czwartek, 28 lutego 2013

Moralità 16.

Próbowałabyś żyć normalnie, tak, jak żyłaś w ostatnich miesiącach. Próbowałabyś nie zerkać na kalendarz, szukając krzywych kółek, które wyjaśniałyby Twój smutek. Początkowo próbowałabyś śmiać się, lecz zrezygnowałabyś, bo nawet dla Ciebie ten śmiech brzmiałby sztucznie. Ignorowałabyś stwierdzenia, że wyglądasz na zmęczoną i sugestie szefowej, byś wzięła kilka dni urlopu. To byłoby podejrzane, bo ona niechętnie rozdzielała wolne dni, lecz te podejrzenia również byś ignorowała. Nie miałabyś apetytu i lodówkę otwierałabyś właściwie tylko po to, by wyrzucić kolejne zepsute produkty, które mieliście zjeść razem. Telefon milczałby, w zasadzie od kilku dni nie wiedziałabyś nawet gdzie jest Twój telefon. Spędzałabyś popołudnia obserwując rybkę i analizując Wasze ostatnie spotkanie, próbując doszukać się jego winy, lecz wciąż znajdowałabyś wyłącznie własne błędy. Utwierdzałoby Cię to w przekonaniu, że powinnaś pozwolić mu wyjechać, zanim go zniszczysz. Zapadałabyś się coraz głębiej w sobie, coraz mniej przypominając dawną Matyldę i tą, którą byłaś ostatnio. Zareagowałabyś grymasem, który miał udawać uśmiech, gdy żona Luigiego postawiłaby przed Tobą Twoje ulubione cornetto z czekoladą, mówiąc, że to na koszt firmy, siadając obok Ciebie i pytając, co się stało. Patrzyłabyś, jak powoli pije swoje latte i poczułabyś, że chciałabyś być na jej miejscu i móc się cieszyć takim spokojem. Poczułabyś również rozpaczliwą potrzebę bliskości. Bez słowa przytuliłabyś się do niej, a ona objęłaby Cię matczynym gestem, głaszcząc lekko po włosach i szepcząc uspokajające słowa.
- Odszedł? - zapytałaby, bo przecież wielokrotnie widziała Was razem.
Kiwnęłabyś głową.
- Pozwolisz mu na to?
Wzruszyłabyś ramionami. 
- A co miałabym zrobić?
- Powiedzieć prawdę. Walczyć - odpowiedziałaby bez zastanowienia - Miłość jest jedną z nielicznych rzeczy, o które warto walczyć.
Miłość? Spojrzałabyś na nią zdumiona, a ona pokiwałaby głową z uśmiechem. Chciałabyś zaprotestować, powiedzieć, że tylko się przyjaźnicie, lecz zrozumiałabyś, że tak nie jest. Pomyliłaś się. To nie była przyjaźń. Milczałabyś przez dłuższą chwilę.
- Nie zasługuję na niego.
Zaśmiałaby się dobrotliwie.
- Nie Ty o tym decydujesz. Myślę, że nie wpatrywałby się w Ciebie z takim uwielbieniem, gdyby tak myślał.
Podziękowałabyś i odeszłabyś z mętlikiem w głowie, a ona krzyknęłaby za Tobą, że możesz z nią porozmawiać, kiedy tylko będziesz chciała. Wróciłabyś do siebie, zastanawiając się co powinnaś zrobić, bo jeśli ona miała rację... nie, wówczas też rozsądniej byłoby pozwolić mu wyjechać. Zabrałabyś się za porządki, by zająć myśli czymś innym i oprzytomniałabyś dopiero, gdy kilka godzin później ukłułabyś się nożem, który chciałaś schować do szuflady. Spojrzałabyś na kroplę krwi pojawiającą się na Twoim palcu i nie myśląc o tym, co robisz przyłożyłabyś ostrze do nadgarstka. Patrzyłabyś przez chwilę na swoje dzieło i zastanawiałabyś się, czy zagłębić ostrze, lecz rzuciłabyś nóż i wybiegłabyś z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Biegłabyś w stronę osiedla, na którym mieszkał Facundo i nawet cieszyłabyś się, że Twój samochód stoi u mechanika. Czułabyś, że wreszcie podjęłaś słuszną decyzję i rozpierałaby Cię energia, która kazała ignorować zadyszkę i ból łydek. Ignorowałabyś także ciemne chmury, zapowiadające solidną ulewę, której miasto wyczekiwało ze zwiędniętą i wysuszoną niecierpliwością. Błyskawica przecięłaby niebo, gdy wbiegałaś pod zadaszenie budynku, w którym mieszkał. Nacisnęłabyś klamkę jego mieszkania, lecz drzwi byłyby zamknięte. Zaczęłabyś pukać niecierpliwie, bo nie pomyślałaś, by zabrać swój klucz. Uśmiechnęłabyś się, słysząc zbliżające się kroki i zamarłabyś z otwartymi ustami, gdy drzwi otworzyłyby się. Chciałabyś zapytać Cristiana co tu robi, lecz widok Franceski rozpakowującej kartony za jego plecami wyjaśniłby Ci wszystko. Spojrzałabyś na niego pytająco, a on pokręciłby głową, zaciskając wargi w cienką kreskę.
- Wyjechał, Mati.
Niemal poczułabyś jak się kurczysz, kiedy opuściła Cię cała energia. Oparłabyś się o ścianę, bo zakręciłoby Ci się w głowie.
- Myślałem, że wiesz. Przykro mi.
- Przecież miał jechać za tydzień - wymamrotałabyś.
Rozłożyłby ręce w geście bezradności.
- Mówił, że to miasto go zabija... Przykro mi - powtórzyłby.
Kiwnęłabyś głową bez słowa i wybiegłabyś na ulicę dokładnie w chwili, gdy pierwsze ciężkie krople deszczu spadłyby na rozgrzaną ziemię. Biegłabyś coraz wolniej i wolniej, by w końcu usiąść na krawężniku i schować twarz w dłoniach.
Nie ma go.
Znów zostałaś sama.

wtorek, 26 lutego 2013

Moralità 15.

Próbowałabyś zamaskować zażenowanie i nerwy, wybuchając śmiechem, który nie pasował do okoliczności. Zerknęłabyś na niego, licząc na ujrzenie iskierek radości w oczach, które oznaczałyby, że to był tylko żart, ale spotkałabyś twarde spojrzenie. Zagryzłabyś wargę i siląc się na lekki ton odpowiedziałabyś, że:
- Przyjacielem, oczywiście.
Patrzyłby na Ciebie badawczo, by po czasie, który wydał Ci się wiecznością, zapytać:
- A to...?
Wzruszyłabyś ramionami, choć wewnątrz krzyczałabyś, że to bzdura, a jednak usta ułożyłyby się odpowiednio, by powiedzieć:
- Przecież mnie znasz...
Pokiwałby głową i przyciągnąłby Cię z powrotem do siebie. Ulżyło by Ci, miałabyś jednak wrażenie, że nie mówi wszystkiego. Podskórnie czułabyś, że coś przed Tobą ukrywa i nie byłabyś już tak spokojna. Ubralibyście się pospiesznie i trochę wstydliwie. Próbowalibyście udawać, że nic się nie stało, maskując niepewność uśmiechem, lecz byłoby to trudne. Nie widziałabyś radości w jego oczach, w Twoich też pewnie by jej nie było, a Twój uśmiech przypominałby raczej grymas niezadowolenia. Nie podobałby Ci się dystans, jaki się między Wami pojawił, lecz udawałabyś, że go nie dostrzegasz. Dzień dłużyłby się, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło, tematy do rozmowy ulatywałyby, nie przynosząc w zamian niczego poza nerwową ciszą. Czułabyś wszechogarniający smutek, gdy ponownie znalazłabyś się w swoim mieszkaniu, stojąc naprzeciwko rybki i sprawdzając, czy podczas Twojej nieobecności niczego jej nie brakowało.
- Zadzwoń do niej - usłyszałabyś za swoimi plecami. Wzruszyłabyś ramionami tak beznamiętnie, jakby to, o czym mówił  nie miało dla Ciebie znaczenia.
- Po co? Ilona nigdy mi nie wybaczy.
Zaśmiałby się pusto i odwróciłby Cię ku sobie.
- To Twoja siostra - powiedziałby chwytając Twoją twarz w dłonie - już dawno Ci wybaczyła, a nawet jeśli nie wybaczyła do końca, to tęsknota i tak przeważy.
Burknęłabyś, że pomyślisz o tym, lecz nie byłaby to prawda, bo wiedziałabyś z góry, że to nie jest dobry pomysł. Pocałowałby Cię w czoło, jak zwykł robić zawsze na pożegnanie i ruszyłby w stronę drzwi, jednak zatrzymałby się, odwróciłby się raz jeszcze i rzuciłby jakby od niechcenia.
- Zapomniałbym, a chyba powinnaś o tym wiedzieć. Zmieniam klub.
Zaśmiałabyś się, lecz śmiech zamarłby i zrozumiałabyś, że to nie jest żart, gdy powiedziałby spokojnym głosem, patrząc Ci prosto w oczy:
- Wyjeżdżam, Mati.
Poczułabyś jak uginają się pod Tobą kolana i spadłabyś na fotel. Patrzyłabyś na niego, szukając na jego twarzy oznak rozbawienia, lecz nie znalazłabyś ich.
- Kiedy? - spytałabyś obco brzmiącym głosem.
- Za dwa, może trzy tygodnie.
Wpatrywałabyś się w niego twardo, czując, jak ogarnia Cię złość.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? Kiedy się zdecydowałeś?
- Dziś.
Otworzyłabyś usta, lecz nie wydobyłby się z nich żaden dźwięk. Odwróciłby się, by wyjść, lecz zatrzymałabyś go kolejnym pytaniem. Pytaniem przepełnionym goryczą:
- A co z nami?
Zaśmiałby się bez radości i spojrzałby na Ciebie z przedziwną mieszanką smutku i rozbawienia.
- Jacy "my"? Nie ma "nas", Mati. Znajdziesz tu sobie innego przyjaciela, a jeśli byś mnie potrzebowała, to San Giustino nie jest przecież na końcu świata. Są jeszcze telefony i cała reszta elektronicznych bzdetów. Poradzisz sobie, zawsze sobie radzisz...
Chciałabyś to wyśmiać. Chciałabyś powiedzieć, że przyjaciele nie zostawiają się w taki sposób. Chciałabyś powiedzieć, że potrzebujesz go tu, obok, bez względu na to, jak egoistycznie by to zabrzmiało. Wiedziałabyś doskonale, że zabierze ze sobą całą Twoją radość, lecz nie miałabyś siły protestować. Zapadłabyś się głębiej w fotel i patrzyłabyś jak zamykają się za nim drzwi, by w końcu zapytać ciszę, która zapadła:
- Dlaczego?
 Nie mogłabyś uwierzyć, że tak łatwo przekreśla Waszą znajomość i pomyślałabyś ze złością, że Cię oszukał. Że jest dokładnie taki, jak inni, choć wiedziałabyś, że to nie jest prawda. Chciałabyś biec za nim i błagać o zmianę zdania, lecz nie zrobiłabyś tego.
Miał rację - nie ma "Was".
Lepiej będzie mu bez Ciebie.

niedziela, 24 lutego 2013

Moralità 14.

Czas mijałby, jak to ma w zwyczaju, w sposób nieubłagany, zacierając wspomnienia świąt i sylwestra, które spędziliście wspólnie jako niemal obcy ludzie, bawiąc się doskonale jak starzy znajomi. Od dawna już wiedziałaś, w której szafce jego kuchni znajdziesz swój ulubiony kubek i czasem łapałaś się na tym, że bezskutecznie szukasz tego właśnie kubka w swoim mieszkaniu. Od dawna miałaś swoją wejściówkę na halę, półkę w jego szafie, której zawartość powiększała się z każdym Twoim nieplanowanym przedłużeniem wizyty i klucz dorobiony na wypadek, gdybyś znów czekała na klatce z ciężkimi zakupami. Od dawna przejął na siebie obowiązek karmienia Twojej rybki, bo jak twierdził, tylko ona go rozumie. Od dawna odpowiadałaś ciekawskim znajomym z biura, że jest tylko przyjacielem, za to najlepszym, jakiego kiedykolwiek miałaś. Od jakiegoś czasu Cristian śmiałby się, że taka przyjaźń nie istnieje, lecz widząc Twoją złość przyganiałby Cię ramieniem i całując we włosy przepraszałby i dziękowałby po raz kolejny, że przedstawiłaś mu Franceskę, a Ty po raz kolejny mówiłabyś, że cieszysz się z ich szczęścia i naprawdę byś się z niego cieszyła. Nie tęskniłabyś za Waszymi dawnymi spotkaniami, twierdziłabyś, że obecne wspólne wypady na poranną kawę do Luigiego są dużo lepsze, a koszulkę do spania i tak Cristianowi zabrałaś. Twoje życie zaczynałoby przypominać normalne życie kobiety w Twoim wieku i najwyraźniej służyła Ci ta zmiana, bo nawet wredna dotychczas szefowa stwierdziła, że wyglądasz wprost kwitnąco w tej nowej wiosennej sukience, a energia, która Cię rozpierała i którą z radością przelewałaś w kolejne projekty, sprawiła, że jesteś pierwsza w kolejce do awansu. Witałabyś każdy dzień z uśmiechem, czasem jednak pojawiałaby się myśl, że nie zasługujesz na to wszystko i że ten domek z kart runie zanim zdążysz się nim nacieszyć. Zastanawiałabyś się wówczas, dlaczego Facundo traci czas na Ciebie, szybko jednak uspakajałabyś się, bo skoro Ty doskonale się przy nim czułaś, to może z nim jest podobnie. Nadeszłaby wiosna, a wraz z nią samotne dni i wieczory spędzone przed telewizorem z obgryzanymi z nerwów paznokciami i przekleństwami rzucanymi w stronę sędziego, który był chyba ślepy, albo Argentyna czymś mu podpadła. Pierwsza taka wiosna, kiedy codziennie podchodziłabyś do kalendarza wiszącego na ścianie i odhaczałabyś kolejne dni rozłąki, zaznaczone przez niego koślawymi kółeczkami. Pierwsza taka wiosna, kiedy zaczęłabyś się zastanawiać czy ta znajomość nie zabrnęła za daleko, skoro kilka godzin bez jego uśmiechu wydaje Ci się być wiecznością i wyczekujesz na najkrótszą choćby wiadomość, zerkając co chwilę nerwowo na wyświetlacz telefonu. Później przyszłoby lato z normalnymi w tym mieście upałami i suszą. Biegałabyś po Maceracie w zwiewnych sukienkach i uśmiechem, który ostatnio nie opuszczał Twojej twarzy, sprawiając, że wszyscy mężczyźni wodziliby za Tobą wzrokiem, lecz zupełnie by Cię to nie interesowało. Poranną kawę u Luigiego piłabyś często w towarzystwie Facundo, który również polubił to miejsce. Nie zwracałabyś uwagi na Luigiego, za to uśmiechałabyś się życzliwie do jego żony, komplementując jej piękne oczy oraz cudowne kolczyki, których miała chyba setki, a których wcześniej nie zauważałaś.

Wtedy też przyszedłby ten dzień.

Nie zapowiadałby się jakoś szczególnie. Wstałabyś o normalnej dla Ciebie wczesnej porze i robiłabyś dziesiątki nieistotnych rzeczy, w rzeczywistości jednak czekałabyś na podwójny dzwonek do drzwi, który oznajmi, że Facundo faktycznie wrócił. Rzuciłabyś się na jego szyję i pogratulowałabyś wygranej, a on zaśmiałby się, pocałowałby Twój policzek i kazałby Ci się zbierać, bo zaplanował wycieczkę. Klasnęłabyś w dłonie i z radością zaczęłabyś wrzucać niezbędne rzeczy do niewielkiej walizki. To nie byłby Wasz pierwszy wspólny wyjazd. Zwykle jeździliście niedaleko, bo nie mogliście pozwolić sobie na długie wakacje. Zwykle miała to być miła przerwa w codzienności, tak miało być również i tym razem. Uśmiechnęłabyś się szeroko, gdy skręciłby w kierunku Twojej ulubionej nadmorskiej miejscowości i zaśmiałabyś się dźwięcznie, gdy okazałoby się, że to również jego ulubione miejsce. Przyglądałby Ci się z uśmiechem, kiedy przechylona przez barierkę podziwiałabyś widok, zasłuchana w krzyki ptaków, lecz Ty nie uśmiechałabyś się. Miałabyś wrażenie, że powietrze jest nasycone jakąś dziwną mieszanką, która sprawiała, że nerwowo oblizywałaś wargi i wolałabyś patrzeć na krajobraz niż choćby zerknąć na niego. Cisza trwałaby dość długo, co zwykle się Wam nie zdarzało, więc zaproponowałabyś spacer. Poszlibyście nadmorskim bulwarem, ale rozmowa nie kleiłaby się tak, jak zwykle. Zadrżałabyś, gdy nagle chwyciłby Twoją dłoń. Spojrzałabyś na niego i widząc wyraz jego twarzy, wiedziałabyś już jak zakończy się ten dzień. Nie byłoby dla Ciebie zaskoczeniem, gdy wpiłby się zachłannie w Twoje usta, byłaby jednak dla Ciebie zaskoczeniem reakcja Twojego ciała, które zdawało się z wdzięcznością przyjmować każdy jego kolejny dotyk. Odsunąłby się, mówiąc coś o przyjaźni, zaufaniu i tym, co powinniście, lecz nie chciałabyś tego słuchać i zamknęłabyś mu usta kolejnym pocałunkiem, nie spotykając się z odtrąceniem. Wreszcie oderwalibyście się od siebie, lecz tylko po to, by bez słowa ruszyć w drogę powrotną i kontynuować pieszczoty w zaciszu hotelowego pokoju. Zaśmiałabyś się, gdy stoczylibyście się ze zbyt wąskiego pojedynczego łóżka i wylądowalibyście na miękkim dywanie, lecz szybko śmiech przerodziłby się w jęk, gdy poczułabyś jego usta znaczące wilgotną ścieżką drogę w dół. Nigdy nie przypuszczałabyś, że niewielki hotelowy pokój może przeistoczyć się w raj. Szukałabyś jego wzroku, całą sobą łaknęłabyś dotyku jego ciała, oplatając go ramionami i nogami. Byłabyś jak w transie, chcąc wciąż więcej, bliżej i bardziej, aż do czasu, gdy opadlibyście na puszysty materiał. Oparłabyś głowę na jego torsie, a on zatopiłby dłoń w Twoich włosach.  Wodziłabyś opuszkami palców po jego szyi i czułabyś się dziwnie spokojna. Słowa byłyby zbędne. Nie chciałabyś uciekać. Nie czułabyś potrzeby samotności. Nie uważałabyś, że to był błąd. Byłoby po prostu dobrze. Twoja dłoń zawisłaby niepewna dalszego ruchu, gdy padłoby pytanie, które zmieniało wszystko:
- Kim ja właściwie dla Ciebie jestem?
No właśnie. Kim?


Zła yuki. Okropna. Widzimy się we wtorek.
Moralità zakończy się numerem 18. Postaram się dodawać co dwa dni.

piątek, 22 lutego 2013

Moralità 13.

Gdybyś ktoś zapytał, odpowiedziałabyś bez zastanowienia, że nie wierzysz, że zdołasz jeszcze komukolwiek zaufać. Gdyby ktoś ciekawski drążył temat, odpowiedziałbyś, że może kiedyś, gdzieś, o ile ta osoba wykazałaby się cierpliwością i upartością godną greckich filozofów. Nie uwierzyłabyś, że zdołasz, może nie zaufać całkowicie, ale choćby zaakceptować czyjąś chęć udzielenia Ci pomocy, po zaledwie jednym wspólnie spędzonym dniu. Pomocy, której nie oczekiwałaś, ba, o którą nawet nie poprosiłaś! Zaśmiałabyś się, że ma pokazać swój dyplom psychologa, gdy zapytałby Cię od niechcenia podczas przygotowywania obiadu, czy Twoje życie Ci się podoba i co chciałabyś w nim zmienić. Odpowiedziałabyś, że nie zasługujesz na nic więcej. Rzuciłby nóż na blat i zapytałby nerwowo:
- Dlaczego Wy, kobiety, obwiniacie się o wszystko? Skąd to się bierze? Uważacie, że wszystko kręci się wokół was, czy próbujecie kontrolować każdą sytuację i jesteście zawiedzione, gdy to się nie udaje?
Zagryzłabyś wargę, a on chwyciłby Twoją dłoń i próbowałby wytłumaczyć, że to nie Twoja wina, że trafiłaś na skurwiela i przydarzył Ci się niefortunny splot okoliczności. Że możesz osiągnąć wszystko, co chcesz, musisz tylko wiedzieć, czego chcesz.
- Ale ja wciąż krzywdzę tych, którzy się do mnie zbliżą - odpowiedziałabyś płaczliwie.
Zaśmiałby się  i pokręciłby głową:
- Tylko siebie krzywdziłaś. Żaden z chłopaków się nie skarżył.
Odwróciłabyś wzrok i poczułabyś, że oblewasz się rumieńcem.
- Daj spokój - usłyszałabyś - chyba nie myślałaś, że nigdy nie rozmawiamy o Tobie. Nawet nie wiesz ile razy żałowałem, że pozwoliłem Ci wówczas odejść.
Spojrzałabyś na niego zaskoczona. Wzruszyłby ramionami a Ty bez zastanowienia burknęłabyś, że dziwnie się do tego zabiera i szybciej by było, gdyby zaprosił Cię na drinka. Zaśmiałby się i obrzuciłby Cię tym swoim spojrzeniem, które zdawało się prześwietlać na wskroś.
- Tak było kiedyś, teraz chcę Cię lepiej poznać.
Uciekłabyś wzrokiem, udając, że papryka, którą tniesz, jest bardzo interesująca, bo niby co miałabyś na to odpowiedzieć? Że nie ma w Tobie nic ciekawego? Że szkoda jego czasu? Chciałabyś, by stracił trochę czasu z Tobą. Zdążyłaś już polubić jego bezpośredniość. Zdążyłaś polubić jego obecność, lekko piżmowy zapach i nie miałabyś ochoty wracać sama do pustego mieszkania. Nieśmiało spojrzałabyś na niego i zapytałabyś tak cicho, że bałabyś się, że mógł nie usłyszeć:
- Więc na co czekasz?
Zaskoczyłby Cię po raz kolejny, gdy posadziłby Cię na kuchennym krześle i kazał opowiadać wszystkie nieistotne rzeczy, które dotyczyły Ciebie. Zaśmiewalibyście się do łez, jak bardzo różne filmy lubicie po to, by za chwilę wspólnie śpiewać piosenkę, która była Waszą ulubioną. Nie zorientowałabyś się kiedy poranek przekształcił się w ciemną noc i zdziwiłabyś się, że w okolicznych oknach dawno już pogasły światła. Odwiózłby Cię do Twojego mieszkania i kiedy przestąpiłabyś próg, machając mu z uśmiechem na pożegnanie, czułabyś się tak dobrze, jak nie czułaś się od dawna. Czułabyś, że coś się zmieniło. Czułabyś, że Ty się zmieniłaś i że rzeczywiście możesz osiągnąć wszystko, co tylko zechcesz. Pomyślałabyś nawet, że może jednak czeka Cię coś lepszego niż chwile ulotnej przyjemności.


Krótki i bez sensu, ale za to zmierzamy ku końcowi. 
Następny za dwa dni i wówczas będę już chyba wiedziała kiedy zobaczymy się tu po raz ostatni.

środa, 20 lutego 2013

Moralità 12.

Siedziałabyś przy stoliku, obejmując chłodnym dłoniami filiżankę z Twoim ukochanym espresso, którą wypluł przed chwilą ekspres Facundo. Patrzyłabyś tępo przed siebie, analizując wydarzenia poprzedniego wieczoru oraz nocy i po raz kolejny stwierdziłabyś, że nie rozumiesz własnego zachowania. Nie rozumiałabyś, dlaczego zamiast wysłać ich obu do diabła, wtuliłaś się w Facundo i poprosiłaś, by Cię stamtąd zabrał. Nie rozumiałabyś, choć wówczas wydawało Ci się to oczywiste i naturalne, dlaczego milczałaś przez całą drogę, by zacząć mówić, jak tylko zamknęły się za Wami drzwi jego mieszkania. Tym bardziej nie rozumiałabyś, dlaczego swoją opowieść rozpoczęłaś krótko przed tym, nim Twoje życie runęło, nakreślając mu idylliczny obraz szczęścia, o jakim zawsze marzyłaś, choć informacja o ciąży była dla Ciebie zaskoczeniem. Może chciałaś przypomnieć sobie czym jest szczęście? Patrzył na Ciebie poważnie i muskał lekko kciukiem Twoją dłoń, ale już nie potrzebowałaś zachęty. Tama, którą z trudem zbudowałaś, runęła i słowa wylewały się z Ciebie, pokazując ranę, która nigdy się nie zabliźniła. Głos załamałby Ci się po raz pierwszy, gdy doszłaś do wypadku matki i chwili gdy nie mogłaś dodzwonić się do Roberto, choć tak bardzo potrzebowałaś jego wsparcia, a on wyjechał bez słowa i wrócił dopiero po pogrzebie. Musiałaś zrobić krótką przerwę, gdy mówiłaś o tym, jak kilka dni później, wyczerpana i przerażona silnym bólem trafiłaś do szpitala. Ostatkiem rozsądku oszczędziłaś mu opisu horroru, jaki tam przeszłaś, sprzecznych informacji i ostatecznie bezbarwnego głosu lekarza mówiącego, że nie słyszy pracy serca. Oszczędziłaś mu opisu, jak wyłaś, gdy dawali Ci środki wywołujące poród i jak nie potrafiłaś podjąć decyzji, czy chcesz pochować swoje dziecko, a wszystkiemu towarzyszył przerywany sygnał telefonu Roberto i jego nieobecność przy Twoim boku. Zaczerpnęłaś głęboki oddech, by powiedzieć, że gdy wróciłaś do swojego mieszkania wsparta na ramieniu Ilony, Roberto wynosił właśnie ostatnie kartony ze swoimi rzeczami. Opowiedziałaś, jak chciałaś się w niego wtulić, a on odepchnął Cię. Nic z tego nie rozumiałaś, byłaś zresztą otumaniona środkami uspokajającymi, jednak w Twojej pamięci wyryło się jego zimne spojrzenie i zdanie, że cieszy się, że nie będzie musiał utrzymywać bękarta. Pamiętałaś jeszcze, choć wolałabyś o tym zapomnieć, jak próbowałaś go zatrzymać oraz, że to Ilona wyrzuciła go za drzwi. Pamiętałaś także jego cyniczny śmiech rozbijający się echem na klatce schodowej. Opowiedziałaś, że kolejne tygodnie przeżyłaś chyba wyłącznie dzięki uporowi Ilony, która cierpliwie pakowała w Ciebie łyżki jedzenia i tabletki, które miały przynieść ukojenie, a przynosiły jedynie sen. Znalazłaś zaskakujące Cię zrozumienie w oczach Facundo, gdy mówiłaś, jak zaczęłaś obserwować zachowanie swojego niedoszłego szwagra i doszłaś do wniosku, że oszukuje Ilonę dokładnie tak, jak Ty byłaś oszukiwana. Stwierdziłaś wówczas, że mężczyznom nie można ufać, że są tylko egoistycznymi próżniakami, którzy chcą mieć dziwkę, kucharkę i sprzątaczkę w jednym, za drobną cenę kilku komplementów i ckliwych słówek. Wtedy właśnie doszłaś do wniosku, że najlepiej będzie działać tak, jak oni - brać to, czego akurat potrzebujesz. Wypróbowałaś swój pomysł na mieszkającym naprzeciwko Twojej siostry studencie i ze śmiechem obserwowałaś później jak ucieka przed Tobą, jakby czegoś się wstydził, jednak zaczepiony zrobił  dokładnie to, o co go poprosiłaś. To doświadczenie dodało Ci pewności siebie. Zmieniłaś się. Zaopatrzyłaś się w odkrywające nieco więcej ciuchy oraz różnokolorową bieliznę i bez skrupułów weszłaś do łazienki, którą zajmował właśnie facet Ilony. Jeśli miałabyś być szczera przyznałabyś, że liczyłaś na to, że Cię wyrzuci, ale i tak spodobało Ci się, jak przycisnął Cię do wilgotnych od pary płytek i pospiesznie pozbawił ubrań. Nie przewidziałaś jedynie, że Twoja siostra wróci wcześniej i podejdzie do tego, co zobaczyła, zbyt emocjonalnie, płacząc i żądając waszej wyprowadzki. Nie chciałaś jej stracić, ale ona nie rozumiała Twojej chęci zdemaskowania oszusta, a Ty nie akceptowałaś jej ochoty do życia w kłamstwie. Po raz ostatni rozmawiałaś z nią, gdy przyniosła Ci nieszczęsną rybkę. Przez niemal trzy lata żyłaś z dnia na dzień, biorąc to, na co miałaś ochotę i nie napotykałaś większych problemów aż do dnia, gdy po raz pierwszy postanowiłaś odwiedzić prywatny parking Lube. Na tym zakończyłaś swoją opowieść i oczekiwałaś nagany, a dostałaś coś, czego się nie spodziewałaś. Nie spodziewałaś się zrozumienia, a tym bardziej przytulenia a to właśnie dostałaś i byłoby to zagadką, której nie potrafiłabyś rozwiązać wpatrując się w nieznany Ci sufit przez całą noc. Z tego powodu siedziałabyś, rozmyślając i pijąc małymi łykami chłodne już espresso, choć dużo łatwiej byłoby po prostu wrócić do siebie i zapomnieć o swojej chwilowej słabości. Gdybyś to zrobiła, nie mogłabyś jednak podziwiać widoku zaspanego Facundo wkraczającego do kuchni bez koszulki, nie mogłabyś także zadać pytania, którym go przywitałaś:
- Dlaczego to robisz?
Wzruszyłby ramionami i odpowiedziałby, jakby to było coś oczywistego, a Ty zapowietrzyłabyś się od tej odpowiedzi:
- Może chcę, żebyś kiedyś mogła mnie nazwać przyjacielem?
Przecież Ty nie miałaś przyjaciół od tak dawna, że nie pamiętałabyś już co to znaczy mieć przyjaciela. Intuicja podpowiadałby Ci, że to nie jest dobry pomysł, bo niszczysz ludzi, którzy próbują zmienić Twoje życie na lepsze. Widocznie los nie chce, żebyś była szczęśliwa. Nie dałby Ci zbyt wiele czasu na przemyślenia, a kolejną odpowiedź byłoby Ci łatwiej zaakceptować, bo pasowałaby do Twojej teorii, że wszyscy działają wyłącznie dla własnych korzyści:
- Poza tym wolałem nie ryzykować złości Cristiana i jesteś mi winna kolację.
Uśmiechnęłabyś, przekrzywiłabyś głowę i podejmując grę:
- Wczoraj twierdziłeś, że nic ci nie jestem winna.
Zaśmiałby się, rozkładając ręce i tłumacząc, że nawet on może się czasem mylić, a Ty po raz kolejny stwierdziłabyś, że ma przyjemny śmiech i odkryłabyś, że owszem, masz ochotę na kolację z nim. Po prostu kolację.

Przepraszam. Musiałam kiedyś to wszystko rozplątać.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Moralità 11.

Siedziałabyś na trybunach kompletnie rozdarta, bo z jednej strony miałabyś ochotę uciec z hali jak najszybciej, a z drugiej nie potrafiłabyś oderwać oczu od Facundo, który właśnie po raz kolejny rozminął się z piłką, doprowadzając tym biednego trenera do furii. Próbowałabyś zrozumieć dlaczego wciąż tam tkwisz, bo intuicyjnie czułabyś, że coś tu nie pasuje, ale nie mogłabyś się skupić na niczym innym niż obserwacja jego ruchów. Po głowie tłukłoby Ci się, że go zawiodłaś i bardzo ciążyłaby Ci ta myśl, choć nie wiedziałabyś czym konkretnie zawiniłaś i dlaczego miałabyś się tym przejmować. Gdy trener w końcu machnąłby ręką, dodając, że mają się doprowadzić do ładu przed kolejnym treningiem, nie wiedziałabyś nic więcej, niż kiedy tu przyszłaś. Przymknęłabyś oczy i westchnęłabyś zrezygnowana, gdy Facundo pierwszy pobiegłby w stronę szatni, nie patrząc nawet w Twoim kierunku. Poczułabyś, że ktoś stoi obok Ciebie, otworzyłabyś oczy, napotkałabyś rozbawione spojrzenie Cristiana i usłyszałabyś:
- Przynajmniej wiem, dlaczego zniknęłaś. Na co czekasz? Biegnij za nim!
Wpatrywałabyś się w niego przez chwilę i nie bardzo wiedziałabyś o co mu chodzi, a on roześmiałby się ponownie, podniósłby Cię, ciągnąc za rękę i wytłumaczyłby, wskazując palcem kierunek:
- Tam. Pobiegł. Facundo. Masz. Iść. Za. Nim. Natychmiast.
- Dlaczego? - wymamrotałabyś.
Wzruszyłby ramionami.
- Nie wiem dlaczego, ale jeśli tego nie zrobisz, to Mauro całkiem wyłysieje z nerwów, a Wy oboje będziecie się zadręczać. Chyba powinniście porozmawiać.
Uznałabyś, że to ma sens, uśmiechnęłabyś się, pocałowałabyś go w policzek i wykrzyczałabyś podziękowanie, gdy biegłaś już we wskazanym kierunku. Zawahałabyś się przed drzwiami szatni, nacisnęłabyś jednak klamkę w nadziei, że będziecie sami. Okazałoby się, że sami nie jesteście. Zostałabyś obrzucona zaskoczonym spojrzeniem kilku par oczu, gdy podeszłabyś do Facundo i wyszeptałabyś, że chciałabyś z nim porozmawiać.
- O czym? - odpowiedziałby.
Zagryzłabyś nerwowo wargę, bo właściwie sama byś tego nie wiedziała.
- Nawet Ci nie podziękowałam i jestem Ci winna wyjaśnienie...
- Nic mi nie jesteś winna  - wycedziłby, rzucając Ci przelotne spojrzenie i poszedłby w kierunku, z którego dobiegał szum wody. Patrzyłabyś bezradnie za nim, zastanawiając się dlaczego spotkania z nim nieuchronnie przywołują wspomnienia i myśli, że nadszedł czas, by zmierzyć się z przeszłością. W końcu spuściłabyś głowę, by nikt nie dostrzegł łez błyszczących w Twoich oczach, wymamrotałabyś przeprosiny i wyszłabyś. W wąskim korytarzu spotkałabyś Cristiana, który zapytałby co się stało, lecz nie dostałby odpowiedzi. Minęłabyś bez słowa Marko, który odwrócił wzrok i starał się zejść Ci z drogi. Na ulicy zatrzymałabyś taksówkę i wywołując swym szlochem przerażenie kierowcy, mknęłabyś w stronę swego mieszkania. Gdy udałoby Ci się włożyć drżącymi dłońmi klucz w zamek i przekręcić go w prawo, skierowałabyś swe kroki do sypialni, gdzie z bałaganu panującego na dnie szafy wyjęłabyś stary, rozciągnięty, a teraz jeszcze pognieciony dres, który dostałaś kiedyś od mamy. Założyłabyś go i powędrowałabyś do kuchni, gdyż na trzeźwo nie byłabyś w stanie zrobić tego, co zrobić chciałaś. Po kilku szybkich kieliszkach wódki, mając wielką ochotę na kilka kolejnych i tłumacząc sobie, że alkohol w niczym Ci nie pomoże, odważyłabyś się podejść do drzwi pokoju, do którego nie zaglądałaś od wielu miesięcy. W dawnej pracowni Roberto usiadłabyś na zakurzonej podłodze, wśród rzeczy, których nie chciał zabrać do swojego nowego życia i starałabyś się nie wspominać, jak rozpaczliwie próbowałaś go zatrzymać. Wyjęłabyś z kartonu zdjęcia, będące jedynym, oprócz zepchniętych w niebyt wspomnień, dowodem na to, że kiedyś byłaś inna. Gdy rozpłakałabyś się histerycznie nad kolejną odbitką, poczułabyś czyjąś obecność i utonęłabyś w dobrze Ci znanych ramionach Cristiana. Wyrwałabyś się, wrzasnęłabyś, że ma się stąd wynosić i chciałabyś uciec do swojej sypialni, jednak niespodziewanie natknęłabyś się na inne ramiona. Zaskoczona podniosłabyś wzrok, wbiłabyś się spojrzeniem w wyrażające smutek oczy Facundo i wiedziałabyś, że powodem tego smutku nie jest Twoje zachowanie ani wygląd, lecz fotografia, którą przed chwilą trzymałaś w dłoni, a która obecnie leżała wśród innych na podłodze. Zwykłe zdjęcie ukazujące Cię młodszą o kilka lat, z nieco dłuższymi włosami i głową opartą na ramieniu Roberto. Uśmiechałaś się na nim radośnie, ufnie patrząc w obiektyw aparatu i obejmując troskliwie wyraźnie zaokrąglony brzuch. Tak wyglądały ostatnie dni Twojego szczęścia, ale o tym oni wiedzieć nie mogli.


Wybaczcie, że trwało to tak długo. Próbowałam złapać szczęście na zapas, ale jakoś nie czuję się teraz szczęśliwa, więc chyba się nie udało... Zapowiada się, że będę miała trochę wolnego czasu, może skończę Matyldę w tym tygodniu. Zaległości w czytaniu tez szybko nadrobię.

czwartek, 14 lutego 2013

Moralità 10.

Przez kilka kolejnych tygodni próbowałabyś poskładać samą siebie. Omijałabyś wszystkie miejsca, gdzie mogłabyś spotkać kogoś z Lube, co sprowadzało się do tego, że zmieniłabyś godziny pracy, po niej wracałabyś prosto do domu, gdzie spędzałabyś czas oglądając stare seriale komediowe, jedząc lody i błogosławiąc swoją przemianę materii. Kilka osób próbowałoby się z Tobą skontaktować, lecz skutecznie odrzucałabyś wszelkie połączenia i udawałabyś, że wyparowałaś. Po dwóch miesiącach czułabyś się już na tyle pewna siebie i miałabyś tak wielką ochotę na seks, że postanowiłabyś wyjść z domu. Bałabyś się spotkania z Marko, więc zrezygnowałabyś wizyty na parkingu, a jednocześnie obawiałabyś się zaczepić kogoś obcego, co skończyłoby się tym, że snułaś się uliczkami Maceraty, zdziwiona ilością świątecznych ozdób, zła na cały świat i na siebie w szczególności. Uśmiechnęłabyś się, gdy usłyszałabyś, jak ktoś Cię woła i gdy rozpoznałabyś w tym kimś jednego z przyjmujących Lube, z którym jak dotąd miałaś okazję jedynie przelotnie rozmawiać. Przyjęłabyś jego propozycję wspólnej kawy i poczułabyś, że znów żyjesz, gdy zaczęłabyś masować wewnętrzną część jego uda pod niewielkim kawiarnianym stolikiem, a on oblałby się swoim cappuccino. Z błyskiem w oku stwierdziłby, że musi się przebrać, a Ty szybko zaproponowałabyś, że możesz mu towarzyszyć. Drogę do jego mieszkania pokonalibyście w rekordowo krótkim czasie. Przyparłby Cię do ściany, jak tylko zamknęłyby się za Wami drzwi zabytkowej kamienicy, w której mieszkał. Całowalibyście się, tracąc oddech i mając coraz większą ochotę na ciąg dalszy, jednak przerwałoby Wam chrząknięcie sąsiadki. Chwyciłby Twoją dłoń i wymijając intruza bez słowa, pociągnąłby Cię po schodach, by ponownie przycisnąć do ściany, tym razem swojego przedpokoju. Lorenzo zaskoczyłby Cię czułością wyjątkową jak na Wasz kompletny brak znajomości. Miałabyś wrażenie, że jesteś kimś niezwykłym, gdy błądził dłońmi po Twoim ciele. Wszedłby w Ciebie z niecierpliwością typową dla mężczyzn z niewielkim doświadczeniem, lecz nadrabiałby te braki wpatrując się w Ciebie z pożądaniem i szepcząc słowa, które chyba każda kobieta w podobnej sytuacji chciałaby słyszeć. Postanowiłabyś nauczyć go kilku trików. Okazałby się bardzo pojętnym uczniem i już po chwili zaciskałabyś kurczowo dłonie na prześcieradle, a on nie miałby zamiaru przerywać tylko po to, byś mogła spokojnie zaczerpnąć powietrza. Krzyczałabyś i zostawiałabyś krwawe ślady na jego plecach, ale to tylko napędzałoby jego wytrwałość. W końcu ścisnęłabyś jego pośladki i przyciągnęłabyś go mocno do siebie, powodując, że zadrżałby i krzyknął gardłowo. Uśmiechnęłabyś się, gdy opadłby bezwładnie na Twoje ciało i roześmiałabyś się głośno, gdy pogładziłby Cię po twarzy i zapytał beztrosko:
- Ale wiesz, że Cię nie kocham?
Tak, Lorenzo zaskoczyłby Cię również poczuciem humoru i kolejne godziny spędzilibyście w jego łóżku zajadając się pizzą oraz chipsami, teoretycznie dla niego były zakazanymi, a których zapasy miał pochowane w różnych częściach mieszkania, pijąc sok pomarańczowy prosto z kartonika i zaśmiewając się do łez. Po południu Lorenzo westchnąłby i oznajmił, że musi iść na trening, a Ty myślałabyś, że to kolejny żart i stwierdziłabyś, że dość już dziś trenował. Gdy okazałoby się, że to prawda, zagryzłabyś wargę i zapytałabyś, zaskakując i jego i siebie:
- Mogę iść z Tobą?
Zdziwiłby się, więc wyjaśniłabyś pospiesznie, że musisz z kimś porozmawiać, co on uznałby za wystarczający powód, a co nie miało nic wspólnego z prawdą. Nie wiedziałabyś dlaczego tak Ci na tym zależy i podejrzewałabyś, że to niechęć przed kolejnym samotnym popołudniem. Na halę wkroczylibyście razem, uśmiechnięci, z twarzami zaróżowionymi od chłodnego wiatru i dłońmi splecionymi jak klasyczna para, co wywołałoby gwizdy i niewybredne komentarze. Zauważyłabyś Marko chowającego się wstydliwie za plecami kolegów, pochwyciłabyś kilka spojrzeń świdrujących Cię z zainteresowaniem lub uśmiechem i to jedno przepełnione żalem. Facundo. Puściłabyś gwałtownie dłoń Lorenzo i spuściłabyś wzrok, bo nagle, z nieznanego Ci powodu, poczułabyś, jak ogarnia Cię wstyd, znaczący nagłą czerwienią Twoje blade policzki. Poczułabyś się brudna. Poczułabyś się jak dziwka.

Taki mały prezencik ;)

wtorek, 12 lutego 2013

Moralità 9.

Niepewnie przekroczyłabyś próg i rozejrzałabyś się wokół. Spodziewałabyś się bałaganu typowego dla męskich mieszkań i zdziwiłabyś się, gdy stwierdziłabyś, że otacza Cię nieskazitelny niemal porządek, przetykany gdzieniegdzie firankami, obrusami i kolorowymi poduszkami, tworzącymi razem ciepły i przyjemny, choć dość niemęski wystrój.
 - Twoja dziewczyna nie będzie zła, jak nas tu zastanie?
Uśmiechnąłby się ciepło, popychając Cię do przodu.
- Nie mam dziewczyny.
Zatrzymałabyś się, bo nagle doznałabyś olśnienia. Uderzyłabyś się dłonią w czoło, bo wreszcie kawałki układanki zaczynały do siebie pasować.
- No tak, to oczywiste, jesteś gejem. 
Zaśmiałby się i zbliżyłby się do Ciebie bardzo blisko. Tak blisko, że w Twoje usta uderzyłoby powietrze, gdy powiedziałby, wpatrując się w Twoje oczy.
- Skąd ten pomysł?
Poczułabyś, że roztapiasz się pod jego spojrzeniem, więc pospiesznie odwróciłabyś wzrok i zaczęłabyś wyliczać nerwowo, że Cię nie chciał, a to nie jest normalne, że zawsze jest dobrze ubrany, w mieszkaniu ma porządek i na dodatek otacza się tym wszystkim - jako koronny dowód uniosłabyś ozdobną zieloną poduszkę. Wzruszyłby ramionami.
- I co z tego? 
No tak, nic z tego. Akurat nie miałabyś ochoty rzucić się na niego, by zyskać ostateczną odpowiedź, a on chyba też by o tym nie myślał, gdy popchnąłby Cię w stronę łazienki informując, gdzie znajdziesz ręczniki i coś do ubrania. Po kąpieli znalazłabyś go w kuchni szykującego Ci kakao oraz naleśniki i stwierdziłabyś, że chyba jest pieprzonym nieistniejącym ideałem czytającym w Twoich myślach. Usiadłabyś blisko niego na sofie i odkryłabyś, że te poduszki jednak mają sens. Przez chwilę miałabyś ochotę po prostu go pocałować, jednak stchórzyłabyś, co wprawiłoby Cię w zły nastrój, bo nie miałaś w zwyczaju tchórzyć. Zauważyłby zmianę, jak w Tobie zaszła i próbowałby Cię pocieszyć, obejmując i obiecując, że Marko się już do Ciebie nie zbliży. Oparłabyś głowę na jego ramieniu, przymknęłabyś oczy i poczułabyś się tak, jak kiedyś, gdy siedziałaś w ten sposób z Roberto, a świat zdawał się być szczęśliwym miejscem pełnym miłości. Poderwałabyś się i podeszłabyś do okna, bo przecież obiecałaś sobie, że nie będziesz wspominała przeszłości, a teraz ona wracała nieproszona. Stałabyś, wpatrując się w krajobraz i zastanawiając, co się z Tobą dzieje, gdy odwróciłby Cię i znów znalazłabyś się pod czujną obserwacją.
- Dlaczego jesteś taka, Mati? Jak do tego doszło?
Zaskoczyłby Cię. To nie powinno go interesować, prawda? Zaintrygowałby Cię jednak sposób, w jaki Cię postrzega.
- Jaka? - zapytałabyś, choć głosik w głowie podpowiadał, by wyśmiać jego dociekliwość.
Wzruszyłby ramionami.
- Taka - wskazałby całą Twoją postać - Niedostępna, wyzywająca, obcesowa, a zarazem zagubiona i rozpaczliwie potrzebująca bliskości. Choćby tylko fizycznej. Czego się boisz?
Otworzyłabyś usta, żeby zaprzeczyć, jednak nie powiedziałabyś niczego. Myślałabyś gorączkowo, że to nie jest normalne, by tyle o Tobie wiedział po zaledwie kilku wspólnych godzinach. Wpatrywałabyś się w jego oczy i czułabyś, że to zainteresowanie jest prawdziwe. Byłabyś już bliska wyznania mu wszystkiego, co Cię spotkało i tego, co sama zrobiłaś, lecz ścisnąłby delikatnie Twoją dłoń i ocuciłoby Cię to. Był dla Ciebie zbyt dobry, a Ty od jakiegoś czasu nie wierzyłaś już w ludzką, a szczególnie męską, bezinteresowną dobroć. Spojrzałabyś prosto w jego oczy i chciałabyś zapytać czego od Ciebie chce, lecz nie mogłabyś wydusić z siebie słowa. Zrobiłabyś to, co byłoby najłatwiejsze - odwróciłabyś się na pięcie i uciekłabyś, mrucząc pod nosem ze złością:
- Nic o mnie nie wiesz.

niedziela, 10 lutego 2013

Moralità 8.

Twoją uwagę zwróciłoby dziwne stukanie. Poczułabyś, że znów zasłonił Twoje usta dłonią. Zdecydowałabyś się otworzyć oczy i rozejrzeć, gdy stukanie zamieniłoby się w solidne uderzenia i towarzyszyłyby im stłumione przez odległość męskie krzyki:
- Marko, otwieraj! Wiem, że tam jesteś.
Zakląłby i spojrzałby na Ciebie niepewnie, by po chwili wepchnąć Ci do ust jakiś zwinięty materiał. Szarpałabyś się, lecz tak jak wcześniej, nie miałabyś z nim szans. Sprawdziłby czy Twoje dłonie są związane wystarczająco mocno i wyszedłby z pokoju, krzycząc, że już idzie. Próbowałabyś wyrównać oddech, by lepiej słyszeć rozmowę. Usłyszałabyś wyrzut gościa, że musiał tak długo czekać, a przecież byli umówieni. Usłyszałabyś tłumaczenie, że był zajęty, co zostałoby skwitowane śmiechem. Głosy zbliżyłyby się. Myślałabyś gorączkowo, jak zwrócić na siebie uwagę i zastanawiałabyś się, czy to nie pogorszy tylko Twojej sytuacji, przecież leżałaś całkiem naga, a w pokoju obok było co najmniej dwóch mężczyzn, z czego jeden na pewno chciał Cię mieć. Zdecydowałabyś się, gdy głosy zaczęły się oddalać. Próbowałabyś krzyczeć, lecz materiał skutecznie tłumiłby wszystkie dźwięki. Nie mając lepszego pomysłu zaczęłabyś uderzać stopą o krawędź łóżka, nie zważając na ból i dziękując w myślach za to, że choć stopy miałaś wolne. Nastąpiłaby wymiana zdań, której nie zrozumiałaś, bo hałasowałaś z całych sił, aż w końcu drzwi otworzyłyby się. Zamarłabyś, podobnie jak stojący w nich mężczyzna. Zwróciłby się w stronę Marko, który nie zrażony zaproponowałby:
- Starczy dla nas dwóch. 
Prawdopodobnie nie zdążyłby nawet zauważyć, że pięść z dużym impetem zbliżyła się do jego twarzy, kończąc swą drogę w okolicy kości policzkowej. Odetchnęłabyś z ulgą, gdy jego gość podszedłby do Ciebie, przykryłby Cię kocem, starając się nie patrzeć na Twoje ciało i oswobodziłby Cię. Wyjęłabyś materiał z ust i wysapałabyś:
- Dziękuję, Facundo. 
Kiwnąłby głową, lecz bardziej interesowałoby go, czy jesteś cała i "czy ten debil coś Ci zrobił". Odpowiedziałabyś cicho, że nie zdążył. Pokręciłabyś głową, gdy zapytałby, czy chcesz to zgłosić na policję. Wyszedłby, żebyś mogła doprowadzić się do ładu i dopiero wówczas zauważyłabyś, jak bardzo jesteś roztrzęsiona. Usiadłabyś, oddychając głęboko i starałabyś się nie myśleć o tym, do czego o mało nie doszło. Nie pamiętałabyś co działo się w następnych minutach, ocknęłabyś się z otępienia dopiero w samochodzie Facundo, który mknąłby w nieznanym Ci kierunku. Uśmiechnąłby się do Ciebie, gdy zatrzymalibyście się na jakimś skrzyżowaniu. Chciałabyś jak najszybciej uciec, by nie musieć patrzeć w te oczy, które hipnotyzowały, przyglądając Ci się z troską. Postanowiłabyś wykorzystać prostą metodę, która nie raz ratowała Cię przed niechcianym towarzystwem. Spojrzałabyś na zegarek i krzyknęłabyś:
- Już jedenasta?! Muszę wyprowadzić psa na spacer! 
 Parsknąłby śmiechem, a Ty skuliłabyś się w fotelu, gdy powiedziałby:
- Przecież Ty nie masz psa... Nie wytrzymałabyś świadomości, że musisz się o niego troszczyć, że komuś, choćby temu psu, może na Tobie zależeć. Możesz mieć co najwyżej rybki, ale i tak nie sądzę, żebyś je miała. Chyba, że ktoś Ci je dał, albo chciałaś mieć obok jakąś żywą istotę - zastanawiałby się głośno, a Ty zacisnęłabyś zęby, bo powiedział niemal to samo, co Ilona, gdy przyszła się z Tobą pożegnać. Przyniosła Ci wówczas kulę z rybką i wyjaśniła zimnym głosem, że nawet Ty możesz kiedyś zatęsknić za towarzystwem, więc rybka jest dla Ciebie idealna. Nie lubiłabyś tego towarzystwa, ale nie potrafiłabyś się go tak po prostu pozbyć, rybka przecież nie była niczemu winna i nie zasłużyła na karę śmierci, więc egzystowałyście obok siebie już trzeci rok. 
Jak to możliwe, że Facundo rozgryzł Cię od razu? Nikt wcześniej nie kwestionował Twojego wymyślonego psa... Nie zauważyłabyś, że po Twoich policzkach znów płyną łzy, lecz on dostrzegłby to i zatrzymałby się, żeby Cię przeprosić za głupie komentarze i wyciągnąć w Twoją stronę dłoń z chusteczkami. Odtrąciłabyś ją i wybiegłabyś z samochodu. Biegłabyś przed siebie, próbując nie połamać obcasów na nierównym chodniku, szlochając i przeklinając w myślach PMS, bo byłaby to jedyna przyczyna, którą chciałabyś obwiniać o swoją emocjonalną rozsypkę. Zostałabyś zatrzymana gwałtownie i po chwili przywarłabyś do jego ciepłego ciała, wdychając przyjemny zapach perfum.
- Nie pozwolę, żebyś teraz była sama - powiedziałby zdecydowanie wprost w Twoje włosy, trzymając Cię w szczelnym uścisku. Zamknęłabyś oczy, bo byłoby to całkiem przyjemne i tak inne od tego, czego zaznałaś w ostatnim czasie, że kiwnęłabyś głową na znak zgody.

środa, 6 lutego 2013

Moralità 7.

Obudziłabyś się i rozejrzałabyś się z przerażeniem, bo ściany Twojego mieszkania miały odcień słonecznie żółty, a teraz widziałaś przed sobą jedynie biel. Przyjrzałabyś się swojej garderobie i z ulgą odkryłabyś, że niczego nie brakuje. Wstałabyś i pokręciłabyś głową, zagryzając nerwowo wargę, gdy rozpoznałabyś na rodzinnej fotografii stojącej na półce kogoś, kogo śladu nie spodziewałaś się napotkać i z kim wolałabyś nie spotykać się sam na sam. Bałabyś się go z powodów całkowicie irracjonalnych, bo w zasadzie nigdy nie dał Ci podstaw do strachu. Miałabyś nadzieję, że uda Ci się cicho opuścić jego mieszkanie, lecz nadzieja ta rozwiałaby się, gdy tylko otworzyłabyś drzwi.
- Już wstałaś? Myślałem, że pośpisz co najmniej do południa - usłyszałabyś. Obróciłabyś się w kierunku, z którego dochodził głos i zobaczyłabyś Marko siedzącego wygodnie w fotelu z parującym kubkiem w dłoni. Zacisnęłabyś wargi, bo po raz pierwszy od dawna nie znalazłabyś odpowiednio złośliwej odpowiedzi. On jednak nie czekałby na odpowiedź, tylko wstałby mówiąc:
- Chodź.
Widząc Twoje wahanie, pociągnąłby Cię za rękę, by po chwili posadzić na krześle w swojej kuchni. Postawiłby przed Tobą butelkę z wodą i jakieś tabletki, które oddałabyś mu, bo:
- Nie potrzebuję tego, nigdy nie miałam kaca. 
Zastanawiałabyś się, czy powiedzieć mu resztę. Kaca, owszem, nigdy nie miałaś, za to czasem cierpiałabyś na coś dużo gorszego - kompletną pustkę w pamięci. Tak byłoby i tym razem, zupełnie nie pamiętałaś, jak się u niego znalazłaś. Byłabyś zła na siebie, że trafiłaś właśnie do Marko, bez względu na to, jak do tego doszło.  Nie powiedziałabyś tego wszystkiego, bo uśmiech, który wypełzłby nagle na jego twarz, bardzo by Ci się nie spodobał.
- Myślałem, że będziesz mi tu umierać, ale nawet lepiej, że tak nie jest - roześmiałby się rubasznie, a Ty zacisnęłabyś dłonie na torebce, szukając bezskutecznie wzrokiem czegoś, co mogłoby Ci posłużyć do obrony - Lubię, kiedy kobieta jest aktywna. 
Nie czekałabyś dłużej tylko puściłabyś się biegiem w kierunku, w którym spodziewałaś się znaleźć drzwi wyjściowe. Przewróciłabyś za sobą kilka krzeseł i nawet dobiegłabyś pierwsza, jednak szarpałabyś się z nimi, a one nie chciałyby się otworzyć. Krzyknęłabyś przerażona, gdy poczułabyś jak przyparł Cię do drzwi i zaczął błądzić dłońmi po Twoim podbrzuszu, próbując rozpiąć pasek od spodni. Krzyczałabyś nadal, wołając o pomoc do czasu, aż poradziłby sobie ze spodniami i zakryłby Twoje usta dłonią, mówiąc spokojnie z drwiącym uśmieszkiem:
- Och, daj już spokój, przecież oboje wiemy, że żadna z Ciebie cnotka.
Próbowałabyś walczyć, bijąc go na oślep zaciśniętymi pięściami, jednak nie zrobiłabyś mu tym większej szkody, jedynym efektem, jaki byś osiągnęła, byłaby jego złość. Uspokoiłabyś się w momencie, gdy wymierzyłby Ci policzek tak siarczysty, że uderzyłabyś o coś głową i straciłabyś równowagę. Ratowałby cię przed upadkiem, a ty wykorzystałabyś ten moment, by znów zacząć krzyczeć. Kiedy ponownie zacisnąłby dłoń na Twoich ustach byłby wściekły i dyszałby głośno:
- Uspokój się dziwko - warknąłby.
Zrozumiałabyś, że nie masz szansy z nim wygrać. Zacisnęłabyś mocno oczy i powtarzałabyś sobie jak mantrę, że przecież seks to nic strasznego, że robiłaś to już wielokrotnie, że powinnaś się rozluźnić i może nawet współpracować, a wszystko szybko i bezboleśnie się skończy, ale nie potrafiłabyś wykonać żadnej z tych rzeczy. Poczułabyś smak krwi, gdy rozgryzłabyś swoją wargę. Poczułabyś jak po Twoich policzkach spływają łzy i pomyślałabyś nawet, że chyba jednak masz jeszcze jakieś uczucia, skoro potrafisz płakać. Zauważyłabyś absurdalność tej myśli i próbowałabyś się zaśmiać, bo przecież zawsze lubiłaś się śmiać, ale tym razem nie potrafiłabyś. Pozwoliłabyś, by wziął Cię na ręce i zaniósł, niczym szmacianą lalkę, gdzieś wgłąb mieszkania. Nie otworzyłabyś oczu, gdy rzuciłby Cię na coś miękkiego i zdarł z Ciebie resztę odzieży. Zacząłby hałasować, jakby czegoś szukał, wypowiadając przy tym nerwowo słowa, które przywodziłyby Ci na myśl nienawidzone lekcje rosyjskiego. Skoncentrowałabyś całą uwagę na tych słowach, próbując odgadnąć ich znaczenie, jednak po chwili poddałabyś się. Nie otworzyłabyś oczu, gdy obwiązałby czymś Twoje nadgarstki i unieruchomił je nad głową. Chciałabyś tylko, by ten koszmar jak najszybciej się zakończył. 


Mam wrażenie, że staję się potwornie przewidywalna...

niedziela, 3 lutego 2013

Moralità 6.

Nadszedłby jeden z nielicznych dni w roku, kiedy nie czułabyś się dobrze we własnej skórze. Stałabyś nad grobem, zastanawiając się, jak zawsze w tym miejscu, dlaczego życie jest tak cholernie niesprawiedliwe. Dlaczego w wypadkach giną ludzie kochani i potrzebni, a pijani kierowcy wychodzą z nich bez szwanku? Drgnęłabyś, gdy poczułabyś czyjąś dłoń na plecach i uśmiechnęłabyś, gdy okazałoby się, że to dłoń Twojego ojca. Pocałowałabyś jego szorstki policzek i podążyłabyś za smutnym spojrzeniem, które zatrzymałoby się na płycie z wyrytymi literami układającymi się w imię i nazwisko osoby, niegdyś dla Was najważniejszej.
- Nie mogę uwierzyć, że to już trzy lata.
Tak, Ty również nie mogłabyś w to uwierzyć. Zaledwie trzy lata wcześniej byliście normalną rodziną. Nie tak dawno siedziałaś ze młodszą siostrą w kuchni rodziców i obserwowałyście jak Wasza mama porusza się podekscytowana, szykując obiad dla Was i swojego przyszłego zięcia. Nie tak dawno Twoja siostra z rumieńcami na policzkach i oczami przykrytymi lekko powiekami opowiadała Ci o swojej wielkiej miłości, a Ty nie chciałaś tego słuchać, bo swoją wielką miłość miałaś za sobą i nie wierzyłaś już w jakąkolwiek miłość. Niewiele później wypadek odebrał Wam matkę, a relacje z siostrą spieprzyłaś bez niczyjej pomocy. 
- Gdzie jest Ilona? - zapytałabyś, a ojciec ruchem głowy wskazałby sylwetkę smaganą chłodnym październikowym wiatrem, stojącą w oddali. Pokręciłabyś głową z dezaprobatą, bo uważałabyś jej zachowanie za dziecinne, lecz pożegnałabyś się, by umożliwić siostrze podejście bliżej. Odchodząc pomachałabyś jej, lecz nie odpowiedziałaby na ten gest. Twoja siostra przywiązywałaby większą, niż Ty wagę do słów i wciąż trzymałaby się obietnicy, że nie chce mieć z Tobą nic wspólnego, dopóki nie zrozumiesz, jakie świństwo jej zrobiłaś, a Ty nadal uważałabyś, że należałoby to zakwalifikować jako siostrzaną przysługę. Opuściłabyś cmentarz i zaczęłabyś żałować, że przyszłaś pieszo, bo nie miałabyś ochoty patrzeć w oczy mijanym osobom, a wpatrywanie się w chodnikowe płytki nie było w Twoim stylu. Czułabyś potrzebę, by wtulić się w matczyny sweter i płakać po raz pierwszy od dnia jej pogrzebu, jednak nie skierowałabyś swych kroków się w stronę mieszkania, tylko w kierunku centrum, które nawet o tej dość wczesnej porze kusiło miejscami, gdzie można wypić dobrego drinka. Ominęłabyś szerokim łukiem kilka klubów, bo nie byłabyś w nastroju na ich głośną, przesiąkniętą seksem i papierosami atmosferę i usiadłabyś przy barze pierwszego pubu, jaki napotkałaś na swej drodze. Miałabyś ochotę osłodzić sobie nieco ten wieczór, więc chętnie przystałabyś na propozycję barmana, choć podejrzewałabyś, że kryje się za nią inna propozycja, na którą akurat tego dnia nie miałabyś nastroju. Drinkiem wieczoru okrzyknięty zostałby Sex on the beach i oznajmiłabyś stojącemu za barem przystojniakowi, że ma podawać Ci wyłącznie tą alkoholową mieszankę, bez względu na Twoje późniejsze zamówienia.  Barman próbowałby flirtować z Tobą w tak przyjemny sposób, że w innych okolicznościach prawdopodobnie trafilibyście na zaplecze, gdzie nie zdążylibyście nawet porządnie pozbyć się ubrań, tego dnia jednak udawałabyś, że nie rozumiesz jego coraz mniej subtelnych aluzji, by w końcu powiedzieć mu wprost, że dzieciaki Cię nie kręcą. Miałabyś wrażenie, że ktoś Cię obserwuje, jednak za każdym razem, gdy się odwracałaś, nikogo podejrzanego nie widziałaś. Wodziłabyś palcem po krawędzi szklanki i machałabyś nogą, na której kołysałoby się czarne czółenko, o kroju tak lubianym przez Twoją matkę. Próbowałabyś pozbyć się wspomnień, uparcie pojawiających się w Twojej głowie. Po piątym drinku świat zacząłby niebezpiecznie wirować, czym przypomniałby, że nie jadłaś niczego od śniadania, ale nie czułabyś głodu, więc zamówiłabyś szóstego, a później siódmego i wyśmiałabyś sugestię, żeby wezwać dla Ciebie taksówkę. Nie czułabyś się jeszcze tak rozluźniona, jak chciałabyś się czuć. Odczuwałabyś nadal dziwny ucisk w żołądku, który nie pozwalałby normalnie oddychać i przywodził wciąż wizje szczęśliwej rodziny rozbitej w pył w ciągu kilkunastu październikowych dni. Przypominałby, że kiedyś zrywałaś morele w ogrodzie rodziców, potrafiłaś śmiać się bez powodu, wierzyłaś w miłość i pragnęłaś jedynie szczęścia przy boku Roberto. Przypominałby, jak bardzo się zmieniłaś.

I co teraz?

piątek, 1 lutego 2013

Moralità 5.

Po wejściu do mieszkania zrzuciłabyś ze stóp buty, nie przejmując się ani trochę tym, gdzie wylądują. Poszłabyś boso do kuchni, by nalać do kieliszka chianti i udać się w jego towarzystwie do łazienki. Leżąc w wannie rozkoszowałabyś się swoim ulubionym połączeniem ciepłej wody, dobrego wina i spełnienia. Miałabyś ochotę na więcej, więc podniosłabyś dłoń i zaczęłabyś kreślić obwódki wokół sutków tak, jak niedawno robił to on, lecz szybko zrezygnowałabyś, bo zaspokajanie siebie nigdy nie wychodziło Ci dobrze. Otworzyłabyś oczy, bo przypomniałabyś sobie o niemiłej sytuacji  z parkingu i postanowiłabyś sprawdzić, kim jest ten odporny na Twoje wdzięki przystojniak. Otulona miękkim kocem usiadłabyś w fotelu, by przeszukać stronę klubu i po chwili patrzyłabyś w jego oczy mówiąc:
- Witaj, Facundo. Kiedyś porozmawiamy inaczej.
Nie wiedziałabyś jeszcze, że będzie to jedna z nielicznych obietnic, których dotrzymasz, choć nieco inaczej, niż miałaś w planach.

Rzuciłabyś się w wir pracy, gdyż nie chciałoby Ci się szukać kolejnej, a szefowa coraz częściej krzywo patrzyłaby w Twoim kierunku. Znałabyś to spojrzenie zbyt dobrze, więc postarałabyś się bardziej niż zwykle i kilka projektów, wychuchanych i dopieszczonych do granic możliwości, trafiłoby na jej zagracone biurko tydzień przed terminem, co było szczytem Twoich dotychczasowych osiągnięć. Ty również byłabyś dopieszczona, gdyż regularne wizyty na wewnętrznym parkingu hali dostarczałyby Ci wielu przyjemnych doznań. Wiedziałabyś już, że Valerio sprawdza się jedynie w szybkich samochodowych akcjach, że Matteo nie nadaje się do niczego, bo jest pieprzonym egoistą, po porządną minetę najlepiej iść do Dragana, a Cristian zna kilka ciekawych sztuczek i jest dobrym towarzyszem wieczorów, idealnym wręcz, gdy miałaś ochotę na chodzenie po nieswoim mieszkaniu w nieswojej koszulce, picie wiśniowej herbaty w nieswoim ulubionym kubku i zasypianie w czyimś towarzystwie. Ich dziewczyny, czy nawet żony kompletnie by Cię nie interesowały, bo uważałabyś, że to nie jest Twój problem. Wiedziałabyś jedynie, że dziewczyna Cristiana jeździ czerwonym mini cooperem i przyjeżdża czasem bez zapowiedzi, lecz jest na tyle naiwna, że uwierzyła w bajeczkę, w której zrobiłaś z siebie pomoc domową. Wiedziałabyś również, że po każdej jej wizycie możesz spodziewać się Cristiana przestępującego niespokojnie z nogi na nogę w oczekiwaniu, aż opuścisz biuro. Miałby na Ciebie wówczas tak wielką ochotę, że nie zawsze udałoby się Wam dotrzeć do Twojego mieszkania, a jego samochód, w przeciwieństwie do auta Valerio, nie miał przyciemnianych szyb. Czułabyś wówczas podobny dreszczyk podekscytowania, jak wtedy, gdy posyłałaś całusa w stronę Facundo, odchodząc z którymś z jego kolegów i krzyczałabyś głośno, nie przejmując się tym, że ktoś może was usłyszeć lub zobaczyć. Cristian kładłby swoją wielką dłoń na Twoich ustach, gdyż wizja zatrzymania pod zarzutem nieobyczajności uśmiechałaby mu się znacznie mniej niż Tobie, ten zabieg jednak podniecałby Cię jeszcze bardziej i krzyczałabyś głośniej. Odwoziłby Cię później do mieszkania wściekły i zapewne obiecywałby sobie, że nie spotka się z Tobą nigdy więcej, nigdy jednak tej obietnicy by nie dotrzymał. Czasem zastanawiałabyś się, co powiedziałaby na te schadzki Twoja siostra, szybko jednak odpędzałabyś tą myśl niczym natrętną muchę, wiedziałabyś bowiem dokładnie, że stwierdziłaby, że jesteś dziwką i nie byłaby to dla niej nowość. Ty nie czułabyś się jak dziwka. Czułabyś się dobrze.