość. Twój ojciec jest jak ptak, któremu ktoś podciął skrzydła.
I jeszcze coś - ty swoje skrzydła nadal masz, musisz tylko nauczyć się latać.
To nie powinno być trudne, prawda?


Wygląda na to, że nie zdążę. Zbyt wiele rzeczy się skomplikowało. Niczego nie mogę zagwarantować.