Wrzucał do kosza z zakupami jej
ulubione orzechowe cappuccino, czekoladę z orzechami i jogurt
truskawkowy. Dorzucił jeszcze pikantne chipsy, bo wiedział, że je
uwielbia, choć zawsze narzekała, że nie powinna ich jeść. On lubił, gdy je
jadła, bo wówczas tak uwodzicielsko oblizywała palce. Wrzucił ze
złością do koszyka kolejne artykuły, bo przypomniał sobie, że obiecał
jej pomoc w wyborze sukni. Nie jakiejś tam sukni, tylko sukni ślubnej.
Chciała męskiego spojrzenia, chciała, by Wiktorowi suknia się spodobała i
on, zakochany w niej beznadziejnie Matt, miał w tym pomóc. Niby jak,
skoro dla niego najpiękniej wyglądała tuż po przebudzeniu? Tłumaczył sam
sobie, że jest dla niej przede wszystkim przyjacielem, a przyjaźń do
czegoś zobowiązuje. Przyjaciel powinien stawiać dobro swego przyjaciela
ponad swoje i on starał się tak właśnie zrobić. Skoro ona chce być z
Wiktorem, on nie będzie stał im na przeszkodzie. Usunie się w cień,
będzie dzwonił do niej nie częściej niż co trzy dni i udawał, że pustka,
którą po sobie zostawiła, wcale nie wyżera go od środka. Gdyby tylko
miał pewność, że Wiktor zasługuje na to, by mieć obok siebie taki cud...
Gdyby wiedział, że będzie o nią dbał i nie jest ona tylko kolejnym
dodatkiem do jego licznych kolekcji. Gdyby mógł mu zaufać...
Tak,
jak myślał, wybór sukni to była katastrofa. Wpatrywał się w nią z
zachwytem tak widocznym, że ekspedientki wzięły go za jej narzeczonego,
na co on zareagował nerwowym zagryzieniem wargi, a ona szczerym
śmiechem. Wyglądała przepięknie w każdej z mierzonych kreacji, z
zaróżowionymi z emocji policzkami, włosami w lekkim nieładzie i uśmiechem,
który nie opuszczał jej oczu ani na chwilę. Westchnęła, gdy spojrzała
na niego i usłyszała po raz kolejny, że tak, ta właśnie suknia jest
najpiękniejsza. Zrezygnowana stwierdziła, że to nie ma sensu i przyjdzie
jeszcze raz z koleżanką. Kiwnęła głową z uśmiechem, gdy zaproponował
kawę w "ich" kawiarni. Tak, jak kiedyś zniszczyła ją zbyt dużą
ilością cukru i opowiadała o czymś nieistotnym, a on słuchał, jakby były
to najważniejsze informacje. Śmiała się jak mała dziewczynka, gdy
później pociągnął ją za rękę i pobiegli do parku, nie przejmując się
ulewą. Patrzył, jak ona kręci się w kółko, wystawiając twarz do deszczu.
Wyglądała tak pięknie, że musiał podejść do niej, zatrzymać ją w
połowie kolejnego obrotu i odgarnąć kosmyki włosów przyklejone do jej
twarzy. Uśmiech zamarł jej na ustach, gdy zaczął zbliżać swoją twarz do
jej. Wpatrywała się w niego z niemym przerażeniem, więc zatrzymał się,
pogładził ją kciukiem po policzku i zarządził powrót do domu. Pobiegli
razem, trzymając się za ręce i śmiejąc, ale ten śmiech nie był już
szczery. Coś się zmieniło. Coś stanęło między nimi, a tym czymś była jej
pewność, że on chciałby być kimś więcej. Bez słowa wzięła od niego
ręcznik, którym chciał wytrzeć jej włosy i poszła do swojego pokoju,
tłumacząc się bólem głowy. W myślach wyzywał się od idiotów, gdy
wychodził z mieszkania, trzaskając drzwiami. Chciał pojechać do jedynego przyjaciela, jakiego tu miał,
jednak skręcił nagle w boczną uliczkę i tak trafił do niewielkiego klubu, w którym nie był nigdy wcześniej, a który kusił zapewnieniami o dobrej zabawie i miłych dziewczynkach. Nie wiedział, dlaczego zamówił
wódkę, której nie lubił i która działała zbyt mocno i zbyt szybko na
jego nieprzyzwyczajoną do alkoholu głowę. Nie wiedział, dlaczego poprosił o całą butelkę. Nie wiedział też, co było
później.
Obudził się z dziwnym przeświadczeniem, że coś tu nie pasuje. Nie,
nie chodziło wcale o ten pulsujący ból pod czaszką i suchość w ustach, choć one też nie
były normalne. Spojrzał na zegarek stojący przy łóżku i już wiedział -
była dwunasta. Zaspał na trening! Usłyszał pozbawiony emocji głos,
dochodzący gdzieś z okolicy drzwi prowadzących do jego pokoju:
-
Spokojnie, dzwoniłam do trenera i wyjaśniłam, że paskudnie się czymś
zatrułeś.
Kiwnął głową z wdzięcznością i z ulgą zamknął oczy. Otworzył je ponownie, gdy zapytała:
- Możesz mi wyjaśnić, co to do cholery było?
Odwrócił
się. Stała oparta o framugę drzwi popijając coś, pewnie to jej ukochane
orzechowe świństwo, z ulubionego niebieskiego kubka, który kiedyś był
jego ulubionym niebieskim kubkiem. Podniósł brwi w niemym pytaniu, a ona
zaśmiała się cynicznie.
- Niczego nie pamiętasz, prawda?
Pokręcił
głową trochę wystraszony. Podeszła i usiadła na łóżku, a on podwinął
nogi, by mogła się wygodnie oprzeć. Mówiła, patrząc w sufit, a on chciał
się zapaść pod ziemię, gdy usłyszał, że wrócił kompletnie pijany,
prowadząc jakąś dziwkę, a właściwie, będąc prowadzonym przez jakąś
dziwkę, którą przedstawił jako swoją narzeczoną, a gdy Nina zażądała, by
dziewczyna sobie poszła, musiała jej zapłacić. Dużo zapłacić. Na koniec,
zamiast podziękować, wrzasnął, że też masz prawo do szczęścia i
próbował ją, Ninę, pocałować.
- Czy ty zwariowałeś? Znajdź sobie jakąś normalną dziewczynę!
Tak,
to było zupełnie do niego niepodobne i oboje o tym wiedzieli, ale nie
mógł przyznać jej racji, bo nie chciał jakiejś dziewczyny. Chciał tylko
tej, która siedziała obok. Przeprosił za swój nocny wybryk, a ona
westchnęła i zapytała poważnym głosem:
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Matthew? To nie miałoby...
Urwała w połowie zdania, a on zamarł, niepewny o czym ona mówi. Strach został jeszcze powiększony, bo używała jego pełnego imienia tylko, jeśli była bardzo zdenerwowana. Właściwie, jak dotąd użyła go tylko trzy razy - gdy wyleciała ze studiów, gdy przedstawiała go rodzicom i gdy płakała, niby ze szczęścia, po oświadczynach Wiktora.
- To nie miałoby sensu - dokończyła cicho patrząc na dywan - Ty zmienisz klub, wyjedziesz, a ja chcę tu zostać. Nie mogłabym żyć w innym mieście. Nawet z tobą.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno.
- Zawsze będziesz moim przyjacielem, ale nigdy nie będziesz kimś więcej. Od początku to mówiłam.
Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i spuścił głowę, a ona wyszła. Tak po prostu.
Jak to zwykle bywa, tak i tym razem strach miał wielkie oczy. Uwielbiam Pana, u którego spędziłam wczorajsze przedpołudnie. Proszę powstrzymać się od perwersyjnych myśli, Pan ma około 70u lat i jest cudownie ciepłym i bardzo mądrym człowiekiem. Tak spokojnym, że ten spokój przechodzi na otoczenie, nawet takie jak ja.
Naładowałam akumulatory i chyba będą działały aż do lata, a wówczas naładują je słońce, truskawki i czereśnie.
Aha, Pan nie jest psychologiem. Ani psychiatrą ;)
Lalaaallaaaa :*
Jak to zwykle bywa, tak i tym razem strach miał wielkie oczy. Uwielbiam Pana, u którego spędziłam wczorajsze przedpołudnie. Proszę powstrzymać się od perwersyjnych myśli, Pan ma około 70u lat i jest cudownie ciepłym i bardzo mądrym człowiekiem. Tak spokojnym, że ten spokój przechodzi na otoczenie, nawet takie jak ja.
Naładowałam akumulatory i chyba będą działały aż do lata, a wówczas naładują je słońce, truskawki i czereśnie.
Aha, Pan nie jest psychologiem. Ani psychiatrą ;)
Lalaaallaaaa :*
Czyżby Matt nie był jej tak do końca obojętny??? Jeśli on ją kocha to niestety przyjaźni z tego nie będzie. Nie da się!
OdpowiedzUsuńPrzyjaźń można pogodzić z miłością, ale tylko, jeśli oboje będą chcieli. Inaczej rzeczywiście się nie da.
UsuńMasz rację, że oboje muszą czuć to samo. Ciekawe na ile ona wie czego chce. Może ona chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Chce mieć przyjaciela i męża. Matt chyba takiego układu nie chce!
UsuńChyba nikt na jego miejscu by nie chciał takiego układu.
UsuńPewnie w każdej sukni widział ją przy ołtarzu przy swoim ramieniu :) eh, jakie to słodkie :P. Szkoda chłopaka, męczy się, a widać nie jest takim zwykłym przyjacielem... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKobieta w sukni ślubnej musi działać na wyobraźnię zakochanego mężczyzny, to fakt :)
UsuńCoś mi się wydaje, że Matt nie jest jej obojętny. Przyjęła oświadczyny Wiktora bo bała się życia na walizkach, zmiany co jakiś czas klubów i tego życia niby razem, ale osobno. Sportowcy i ich rodziny mają bardzo trudne życie.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę im takiego życia. Ich rodzinom również. A jak się do tego doda tych wszystkich, którym się nie udało...
UsuńJuż 3 osoby napisały to co ja myślę. Dodam tylko po raz, chyba drugi, że nie lubię Wiktora, nie ufam mu.
OdpowiedzUsuńSłusznie :)
Usuńyuki wydaje się być bardzo szczęśliwa, w przeciwieństwie do Matta. może go uszczęśliwić?
OdpowiedzUsuńŻe niby ja miałabym go...? Nie! :)
UsuńNo to ja będę tą piątą. ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Pan znalazł jakieś dobre rozwiązanie. :)
Nawet jeszcze nie znalazł, ale sam fakt, że ono istnieje postawił mnie na nogi :)
Usuńtak, mi też się wydaje, że Matt nie jest Ninie obojętny, a ona nie jest do końca szczęśliwa z tym całym Wiktorem.
OdpowiedzUsuńza to cieszymy się, że yuki jest szczęśliwa :)
Ojoj, dziękuję :)
Usuńach, pikantne chipsy. ♥
OdpowiedzUsuńcholera, zdecydowanie nie lubię smutnego Matta. bo smutny Matt = smutna ja. chciał chłopak dobrze, a wyszło jak zawsze. hm, może jednak Nina zmieni zdanie? może powiedziała tak tylko na odpieprz?
lubię, kiedy yuki jest szczęśliwa :3
Też je lubię, a właściwie lubiłam. Chociaż nie, nadal je lubię, tyle, że nie będę ich jadła ;)
UsuńPrzykro mi, że Matt Cię zasmuca i obiecuję, że trójka nie zakończy się Matt'ową rozpaczą, choć może niekoniecznie tak, jak by się mogło wydawać...
Mam jakieś dziwne wrażenie, że Matt jest ciamajdą. Anderson i dziwka? Hahahaha. Lolololo. Umarłam trochę. Fajnie, że masz wenę, która u mnie gdzieś wyparowała.
OdpowiedzUsuńKto go tam wie, może tylko udaje grzecznego, a w rzeczywistości lubi dziwki ;)
UsuńOj, no dobra. O tym, że nigdy nie należy mówić 'nigdy' było już kilka razy, zrozumiałam nawet ja, więc Nina tym bardziej powinna. To jest przecież jak kuszenie losu, który przecież nie odpuści tak świetnej okazji żeby sobie z nich zadrwić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
[bkurek]
Coś w tym jest, los lubi nam robić głupie żarty.
Usuń