Próbowałabyś zamaskować zażenowanie i nerwy, wybuchając śmiechem, który nie pasował do okoliczności. Zerknęłabyś na niego, licząc na ujrzenie iskierek radości w oczach, które oznaczałyby, że to był tylko żart, ale spotkałabyś twarde spojrzenie. Zagryzłabyś wargę i siląc się na lekki ton odpowiedziałabyś, że:
- Przyjacielem, oczywiście.
Patrzyłby na Ciebie badawczo, by po czasie, który wydał Ci się wiecznością, zapytać:
- A to...?
Wzruszyłabyś ramionami, choć wewnątrz krzyczałabyś, że to bzdura, a jednak usta ułożyłyby się odpowiednio, by powiedzieć:
- Przecież mnie znasz...
Pokiwałby głową i przyciągnąłby Cię z powrotem do siebie. Ulżyło by Ci, miałabyś jednak wrażenie, że nie mówi wszystkiego. Podskórnie czułabyś, że coś przed Tobą ukrywa i nie byłabyś już tak spokojna. Ubralibyście się pospiesznie i trochę wstydliwie. Próbowalibyście udawać, że nic się nie stało, maskując niepewność uśmiechem, lecz byłoby to trudne. Nie widziałabyś radości w jego oczach, w Twoich też pewnie by jej nie było, a Twój uśmiech przypominałby raczej grymas niezadowolenia. Nie podobałby Ci się dystans, jaki się między Wami pojawił, lecz udawałabyś, że go nie dostrzegasz. Dzień dłużyłby się, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło, tematy do rozmowy ulatywałyby, nie przynosząc w zamian niczego poza nerwową ciszą. Czułabyś wszechogarniający smutek, gdy ponownie znalazłabyś się w swoim mieszkaniu, stojąc naprzeciwko rybki i sprawdzając, czy podczas Twojej nieobecności niczego jej nie brakowało.
- Zadzwoń do niej - usłyszałabyś za swoimi plecami. Wzruszyłabyś ramionami tak beznamiętnie, jakby to, o czym mówił nie miało dla Ciebie znaczenia.
- Po co? Ilona nigdy mi nie wybaczy.
Zaśmiałby się pusto i odwróciłby Cię ku sobie.
- To Twoja siostra - powiedziałby chwytając Twoją twarz w dłonie - już dawno Ci wybaczyła, a nawet jeśli nie wybaczyła do końca, to tęsknota i tak przeważy.
Burknęłabyś, że pomyślisz o tym, lecz nie byłaby to prawda, bo wiedziałabyś z góry, że to nie jest dobry pomysł. Pocałowałby Cię w czoło, jak zwykł robić zawsze na pożegnanie i ruszyłby w stronę drzwi, jednak zatrzymałby się, odwróciłby się raz jeszcze i rzuciłby jakby od niechcenia.
- Zapomniałbym, a chyba powinnaś o tym wiedzieć. Zmieniam klub.
Zaśmiałabyś się, lecz śmiech zamarłby i zrozumiałabyś, że to nie jest żart, gdy powiedziałby spokojnym głosem, patrząc Ci prosto w oczy:
- Wyjeżdżam, Mati.
Poczułabyś jak uginają się pod Tobą kolana i spadłabyś na fotel. Patrzyłabyś na niego, szukając na jego twarzy oznak rozbawienia, lecz nie znalazłabyś ich.
- Kiedy? - spytałabyś obco brzmiącym głosem.
- Za dwa, może trzy tygodnie.
Wpatrywałabyś się w niego twardo, czując, jak ogarnia Cię złość.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? Kiedy się zdecydowałeś?
- Dziś.
Otworzyłabyś usta, lecz nie wydobyłby się z nich żaden dźwięk. Odwróciłby się, by wyjść, lecz zatrzymałabyś go kolejnym pytaniem. Pytaniem przepełnionym goryczą:
- A co z nami?
Zaśmiałby się bez radości i spojrzałby na Ciebie z przedziwną mieszanką smutku i rozbawienia.
- Jacy "my"? Nie ma "nas", Mati. Znajdziesz tu sobie innego przyjaciela, a jeśli byś mnie potrzebowała, to San Giustino nie jest przecież na końcu świata. Są jeszcze telefony i cała reszta elektronicznych bzdetów. Poradzisz sobie, zawsze sobie radzisz...
Chciałabyś to wyśmiać. Chciałabyś powiedzieć, że przyjaciele nie zostawiają się w taki sposób. Chciałabyś powiedzieć, że potrzebujesz go tu, obok, bez względu na to, jak egoistycznie by to zabrzmiało. Wiedziałabyś doskonale, że zabierze ze sobą całą Twoją radość, lecz nie miałabyś siły protestować. Zapadłabyś się głębiej w fotel i patrzyłabyś jak zamykają się za nim drzwi, by w końcu zapytać ciszę, która zapadła:
- Dlaczego?
Nie mogłabyś uwierzyć, że tak łatwo przekreśla Waszą znajomość i pomyślałabyś ze złością, że Cię oszukał. Że jest dokładnie taki, jak inni, choć wiedziałabyś, że to nie jest prawda. Chciałabyś biec za nim i błagać o zmianę zdania, lecz nie zrobiłabyś tego.
Miał rację - nie ma "Was".
Lepiej będzie mu bez Ciebie.
- Zadzwoń do niej - usłyszałabyś za swoimi plecami. Wzruszyłabyś ramionami tak beznamiętnie, jakby to, o czym mówił nie miało dla Ciebie znaczenia.
- Po co? Ilona nigdy mi nie wybaczy.
Zaśmiałby się pusto i odwróciłby Cię ku sobie.
- To Twoja siostra - powiedziałby chwytając Twoją twarz w dłonie - już dawno Ci wybaczyła, a nawet jeśli nie wybaczyła do końca, to tęsknota i tak przeważy.
Burknęłabyś, że pomyślisz o tym, lecz nie byłaby to prawda, bo wiedziałabyś z góry, że to nie jest dobry pomysł. Pocałowałby Cię w czoło, jak zwykł robić zawsze na pożegnanie i ruszyłby w stronę drzwi, jednak zatrzymałby się, odwróciłby się raz jeszcze i rzuciłby jakby od niechcenia.
- Zapomniałbym, a chyba powinnaś o tym wiedzieć. Zmieniam klub.
Zaśmiałabyś się, lecz śmiech zamarłby i zrozumiałabyś, że to nie jest żart, gdy powiedziałby spokojnym głosem, patrząc Ci prosto w oczy:
- Wyjeżdżam, Mati.
Poczułabyś jak uginają się pod Tobą kolana i spadłabyś na fotel. Patrzyłabyś na niego, szukając na jego twarzy oznak rozbawienia, lecz nie znalazłabyś ich.
- Kiedy? - spytałabyś obco brzmiącym głosem.
- Za dwa, może trzy tygodnie.
Wpatrywałabyś się w niego twardo, czując, jak ogarnia Cię złość.
- Dlaczego nic nie mówiłeś? Kiedy się zdecydowałeś?
- Dziś.
Otworzyłabyś usta, lecz nie wydobyłby się z nich żaden dźwięk. Odwróciłby się, by wyjść, lecz zatrzymałabyś go kolejnym pytaniem. Pytaniem przepełnionym goryczą:
- A co z nami?
Zaśmiałby się bez radości i spojrzałby na Ciebie z przedziwną mieszanką smutku i rozbawienia.
- Jacy "my"? Nie ma "nas", Mati. Znajdziesz tu sobie innego przyjaciela, a jeśli byś mnie potrzebowała, to San Giustino nie jest przecież na końcu świata. Są jeszcze telefony i cała reszta elektronicznych bzdetów. Poradzisz sobie, zawsze sobie radzisz...
Chciałabyś to wyśmiać. Chciałabyś powiedzieć, że przyjaciele nie zostawiają się w taki sposób. Chciałabyś powiedzieć, że potrzebujesz go tu, obok, bez względu na to, jak egoistycznie by to zabrzmiało. Wiedziałabyś doskonale, że zabierze ze sobą całą Twoją radość, lecz nie miałabyś siły protestować. Zapadłabyś się głębiej w fotel i patrzyłabyś jak zamykają się za nim drzwi, by w końcu zapytać ciszę, która zapadła:
- Dlaczego?
Nie mogłabyś uwierzyć, że tak łatwo przekreśla Waszą znajomość i pomyślałabyś ze złością, że Cię oszukał. Że jest dokładnie taki, jak inni, choć wiedziałabyś, że to nie jest prawda. Chciałabyś biec za nim i błagać o zmianę zdania, lecz nie zrobiłabyś tego.
Miał rację - nie ma "Was".
Lepiej będzie mu bez Ciebie.
tak to jest, kiedy ma się przyjaciela sportowca, w każdej chwili może on wręcz wyparować z czyjegoś życia dla rozwoju kariery.
OdpowiedzUsuńMatylda powinna była jednak powiedzieć mu coś innego, może wtedy by się tak po prostu nie wyniósł.
Nie tylko sportowiec, każdy może nagle wyparować. Niestety.
Usuńdoskonały przykład na to, jak jedno, niby błahe i nic nie znaczące, pytanie może wszystko zmienić. Gdyby Matylda zareagowała inaczej, Facundo na pewno by nie chciał wyjechać.
OdpowiedzUsuńale przynajmniej wiadomo, że dziewczyna jest dla Facu kimś więcej
to, co? następny jutro? :D
Myślę, że tak, następny będzie jutro ;) Chyba, że coś mi wypadnie i nie dam rady.
Usuńahahaha ahahaha ha, czemu ona jest taka głupia? Dobra... po pierwsze padam przed Tobą i sypię przepraszające kwiatki, że nie zaglądałam tu tak długo. Roberto to dupek, ale kto o nim tutaj jeszcze pamięta? Też bym chciała koszulkę Cristiana. Ale to mniejsza z tym... Uwielbiam to, takie zakręcone i pełne zwrotów akcji. Pozostaję wierzyć, że ona dogada się z Iloną i to siostra wbije jej do głowy, że ma lecieć i wyznać Facu, że jest więcej niż przyjacielem. O. Kończę mądralować. To tyle ode mnie geniuszu ;) Buziaki.
OdpowiedzUsuńNie padaj i nie syp, tylko napisz czasem coś swojego, bo Knorra nikt nie przebije ;) Do mnie możesz zaglądać kiedy tylko chcesz i zawsze będzie mi bardzo miło z tego powodu, bez względu na częstotliwość :*
UsuńDziękuję w imieniu swoim i Knorra. :* To bardzo miłe.
Usuń:)
Usuńjeeny... to wyznanie chyba nie przyniosło wiele dobrego. Ale z drugiej strony, na co liczył Facundo? Zresztą chyba obydwoje nie znają odpowiedzi na takie pytania? I dlaczego Matylda odpuściła? Rozumiem,że życie nauczyło ją,że "każdy facet już taki jest",ale przecież Facundo był inny! Chyba sama sobie trochę zawaliła, ale wierzę,że będzie szczęśliwa w przyszłości. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDużo pytań, na które nie mogę odpowiedzieć ;)
UsuńPozdrawiam
Po pierwsze - zabiję Matyldę.
OdpowiedzUsuńPo drugie - zabiję Facunda.
Po trzecie - nosz kurwa, jak można być tak głupim?! Wzięliby się za siebie, a nie jakieś podchody robią, cholera jasna!
EDIT. Albo Facunda zostawię - niech się męczy w tym San-cośtam sam!
Tak, niech się męczy! :)
UsuńWłaśnie dostałam z otwartej dłoni w twarz. Skoro mnie to tak boli, to nawet nie wyobrażam sobie, co musi czuć Matylda. Boję się, w jaki sposób z tym skończysz. :(
OdpowiedzUsuńKto Ci dał w twarz? Oddałaś?
UsuńNie bój się :)
Mierz się z moim okrucieństwem.
OdpowiedzUsuńNie strasz mnie, bo zamknę się w sobie i nic już nie napiszę. Chyba, że właśnie o to chodzi ;)
UsuńNieee, tylko się nie zamykaj i pisz dalej. Dobrze wiesz, że i ta Ci nic nie zrobię. Postraszę troszeczkę i tyle ^^
UsuńTwoje rozdziały robią na mnie takie wrażenie, że ciężko mi cokolwiek napisać. Niby spodziewałam się, że to szczęście długo trwać nie będzie no ale...Niby jedno niewinne pytanie a takie konsekwencje. Widać, że Matyldzie zależy, szkoda tylko, że nie umie tego okazać. No i chce jego dobra, co wcześniej było do niej niepodobne. Oby tylko nie wróciła do dawnych nawyków. W każdym razie nie wyobrażam sobie ich osobno xD
OdpowiedzUsuńJeden drobiazg może dużo zmienić...
UsuńZdecydowała się dzisiaj bo nazwała go przyjacielem. Tylko, że on nie tylko jest dla niej przyjaciele, ale za nim to do niej dotrze to on pewnie wyjedzie.
OdpowiedzUsuńPewnie tak ;)
UsuńCzyżby kolejny błąd?? A może jednak nie?? Podobno z każdej sytuacji można wynieść coś dobrego.
OdpowiedzUsuńTo prawda, doświadczenie zawsze się przyda, jednak zbyt często można stracić więcej niż zyskać.
UsuńMoże nawet i dobrze, że wyjechał, teraz Tylda zrozumie swój błąd, poleci do niego do San Giu... i będą żyli być może razem.
OdpowiedzUsuńMyślisz? No nie wiem... ;)
UsuńMoże teraz Matylda zacznie racjonalnie myśleć.
OdpowiedzUsuńZawsze trzeba mieć nadzieję.
UsuńNo jasne, bo przecież to jest takie łatwe, oczywiste i przyjemne, a tak w ogóle stanowi najnormalniejszą rzecz pod słońcem- przyjaciel wyjeżdża, to się przecież potem wychodzi na ulicę, mówi 'szukam przyjaciela', a on się wtedy zjawia w błękitnej poświacie i tyle z atrakcji.
OdpowiedzUsuńGłupio gada ten koleś.
Pozdrawiam.
[bkurek]
Głupio, prawda. Gdyby znalezienie przyjaciela było tak proste, to przyjaźń nie byłaby tak cenna.
UsuńFacudno by nie odszedł, niemożliwe. Chyba że chce czegoś więcej i swoim wyjazdem ją prowokuje, żeby pokazała mu, co tak naprawdę do niego czuje.
OdpowiedzUsuńMyślisz, że jest aż tak idealny?
UsuńOh, Matylda chyba zraniła jego uczucia. Ale żeby tak od razu zmieniać klub i wyjeżdżać do innego miasta? Kurcze no ...
OdpowiedzUsuńNo, tak wyszło ;)
UsuńO nie! Dlaczego Matylda nic nie zrobiła?:( Jak mogła pozwolić mu tak po prostu wyjść? Facundo podjął tą decyzję przez jej głupią odpowiedź... Mam nadzieję, że nie wyjdzie, chociaż z drugiej strony może taki wyjazd dobrze by im zrobił?
OdpowiedzUsuńDo końca już niewiele, więc niedługo dowiesz się wszystkiego :)
Usuń