poniedziałek, 10 grudnia 2012

It's time for you to fix me 4.

Czekałam. Wszystko wokół zdawało się czekać aż przyjdziesz i napełnisz przestrzeń swoim uśmiechem. To było dziwne, bo do tej pory lubiłam samotność. Lubiłam włóczyć się po klubach w poszukiwaniu towarzysza na wieczór, lubiłam później wracać do pustego mieszkania i brać kąpiel w wannie oświetlonej blaskiem świec, otulona kokosową pianą. Od tamtego dnia było inaczej.

Początkowo myślałam, że wrócisz. Żyłam normalnie, może tylko nieco wcześniej wracałam do domu, częściej sprawdzałam wyświetlacz telefonu, więcej czasu spędzałam przy oknie wypatrując twojego samochodu i dziwiłam się, że zakupy nie mieszczą się w przepełnionej lodówce. Później się zdenerwowałam. Wykrzyczałam mojemu odbiciu w lustrze, że żaden Antek nie jest mi, Antoninie, potrzebny do szczęścia. Wyrzuciłam twój ulubiony czerwony kubek i kaktusa w tandetnej plastikowej doniczce, którego przyniosłeś mi na urodziny, mówiąc, że będziemy do siebie pasować ja i ten kaktus. Nawrzeszczałam na jakiegoś faceta, bo miał podobną fryzurę do twojej. Pewnego dnia obudziłam się z uczuciem, że właściwie nie chce mi się wstawać z łóżka, a świat świetnie da sobie radę bez mojej pomocy. Trwałam w tym stanie przez kilka kolejnych poranków i być może zostałabym w nim dłużej, gdyby głód nie zmusił mnie do wyjścia na zakupy. Wtedy to się stało. Stałam przy kasie, kiedy nagle z regału z prasą spojrzała na mnie twoja twarz. Stałam jak słup soli przez dłuższą chwilę, by w końcu sięgnąć po tą gazetę ze sportem w nazwie i jak najszybciej wyjść. Czytałam twoje słowa i te wymyślone przez autora i nie mogłam w to uwierzyć. Oszukałeś mnie. Tak się czułam, nigdy przecież nie powiedziałeś mi czym się zajmujesz. Znałeś każdy aspekt mojej nudnej pracy biurowej z imieniem beznadziejnej szefowej włącznie, sam jednak nie uznałeś za stosowne poinformować mnie, że mogę przypadkiem natknąć się na twoje zdjęcie w gazecie. Wtedy się załamałam. Muzyka w klubach stała się zbyt głośna, faceci zbyt niscy albo zbyt irytujący, kokosowy płyn nagle zaczął śmierdzieć, a mieszkanie straszyło pustką. Postanowiłam, że muszę odzyskać dawną siebie, a żeby to zrobić muszę powiedzieć ci, co o tym myślę. Kupiłam bilet na twój mecz.

Nie wiem czego oczekiwałam, chyba nie do końca wierzyłam, że uda mi się z tobą porozmawiać. Absurdalny pomysł jak na mnie w tamtym czasie - tłuc się tyle kilometrów po to, żeby zobaczyć z daleka kogoś, kto w zasadzie był mi obcy. Jednak pojechałam. Nigdy wcześniej nie byłam na meczu siatkówki, uderzył mnie okropny hałas i emocje, które zdawały się wylewać z kibiców. To było niesamowite przeżycie i dość szybko wczułam się w atmosferę i krzyczałam wraz z tłumem. Stałeś pod siatką z wyrazem skupienia, którego nigdy wcześniej u ciebie nie widziałam. Podobał mi się ten widok. Nie wiedziałam, że po meczu można bez problemu podejść do was, ale skoro inni kibice to robili, ja też postanowiłam spróbować. Stanęłam blisko ciebie i obserwowałam jak cierpliwie podpisujesz różne kartki i pozujesz do zdjęć. Zobaczyłeś mnie i jednym krokiem pokonałeś dzielącą nas odległość uśmiechając się szeroko. Ucałowałeś mój kącik ust, a ja zamarłam, bo nie całowałeś mnie w TEN sposób od dnia, w którym się poznaliśmy. Nie spodziewałam się miłego powitania, przyszłam tam przecież po to, żeby wyrzucić z siebie złość. Ty miałeś jednak inną wizję naszego spotkania, zupełnie jakbyś wiedział, że prędzej czy później cię znajdę. Pociągnąłeś mnie, trzymając mocno za rękę, w stronę szatni, a spotkanym kolegom oznajmiłeś z wyraźną dumą:
- To jest właśnie moja Tośka.
Patrzyłam na ciebie z szokiem wypisanym na twarzy otwierając i zamykając usta niczym karp, aż jeden z wysokich zaśmiał się i spytał:
- A ona o tym wie?
Wzruszyłeś ramionami. Cały ty. Czy to ważnie, że nie znałam twoich planów wobec mojej osoby? Dla ciebie nie miało to znaczenia.

21 komentarzy:

  1. Z drugiej części słodycz się wręcz wylewa... :) Ale to dobrze, bo ja tak lubię.
    I w tym momencie błogosławię głód, bo gdyby nie on, to by z domu nie wyszła i go nie spotkała. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zauroczona takim Antkiem. I cała historią też. :)
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się czegoś takiego :D. Do końca miałam nadzieję, że Tośka zrobi mu jakąś mega awanturę, ale ta końcówka to dość miłe zaskoczenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jeszcze kilka razy Cię tu zaskoczę :)

      Usuń
  4. Anto jest tutaj taki słodki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęła tesknić??? Czasami jest tak, że doceniamy coś gdy to tracimy. Tośka chyba ma kolejna szansę:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki milutki Antek, nie dziwota, że nie zrobiła awantury. Chociaż w sumie chyba nie było nawet o co. To jest MOJA TOŚKA, jak to słodko brzmi :D. Zamieniam się w dziecko słitaśności, to źle. Dobrze, że Tośka w miarę zrozumiała, że bez Antonina to już nie to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem można trochę przysłodzić. I to wcale nie jest złe :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że nie jest złe, czasem to jest nawet wskazane! :)

      Usuń
  7. Antoś jest tu taki och i ach, że wręcz mam ochotę go schrupać. ;)
    Tośka chyba przejrzała na oczy. Czasami tak bywa, że zaczyna brakować nam pewnej osoby już po jej stracie. Ze swojego prywatnego życia wiem, że odzyskanie takiej istoty ponownie wcale nie jest łatwe. Cóż, tośkowa ruletka szczęścia jednak jej sprzyja. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. *o*

    A tak poza tym, 'moja Sylwia' też by ładnie brzmiało, prawda? ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak to Antek pięknie powiedział, aż się cieplutko na serduszku zrobiło :)
    I dobrze, że Tośka pierwsza się do niego wybrała:D Teraz już tylko będzie pięknie, tak?:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam poprzednie opowiadanie, czyli Brednię, przeczytałam to i coś tak czuję, że przeczytam i następne. :)
    Czasami dobrze jest mieć takiego Antka, który potrafi wywrócić Twoje życie o 180%. Nie, Tośka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tośki chwilowo nie ma, mogę odpowiedzieć ja? Antek wywracający życie jak najbardziej jest czasem wskazany.
      I dziękuję :)

      Usuń