Nie pamiętał od jak dawna ją kochał. Może pokochał ją już wówczas, kiedy spojrzała na niego po raz pierwszy i roześmiała się dźwięcznie, gdy torba spadła mu z ramienia, a on zamiast ją podnieść, wpatrywał się w nią, jak w obraz. Cudowny obraz, najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widział. Może pokochał ją dopiero wówczas, gdy przyszła do niego z zamiarem upicia się, załamana po tym, jak oblała poprawkowy egzamin i w ten pospolity sposób zakończyła swoją krótką karierę naukową. Może pokochał ją, gdy rzuciła się na jego szyję szczęśliwa ze zdobytej pracy i wdzięczna za możliwość mieszkania w jednym z pustych pokoi w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Na pewno kochał ją już, gdy wróciła roześmiana ze śladami rozmazanego tuszu na policzkach i pokazała nowy pierścionek, lśniący cudownie na serdecznym palcu jej prawej dłoni. Chciałby wierzyć, że to po prostu kolejna błyskotka, jakich miała wiele w specjalnym kuferku na półce w swoim pokoju, nie miał jednak złudzeń, że miał z tym coś wspólnego ten gogusiowaty blondyn, z którym wyszła i nie jest to zwykłe świecidełko, tylko obietnica i groźba zarazem. Groźba, bo pierścionek krzyczał bardziej wymownie, niż drwiące spojrzenie gogusia wbite w jego oczy, gdy obejmował ją i całował na powitanie. Groźba, bo krzyczał ona jest moja, spróbuj ją tknąć, a pożałujesz.
Chciał spróbować, tylko wciąż nie miał odwagi. Wciąż bał się, że mógłby stracić jej przyjaźń.
Chciał spróbować, tylko wciąż nie miał odwagi. Wciąż bał się, że mógłby stracić jej przyjaźń.
Nadal pamiętał, jak wspaniale się
czuł, gdy zgodziła się z nim spotkać.
Zastrzegła od razu, że to będzie koleżeńskie spotkanie, bo nie jest
zainteresowana żadnym nowym związkiem, po przebytym niedawno burzliwym
rozstaniu, ale nie przejął się tym ani odrobinę. Cieszył się, że będzie
mógł z bliska patrzeć w jej roześmiane oczy, obejrzeć dokładnie ten
śmieszny pieprzyk, który zdobił jej prawy policzek, a którego ona nie
znosiła, o czym dowiedział się znacznie później. Nie wiedział, o czym
mógłby z nią rozmawiać, bo kim on był? Nikim... Ot, potrafił nieźle grać
w siatkówkę, to wszystko. Ona była cudem. Idealna w każdym calu. Tak mu
się wtedy wydawało, szybko okazało się, że to nieprawda, ale dla niego
pozostała idealna, a tych kilka wad dodawało jej tylko uroku. Siedział w
kawiarni, zapatrzony i zasłuchany w jej paplaninę, a ona wyglądała na
szczęśliwą, że ktoś naprawdę jej słucha. Tak, słuchaczem był dobrym i
chyba właśnie tym zdobył jej sympatię. Wielokrotnie zastanawiał się, czy
nie popełnił błędu, zostając tam wówczas, gdy ona zniszczyła
najlepsze cappuccino, jakie pił w tym dalekim, zimnym kraju, a które
przywoływało wspomnienia ciepłych i słonecznych Włoch, trzema łyżeczkami
cukru, by na koniec skrzywić się i powiedzieć, że woli swoje, domowe, z
paczki. Nie rozumiał, dlaczego ona tak na niego działa. Nie miał
pojęcia, dlaczego przy niej stawał się nieśmiałym chłopakiem, który nie
potrafi powiedzieć albo pokazać, co do niej czuje. Nie rozumiał tego, bo świetnie się
im rozmawiało i rozumieli się we wszystkim. Ona też potrafiła słuchać, a
na dodatek potrafiła
patrzeć i czytać między słowami. Dziwne, że nie odczytała jeszcze
poprawnie jego zachwyconego spojrzenia, gdy zaspana, bez makijażu i z
włosami sterczącymi we wszystkich możliwych kierunkach szła co rano do
łazienki, szurając lekko po podłodze tymi swoimi śmiesznymi pieskami,
udającymi domowe obuwie. Dziwne, bo nie była pięknością, ot zwykła
słowiańska blondynka w kraju pełnym słowiańskich blondynek, a jednak to
właśnie za nią na ulicy oglądała się większość mężczyzn. Jej piersi
przypominały mandarynki, usta wcale nie były malinowego koloru, oczy
były pospolicie szare, a jednak miała w sobie to nieuchwytne coś, co nie
pozwalało oderwać od niej spojrzenia. Wystarczyło, że się uśmiechnęła,
zatrzepotała rzęsami lub zakręciła biodrami i miała u stóp każdego
faceta, jakiego chciałaby mieć, najpiękniejsze było jednak to, że ona
zdawała się kompletnie nie mieć o tym pojęcia. Może właśnie dlatego
chętnie zgodziła się na spotkanie z gogusiem, który nosił dumne imię
Wiktor, klucze do najnowszego modelu Audi oraz największej fabryki w regionie
i oferował jej to lśniące na serdecznym palcu cacko wysadzane
diamentami. Pytał ją wielokrotnie, czy go kocha, a ona wielokrotnie
odpowiadała, że jest jej z nim dobrze, jej
rodzice go uwielbiają, a ona nie oczekuje od życia niczego więcej.
Zastanawiał się wówczas dlaczego to właśnie ją pokochał i nigdy nie
znajdował odpowiedzi na to pytanie. Bo nie jest chyba dobrą odpowiedzią
stwierdzenie, że ich imiona świetnie brzmią razem. Nina i Matt. Matt i
Nina. Brzmi dobrze, prawda? A jednak nigdy nikt nie powie tego w ten
sposób. Będą mówić Nina i Wiktor, a to wcale nie brzmi tak dobrze...
Czasem naprawdę miał ochotę, by trener zrealizował swój plan i znalazł mu żonę.
Może wówczas zdołałby o niej zapomnieć.
Tak, jak pisałam - czasem nie wychodzi. To opowiadanie mi nie wyszło.
Dwójka wyjątkowo będzie w czwartek. W środę będę odcięta do cywilizacji.
Trzymajcie kciuki za środę. Troszkę się jej boję...
Czasem naprawdę miał ochotę, by trener zrealizował swój plan i znalazł mu żonę.
Może wówczas zdołałby o niej zapomnieć.
Tak, jak pisałam - czasem nie wychodzi. To opowiadanie mi nie wyszło.
Dwójka wyjątkowo będzie w czwartek. W środę będę odcięta do cywilizacji.
Trzymajcie kciuki za środę. Troszkę się jej boję...
nie rozumiem, dlaczego narzekasz! to jest genialne! przedostanie zdanie sprawiło, że zaczęłam chichotać, jak głupia, ale ostatnie ścisnęło mnie za serce :(
OdpowiedzUsuńi tak, jak wspominałam, nie marudź, tylko pisz dalej! :D
to do czwartku! i oczywiście, powodzenia w środę :*
Dziękuję, mam nadzieję, że jakoś będzie w tą nieszczęsną środę. Nie pasuje mi to opowiadanie. Może to dlatego, że nie lubię facetów, którzy nie walczą o swoje...
UsuńNie masz, co narzekać, bo jest super! :) I potwierdza moje przekonanie, że przyjaźń damsko - męska nie istnieje :P. Zawsze jedna ze stron chce czegoś więcej... Oby Matt znalazł w sobie odwagę, bo nawet jak mu ten trener znajdzie żonę to jego myśli będą przy Ninie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTeż nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, ale podobno istnieje. Yeti też podobno istnieje ;)
UsuńMatt? Już to lubię! :) Nawet nie waż się nic dopowiadać, to opowiadanie z pewnością ci wyszło.
OdpowiedzUsuńMógł chłopak zaryzykować, spróbować coś zmienić. A tak będzie się kisił, wiedząc, że Nina w tym momencie obraca się z innym.
Powodzenia w środę! ;)
Dziękuję :)
UsuńTeż uważam, że powinien coś zrobić. Nic dobrego nie wychodzi z trzymania w sobie emocji.
Anderson! Trener Alekno planuje mu znaleźć żonę, ciekawe jak mu idzie. Rosjanki to w końcu całkiem ładne kobitki:). Amerykanin przyzwyczajony do hamburgerowych "piękności" może się poczuć jak w raju:)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak idzie trenerowi. Ciekawe zresztą dlaczego się za to zabrał, bo nie jest to typowe zajęcie trenera ;)
UsuńZrezygnował z prowadzenia Sbornej więc będzie miał więcej czasu na "głupoty":)
UsuńGłupoty???
UsuńNO na szukanie żony Andersonowi i włoskiemu rozgrywającemu, bo i jego w tym ujmował:)
UsuńPo prostu się zdziwiłam, że uważasz to za głupoty. Przecież to bardzo ważna sprawa dla trenera! Gracz żonaty to lepszy gracz ;)
UsuńNie wiem czemu gadasz takie bzdury, mam ochotę Cię ocucić i uświadomić, że to jest genialne. :)
OdpowiedzUsuńJejku, uwielbiam to, jak piszesz, po prostu cudownie. :)
Ja obstawiam pana z kraju makaronów. :)
Ocuć, przyda mi się ;)
UsuńPan z kraju makaronów już był, teraz jest Matt, Matthew. Mój komputer wariuje jak pisze "Matthew". O, znowu...
Do kraju makaronów pojedziemy niedługo.
Matt takie trochę strachajło, kto nie ryzykuje ten nie ma, ale w sumie jestem w stanie zrozumieć. Nie rozumiem narzekania, przecież to jest dobre, chociaż większość osób jest w stosunku do siebie strasznie krytyczna. Trzymam nie tylko kciuki, ale też całe dłonie za środę.
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie jestem przewrażliwiona. Nie lubię mojego Grzesia i teraz Matta, to i tak niezły wynik ;)
UsuńJa jestem dość mocno przewrażliwiona, chociaż zależy w jakiej kwestii. Nie będę oceniać Matta do końca, jak na razie zapowiada się dobrze. Grześ to był Grześ, nie ma nic do dyskusji.
UsuńW takim razie czekam na ocenę końcową :)
UsuńI to ma być niby nieudane?
OdpowiedzUsuńTak, to jest nieudane, choć na początku miałam jeszcze zapał do pisania. Miało być lepiej, ale nie wyszło.
UsuńJezu, dziewczyno, przestań nam wmawiać, że Ci się nie udało. Przeczytamy zobaczymy :) zresztą na razie jest bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńPrzestaję :)
UsuńO jak miło, że to Matt. Trener Alekno może i mu szuka partnerki, ale jego serce należy do kogo innego ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to miło, że to Matt.
Usuń