Dopiero w samolocie zadałam pytanie, które nie dawało mi spokoju, od kiedy poznałam cel naszej podróży.
- Dlaczego Paryż?
Spojrzałeś na mnie rozbawiony i pochyliłeś się w moją stronę nie bacząc na podłokietnik.
- Bo tylko tam zdołam przekonać cię, że to prawda.
Cały ty. Nigdy nie powiesz niczego do końca, zawsze prowadzisz ze mną grę. Zamilkłam obserwując chmury, ostatecznie nie jest ważne dlaczego tam lecimy, ważne, że wróciłeś.
Zawsze chciałam zobaczyć Paryż, nigdy jednak nie spodziewałam się, że poznam taki Paryż. Twój Paryż to nie miasto kościołów, muzeum, łuku i wieży. To nie miasto zabytków, artystów i kabaretu. Nie widziałam chyba żadnej z jego typowych atrakcji, a jednak pokochałam je od pierwszego oddechu. Pokazałeś mi miasto skradzionych pocałunków, spacerów w objęciach i cichych rozmów aż po blady świt. Miasto wąskich uliczek i przytulnych kawiarenek, w których chroniliśmy się, gdy chłód stawał się zbyt dokuczliwy. Byłam szczęśliwa, oboje byliśmy szczęśliwi. Ludzie dookoła nas spieszyli się do swoich bardzo ważnych zajęć, a my potrafiliśmy stanąć na środku chodnika zapatrzeni w siebie. Nie liczyło się nic innego, tylko my. Witałam dzień twoim pocałunkiem i żegnałam go czułym szeptem. Z każdą mijającą chwilą zatracałam się coraz bardziej w twoich oczach. Dziwne, prawda? Zawsze obce były mi takie uczucia i słowa, a teraz nie wyobrażałam sobie, by kiedykolwiek mogło być inaczej. Moje ciało nie chciało już pamiętać innego, niż twój, dotyku. Moje oczy śmiały się, gdy widziały ciebie. Moja dłoń wciąż chciała czuć uścisk twojej. Uśmiechałam się przez cały nasz pobyt w tym magicznym mieście.
Staliśmy wtedy na balkonie naszego hotelowego pokoju, patrząc jak w oknach okolicznych budynków zapalają się światła. Wychylałam się przez barierkę, a ty stałeś za mną przytulony do moich pleców. Odwróciłam się gwałtownie, chyba nieco zbyt gwałtownie, bo zmarszczyłeś brwi. Odwróciłam się, ponieważ poczułam niemożliwą do powstrzymania potrzebę, by ci o czymś powiedzieć. O czymś, z czego zdałam sobie sprawę tamtej okropnej nocy, ale nie miałam dotąd odwagi, by pozwolić zaistnieć słowom:
- Kocham cię.
Uśmiechnąłeś się chłopięco, tak, jak tylko ty potrafisz i powiedziałeś:
- Wiem, Tośka, wiem.
- I jestem przerażona. Boję się, że znikniesz, że znajdziesz sobie inną, że znudzi cię walka o mnie, że któregoś dnia zapragniesz przykładnej żony i matki dzieci, a ja chyba nigdy taką nie będę, że...
Zamknąłeś mi usta pocałunkiem, nie pozwalając mojej wyobraźni na rozwijanie kolejnych czarnych scenariuszy.
- Zawsze będę. O ile tylko mi pozwolisz, będę.
Może to dziwne, ale uwierzyłam. Pozwoliłam na to, byś wytarł kciukiem kilka łez z mojego policzka, wyprowadził mnie z balkonu i położył na wielkim łóżku, udowadniając po raz kolejny, że pasujemy do siebie lepiej, niż ktokolwiek inny.
Chciałam, by ten wieczór trwał wiecznie. Było tak cudownie banalnie i romantycznie, jak nigdy wcześniej. Również, jak nigdy wcześniej, było mi dobrze z tą banalnością i romantyzmem.
Staliśmy wtedy na balkonie naszego hotelowego pokoju, patrząc jak w oknach okolicznych budynków zapalają się światła. Wychylałam się przez barierkę, a ty stałeś za mną przytulony do moich pleców. Odwróciłam się gwałtownie, chyba nieco zbyt gwałtownie, bo zmarszczyłeś brwi. Odwróciłam się, ponieważ poczułam niemożliwą do powstrzymania potrzebę, by ci o czymś powiedzieć. O czymś, z czego zdałam sobie sprawę tamtej okropnej nocy, ale nie miałam dotąd odwagi, by pozwolić zaistnieć słowom:
- Kocham cię.
Uśmiechnąłeś się chłopięco, tak, jak tylko ty potrafisz i powiedziałeś:
- Wiem, Tośka, wiem.
- I jestem przerażona. Boję się, że znikniesz, że znajdziesz sobie inną, że znudzi cię walka o mnie, że któregoś dnia zapragniesz przykładnej żony i matki dzieci, a ja chyba nigdy taką nie będę, że...
Zamknąłeś mi usta pocałunkiem, nie pozwalając mojej wyobraźni na rozwijanie kolejnych czarnych scenariuszy.
- Zawsze będę. O ile tylko mi pozwolisz, będę.
Może to dziwne, ale uwierzyłam. Pozwoliłam na to, byś wytarł kciukiem kilka łez z mojego policzka, wyprowadził mnie z balkonu i położył na wielkim łóżku, udowadniając po raz kolejny, że pasujemy do siebie lepiej, niż ktokolwiek inny.
Chciałam, by ten wieczór trwał wiecznie. Było tak cudownie banalnie i romantycznie, jak nigdy wcześniej. Również, jak nigdy wcześniej, było mi dobrze z tą banalnością i romantyzmem.
Ja osobiście nie rozumiem dlaczego Paryż określa się mianem miasta zakochanych. Byłam tam dwa razy na wakacjach na zaproszenie brata i stwierdzam, ze jest przereklamowane, brudne i śmierdzące.
OdpowiedzUsuńNa Polach Elizejskich późnym wieczorem szczury spacerują stadami, ulice śmierdzą moczem, a wszystkie kawiarnie polski SANEPID zamknął by na cztery spusty! Może to dlatego, że nie byłam tam z ukochanym i nie jestem romantyczką, ale jednak stwierdzam, że "cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie".
Mam podobne doświadczenia z wszystkich "turystycznych miejsc", w jakich byłam. Zawsze jest to brud, smród i zwykle są przereklamowane. Wolę zwiedzać te mniej znane, trochę na uboczu. Paryż z takiej perspektywy naprawdę może być piękny. Szczury, owszem, będą, ale one będą we wszystkich starych miastach. O Sanepidzie nie mam dobrego zdania, często bez sensu ogranicza. Jadłam za granicą w miejscach, które u nas nie miałyby szans istnieć przez Sanepid właśnie - żyję i mam się całkiem nieźle, a wrażenia niezapomniane ;)
UsuńJednym słowem romantyczka ze mnie jak z koziej du.py sanki:):):)
UsuńOj tam, popracujesz nad tym i będzie dobrze ;)
UsuńTośka w końcu ogarnięta, brawo! :)
OdpowiedzUsuńKiedyś musiała :)
UsuńJa jakoś nie marzę o wyjeździe do Paryża, wolę sobie pojechać np. do Rzeszowa czy gdzieś. Dobrze, że oni są razem, ale czuję, że jest coś zbyt miło i przyjemnie, coś się niedługo zepsuje :) takie mam odczucia, może się mylę.
OdpowiedzUsuńI co mam Ci odpowiedzieć? :) W Paryżu już byli, więc sądząc po wstępie, musi się teraz zepsuć, prawda? ;)
UsuńNiby musi, ale mogłoby jednak nie. Chociaż jak się zepsuje, a później naprawi to mi pasuje :D. Zastanawiam się czy samemu czegoś nie napisać, muszę o tym pomyśleć kiedyś.
UsuńA i w sumie ktoś musi zepsuć. Zastanawia mnie kto, Tośka w końcu zrozumiała swój błąd,to pasowałoby żeby jakaś Antoninowa narzeczona wyskoczyła zza szyldu piekarni.
UsuńJeśli czujesz potrzebę, to napisz, później zdecydujesz, czy to komuś pokazywać. Proszę tylko - jeśli będziesz publikować, to skończ. Nieskończone opowiadania są straszne...
UsuńNie powiem, kto zepsuje, kiedy i czy naprawi, ale powiem, że koniec będzie już niedługo :)
W sumie już napisałam, ale ja twierdzę, że dziadowskie, koleżanka, która jest zawsze szczera do bólu twierdzi, że wspaniałe, a matka się śmieje, więc już w sumie mam pomieszane w głowie.
UsuńW końcu wypowiedziała te magiczne dwa słowa :) Chętnie bym pojechała do Paryża ;)
OdpowiedzUsuńJa też, tym bardziej, że wiosna niedaleko, a tam najpiękniej jest wiosną :)
UsuńC'était salement romantique!
OdpowiedzUsuńOj tam :)
UsuńO matko jak romantycznie. Słodycz wylała mi się z ekranu i mam teraz plamę na dywanie. Jak ją spiorę? :) Ale to nie ważne. Lubię taką słodycz i ogromny romantyzm. Potrzeba mi było dziś szczęśliwego odcinka, bo życie dało mi w kość. Dziękuję za ten odcinek. I nie psuj im szczęścia! Pozdrawiam. A.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że trafiłam w Twój nastrój. Plama pewnie sama zejdzie przy kolejnej części ;)
UsuńI teraz, dzięki Tobie, oczywiście, zachciało mi się Paryża. ;)
OdpowiedzUsuńOj, Antoś, obyś dotrzymał słowa. Bo taka zrównoważona Tośka mi się podoba. :)
Do Paryża nie jest aż tak daleko ;)
UsuńJak słodko :) Tośka poznaje, co to miłość :).
OdpowiedzUsuń