wtorek, 29 stycznia 2013

Moralità 4.

Machałabyś nogami, nie przejmując się specjalnie spojrzeniami osób, które coraz liczniej pojawiałyby się na parkingu. Delektowałabyś się przyjemnym ciepłem karoserii, miękkim światłem wieczoru oraz zgadywaniem, czyj samochód właśnie okupujesz. Odwróciłabyś się, gdy ktoś zaśmiałby się za Twoimi plecami. Nie wiedziałabyś, kto stoi przed Tobą, ale wiedziałabyś na pewno, że niedawno podziwiałaś go na hali oraz, że gra tu zaledwie od kilku tygodni. Zmarszczyłabyś brwi i wzruszyłabyś ramionami, by pokazać mu, że nie widzisz w sobie nic zabawnego, na co on roześmiałby się mocniej. Miałby przyjemny śmiech. Radosny i ciepły. Nie znalazłabyś w nim ani grama szyderstwa.
- Albo pomyliłaś samochody albo jesteś córką trenera. Stawiam na to pierwsze.
Trenera? Auć. Co jak co, ale nie dla trenera tu przyszłaś. Zmierzyłabyś wzrokiem nieznajomego i uśmiechnęłabyś się zalotnie, zeskakując z samochodu i poprawiając sukienkę.
- Rzeczywiście pomyliłam się, przecież czekam na ciebie.
Teraz to on zmierzyłby Twoją postać, skupiając się szczególnie na miejscu, gdzie delikatny łańcuszek ginął pod sukienką. Zacisnąłby wargi w cienką kreskę, gdy podeszłabyś do niego. Stałby jak zaczarowany, gdy przejechałabyś palcem po linii jego szczęki i zadrżałby, gdy skierowałabyś ruch w stronę jego warg, mówiąc przy tym szeptem przeznaczonym wyłącznie dla jego uszu:
- Należy ci się nagroda za taką grę. 
Spojrzałby na Ciebie zdumiony, Ty jednak nie przejęłabyś się tym, poruszając dłoń w dół, w kierunku jego torsu. Zagryzłabyś wargę z niezadowolenia, gdy chwyciłby Twój nadgarstek i oznajmił.
- Więc pojedź ze mną na kolację.
- Jestem na diecie - odpowiedziałabyś bez zastanowienia. Wszak każdy rodzaj pożywienia to dieta, prawda? -Miałam na myśli inną nagrodę.
Widziałabyś, że walczy ze sobą, widziałabyś, jak wpatruje się Twoje usta i jak odwróciłby wzrok, gdy przesunęłabyś dość prowokacyjnie po wargach koniuszkiem języka. Nie wiedziałabyś o czym myśli, jednak nie spodziewałabyś się, że powie:
- Nagrodą dla mnie byłaby kolacja, Ty na nagrodę jeszcze nie zasłużyłaś.
Odsunęłabyś się gwałtownie czując, jak Twoja krew nabiera nieprzyjemnej temperatury i wypływa rumieńcem na policzki. Wiedziałabyś, że to gra, a jednak świadomość, że właśnie zostałaś odtrącona sprawiłaby, że miałaś ochotę mu dopiec. Nigdy nie byłaś dobra w przegrywaniu. Zbliżyłabyś się do niego ponownie, by wyszeptać wprost do jego ucha:
- Któryś z twoich kolegów na pewno będzie miał na ten temat inne zdanie.
Przygryzłabyś lekko płatek i ruszyłabyś przed siebie, udając, że nie słyszysz jego wołania. Miałabyś szczęście, bo już kilka samochodów dalej natknęłabyś się na kogoś, kogo potrafiłabyś nazwać z imienia i nazwiska, w końcu był ulubionym siatkarzem Twojej siostry w czasie, gdy jeszcze miałaś siostrę. On na szczęście nie miałby takich zahamowań jak kolega, bo od razu otworzyłby przed Tobą drzwi swojego samochodu, gdy powiedziałabyś mu:
- Wpuść mnie Valerio, a zrobię wszystko, co zechcesz.
- Wszystko? - chciałby się upewnić, gdy siedziałabyś już wygodnie na tylnym siedzeniu. Nie odpowiedziałabyś, zamiast odpowiedzi wpiłabyś się w jego wargi. Pozwoliłabyś, by wdarł się brutalnie dłońmi pod Twoją sukienkę, która po chwili poszybowałaby w kierunku fotela kierowcy. Szarpnęłabyś za jego koszulkę i zamruczałabyś zadowolona, gdy Twoim oczom ukazałaby się idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Nie nacieszyłabyś się tym widokiem, bo pozbawiłby Cię koronkowej bielizny i zacząłby masować Twoją łechtaczkę. Jęknęłabyś głośno i chciałabyś się odwdzięczyć, ale chwyciłby Cię mocno za biodra i posadził na swoich kolanach. Zdziwiłabyś się, bo nie zarejestrowałaś momentu, w którym się rozebrał. Lubiłaś panować nad sytuacją, więc byłabyś zadowolona z tej pozycji i natychmiast zaczęłabyś się z nim droczyć, ocierając się o jego męskość. Syknąłby i chwyciłby Cię, przyciągając do siebie. Przymknęłabyś powieki, bo byłoby to nieziemsko dobre, a wyraz jego twarzy denerwowałyby Cię, psując cały efekt. Pociągnąłby Cię za włosy. Poddałabyś się, odchylając głowę do tyłu i poczułabyś jego usta przesuwające się wzdłuż Twojej szczęki a następnie znaczące wilgotną ścieżką wędrówkę w stronę piersi. Doszłabyś dokładnie w tym momencie, w którym zacząłby okrążać językiem Twój sutek i trwałabyś w tym stanie dość długo, by pozwolić mu poruszać rytmicznie Twoimi biodrami w tempie szybszym niż Twoje wcześniejsze. Krzyknęłabyś, gdy poczułabyś ponownie ciepło rozchodzące się po Twoim podbrzuszu. Dyszałabyś jeszcze ciężko, gdy on zacząłby zbierać Wasze rzeczy.
- Wysiadasz? - zapytałby
- Nie. Odwieziesz mnie do domu  - odpowiedziałabyś ubierając się niespiesznie.

Cholera...

niedziela, 27 stycznia 2013

Moralità 3.

Obserwowałabyś grę, jednak od dłuższego czasu nie znałabyś jej wyniku i nie reagowałabyś na kolejne punkty tak żywiołowo, jak reagowałaś na początku. Zagryzłabyś wargę, gdy libero gości spojrzałby, prawdopodobnie zupełnie przypadkowo, w Twoim kierunku i Wasze spojrzenia na moment by się skrzyżowały. Miałabyś wrażenie, jakby przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu i mimo, że wiedziałabyś, że to niemożliwe, oraz, że poza pośladkami nic Ci się w nim nie podobało, to i tak byłaby to kropla, która przepełniła czarę. Nie byłabyś w stanie dłużej obserwować tych idealnie wyrzeźbionych męskich sylwetek będąc na takim głodzie, na jakim właśnie byłaś. Analizowałabyś w myślach wszystkie informacje o hali, jej budowie i okolicy, które zarejestrowałaś podczas poprzednich wizyt. Uśmiechnęłabyś się, bo przypomniałabyś sobie słaby punkt, pewnego podstarzałego strażnika, który dzieliłby Cię od szczęścia. Spojrzałabyś w prawo, gdzie Giuseppe cieszył się z kolejnego punktu zdobytego przez Twój ulubiony klub. Schyliłabyś się w jego stronę i wyszeptałabyś mu do ucha:
- Wybacz, ale muszę stąd wyjść - poderwałby się, chcąc iść z Tobą, więc posadziłabyś go z powrotem niedbałym ruchem dłoni - Wycieczka skończona, Słonko, już nie potrzebuję przewodnika. Poradzę sobie sama.
Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa i zaciśnięciem się warg Giuseppe, wiedziałabyś, że prawdopodobnie właśnie się go pozbyłaś. Dla wzmocnienia efektu włożyłabyś do kieszonki na jego piersi zwinięty banknot i poklepałabyś lekko to miejsce ze sztucznym uśmiechem. Teraz wiedziałabyś już na pewno, że za Tobą nie pójdzie, tylko ruszy na dziwki by podbudować urażone ego. Wyglądał na faceta, który tak właśnie by zrobił. Płynnym krokiem kroczyłabyś przez halę, będąc w pełni świadoma zainteresowania, jakie wzbudzasz wśród męskiej części widowni. Odwróciłabyś się jeszcze raz, by sprawdzić jaki jest wynik gry i uspokoiłabyś się widząc, że Lube prowadzi ośmioma punktami po dwóch wygranych już setach. Wyszłabyś na zewnątrz i okrążyłabyś budynek, zmierzając w stronę parkingu, stanowiącego teraz Twój cel. Uśmiechnęłabyś się, widząc tego samego strażnika, którego pamiętałaś. Obciągnęłabyś nieco sukienkę, by powiększyć dekolt i próbowałabyś przejść obok niego, jakbyś robiła to codziennie i jakbyś miała do tego pełne prawo. Niestety facet nie byłby aż tak głupi, jak myślałaś i krzyknąłby za Tobą:
- Chwileczkę!
Odwróciłabyś się z miną wyrażającą znudzenie i nieco pogardy.
- Czego pani tu szuka? - zapytałby podchodząc do Ciebie.
Uśmiechnęłabyś się ironicznie.
- A czego mogę szukać w takim miejscu? 
- Pomyliłaś kierunki, ślicznotko, tu mogą wejść tylko osoby z listy - stałby wyprężony dumnie, zadowolony z władzy nad Tobą. 
Parsknęłabyś śmiechem prosto w jego pełną satysfakcji twarz. Śmiałabyś się nadal tak, jakby opowiedział właśnie najlepszy dowcip, jaki kiedykolwiek słyszałaś. Gdy w końcu byś się uspokoiła, nic nie zostałoby z jego satysfakcji i dumy. Skurczyłby się, gdy zbliżyłabyś się do niego, by powiedzieć niemal w jego spierzchnięte wargi.
- Jeśli mnie nie wpuścisz, będziesz musiał wyjaśnić trenerowi, dlaczego jego pupilek nie zrelaksuje się odpowiednio po meczu.
Nie miałabyś wiele do stracenia, więc taki drobiazg, jak niewielkie prawdopodobieństwo podobnego zdarzenia, niespecjalnie by Cię martwił. Zdziwiłabyś się, gdy strażnik fuknąłby bardziej do siebie niż do Ciebie:
- Tyle razy im mówiłem, że mają mnie informować, jeśli kogoś zaproszą.
Uznałabyś to za zgodę, więc uśmiechnęłabyś się do niego słodko i poszłabyś w kierunku parkingu kręcąc mocno biodrami. Nie zrobiłabyś tego z litości, zrobiłabyś to, bo być może jeszcze kiedyś będziesz chciała tu wejść, i byłoby łatwiej, gdyby Cię pamiętał. Gdy zobaczyłabyś wewnętrzny parking w pełnej okazałości, otworzyłabyś szeroko oczy ze zdziwienia, bo tylu samochodów, na dodatek luksusowych samochodów, byś się tu nie spodziewała. Wybrałabyś jeden, wyróżniający się, bo srebrny i usiadłabyś na jego masce, by obejrzeć dokładnie swoje paznokcie i poczekać na szczęśliwca, do którego los się dziś uśmiechnął.

Czcionka nadal żyje własnym życiem.
Czy ktoś tu kibicuje Bydgoszczy?
No dobrze, zaczynamy?

czwartek, 24 stycznia 2013

Moralità 2.

Lubiłabyś patrzeć na Włochy oczami mieszkańców tego kraju, więc byłabyś zadowolona z niezaplanowanej wycieczki. Udawałabyś zaskoczenie i przerażenie, gdy Twój przewodnik snułby kolejne opowieści dotyczące historii Maceraty i budynków, z których miasto było dumne. Nie musiałabyś udawać zainteresowania, bo Giuseppe mówiłby w tak ciekawy sposób, że nawet ten jego brzuszek przeszkadzałby Ci nieco mniej. Zaśmiałabyś się,  gdy podałby Ci dłoń, byś mogła bezpiecznie zeskoczyć z murku, na którym siedziałaś przez kilka ostatnich minut, grzejąc się w promieniach popołudniowego słońca niczym kotka. Kilku mężczyzn, zwabionych przez Twój śmiech, zwróciłoby się w Waszym kierunku, a Giuseppe wypiąłby dumnie swą nikłą pierś, bo byłby świadomy, że to właśnie jemu wszyscy zazdrościli. Oparłabyś się na jego ramionach, pozwalając, by chwycił Cię za biodra i z jego pomocą wylądowałabyś bezpiecznie na chodniku. Nie pozwoliłabyś mu na nic więcej, mimo, że wiedziałabyś, jak wielką ma na Ciebie ochotę. Zamiast tego zapytałabyś go, dokąd zabierze Cię teraz. Westchnąłby i wyjąłby z kieszeni coś, co rozpoznałabyś z daleka i na co uśmiechnęłabyś się szeroko. Nie musiałby wcale mówić:
- To mało ważny mecz, ale jeśli lubisz siatkówkę, to powinniśmy już jechać.
Pisnęłabyś, wywołując śmiech Giuseppe, który jednak szybko by zamarł, kiedy zbliżyłabyś się, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. Twoim zdaniem zasłużył na taką nagrodę już wcześniej, a teraz, kiedy wiedziałabyś już, że niedługo się rozstaniecie, nie miałoby sensu czekać z tym dłużej. Próbowałby przyciągnąć Cię i przedłużyć pocałunek, Ty jednak odsunęłabyś się z radosnym śmiechem, który sprawiałby, że cała Twoja postać zdawała się śmiać i któremu, jak dotąd, żaden mężczyzna nie potrafił się oprzeć. Giuseppe nie byłby wyjątkiem i uśmiechnąłby się mimo, że Twój pocałunek sprawił, że miałby ochotę na podróż w zupełnie innym kierunku i w zgoła innym celu. Pociągnąłby Cię za rękę  w stronę swojego samochodu i po chwili jechalibyście w stronę Palasport Fontescodella śpiewając głośno stare włoskie piosenki. Właściwie to śpiewałby Giuseppe, Ty nuciłabyś je pod nosem, gdyż umiejętności wokalne i Ty to pojęcia, których nikt o zdrowych zmysłach by nie połączył. Gdy w końcu zobaczyłabyś nietypową i w sumie brzydką bryłę budynku, uśmiechnęłabyś się z satysfakcją. Tak, zdecydowanie uważałabyś ten dzień za udany i snułabyś w myślach rozmaite scenariusze na jego ciąg dalszy. Rozmaite niegrzeczne scenariusze, niektóre nawet bardzo niegrzeczne, a żaden z nich nie uwzględniałby osoby, która siedziała na fotelu kierowcy i uśmiechała się do Ciebie sympatycznie. Wysiadłabyś z samochodu i chwyciłabyś go pod ramię, jakby była to najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. W damskiej toalecie pochwaliłabyś swój poranny pomysł, by ubrać tą właśnie sukienkę, poprawiłabyś makijaż oraz biust i rozpyliłabyś na siebie odrobinę swych ukochanych perfum, tych które zawsze dodawały Ci pewności siebie. Zaśmiałabyś się do tej myśli, bo co jak co, ale akurat pewności siebie nigdy nie miałaś za mało. Giuseppe gwizdnąłby przeciągle, kiedy zobaczyłby Cię ponownie, a Ty uśmiechnęłabyś się do niego najbardziej zniewalającym z Twoich uśmiechów. Na wyznaczone miejsca dotarlibyście pod koniec rozgrzewki i wtedy właśnie, gdy zobaczyłabyś te wysportowane męskie ciała, stwierdziłabyś, że Twoja wcześniejsza myśl była trafna. Dawno nie miałaś dobrego seksu. Dawno też nie byłaś ze sportowcem. Zdecydowanie zbyt dawno. Czas to zmienić, a okazja pojawiła się sama, bo przecież nie planowałaś wizyty w tym miejscu. 

Czcionka się rozjechała. Nie mam siły dłużej z nią walczyć. 

wtorek, 22 stycznia 2013

Moralità 1.

Piłabyś, będąc w podłym nastroju, podwójne espresso w swojej  ulubionej Caffè Luigi i miałabyś totalnie w nosie, że picie espresso, a szczególnie podwójnego o godzinie siódmej rano, do tego w sobotę, nie jest tu dobrze widziane. Równie głęboko w nosie miałabyś samego Luigiego, który udając, że poleruje filiżanki, oceniałby głębokość Twojego dekoltu i próbowałby zgadnąć, czy pod sukienką miałaś bieliznę. Zaśmiałabyś się lekko, widząc minę jego żony, która obserwowałaby Ciebie i nieudolne próby ukrycia zainteresowania Twoim biustem przez jej męża. Przywołałabyś go gestem do stolika, by zamówić jeszcze jedno cornetto z czekoladą. Miałabyś nadzieję, że aromatyczne nadzienie choć trochę poprawi Ci humor, nieoczekiwanie jednak ratunek przyszedłby z innej strony, konkretnie od strony tętniącego życiem targowiska. Twój ratunek miałby szeroki biały uśmiech, ciemne włosy typowego mieszkańca tych okolic, nieco wystający brzuszek oraz przeświadczenie, że jesteś turystką.  Usiadłby przy Twoim stoliku i zamówiłby cappuccino, zupełnie, jakbyście byli umówieni na śniadanie. Podniosłabyś brwi, obserwując jego poczynania z kawą, co on całkowicie by zlekceważył, robiąc dokładnie to samo, co wcześniej Luigi, tyle, że z mniejszej odległości. cInna kobieta pewnie speszyłaby się i założyłaby sweterek, który leżał na oparciu krzesła, Ty jednak wypięłabyś biust i zapytałabyś go co robi. Po angielsku, oczywiście, bo miałabyś już dość czasu, by wczuć się w rolę, w jakiej umieścił Cię mężczyzna siedzący obok. Nieznajomy drgnąłby lekko, zaskoczony barwą Twojego głosu i odpowiedziałby po chwili, łamaną angielszczyzną, że przecież zamawiałaś przewodnika. Roześmiałabyś się dźwięcznie, pewna już, że ten dzień jednak nie będzie tak okropny, jak myślałaś wcześniej. Nieznajomy patrzyłby na Ciebie zdziwiony, ze swoim firmowym półuśmiechem przeczepionym do twarzy, gdy pochyliłabyś się w jego stronę, by powiedzieć po włosku bez śladu obcego akcentu:
- Dobrze, udawajmy, że potrzebuję przewodnika.
Pozwoliłabyś, by jeszcze przez chwilę gapił się na Twój biust, po czym, gdy znudziłby Cię już widok jego miny wyrażającej bezgraniczne szczęście, wstałabyś i klasnęłabyś w dłonie, niczym mała dziewczynka ciesząca się z niespodzianki. Udawałabyś, że nie zauważyłaś niezadowolenia, które przemknęłoby przez jego twarz, gdy płacił za Wasze śniadanie ani lekkiego wzgórka, który pojawiłby się na jego kroczu. Udawałabyś, że sweterek zostawiłaś na krześle przypadkiem i ten przypadek nie miał nic wspólnego z faktem, że nie chciałoby Ci się go nosić ze sobą przez cały dzień, zapewne równie upalny, jak kilka poprzednich. Udawałabyś, że nie widziałaś jak Luigi wtula się w ten kawałek świetnie skrojonej angory, by poczuć Twój zapach. Uśmiechnęłabyś się lekko na myśl o minie jego żony i o dumie, jaką zobaczysz w jego oczach, gdy jutro odda Ci "zgubę". Grałabyś w grę zaproponowaną przez nieznajomego, mimo, że wiedziałabyś, że nie skończy się ona tak, jak on by chciał.
Przecież to nic złego trochę się zabawić, prawda?


Proszę, komentujcie. Mam większą motywację do pisania, gdy widzę, że te setki wejść na stronę to realni ludzie. Znów mam wrażenie, że piszę dla duchów i czasem mam ochotę zostawić te duchy samym sobie. Albo wprowadzę tu ograniczony dostęp. O! Muszę to przemyśleć :)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Moralità 0

Nie wiem, kim jesteś, ale nie jesteś Matyldą Nowak.

Gdybyś była Matyldą Nowak, śmiałabyś się ze swojego pospolitego nazwiska, które nijak się miało do Twojej osobowości. Byłabyś wdzięczna rodzicom, za obdarzenie Cię niepospolitym imieniem, które przysporzyło Ci niemało łez w szkole podstawowej, lecz które obecnie kochałaś i używałaś w zdrobniałeś formie Mati. Gdybyś była Matyldą, mieszkałabyś w Maceracie, bo tam kiedyś przeniosła się firma, w której pracował twój ojciec i zostałaś zmuszona do przeniesienia się wraz z nim, a teraz mieszkałabyś tam nadal, bo w sumie to miłe miasto. Gdybyś była Matyldą, nie miałabyś koleżanek, nie mówiąc już o przyjaciółkach, bo każdej z nich prędzej czy później ukradłabyś chłopaka czy narzeczonego. Gdybyś była Matyldą, szczyciłabyś się długimi blond włosami i błękitnymi oczami, które wzbudzałyby, w tym kraju pełnym brunetek o oliwkowej cerze, niemałe zainteresowanie zanim jeszcze byś się odezwała. Gdybyś była Matyldą, Twój głos przyprawiałby mężczyzn o gęsią skórkę, bo kto mógłby spodziewać się po tak drobnej osobie jak Ty, głosu tak głębokiego i seksownego? Gdybyś była Matyldą, nie musiałabyś się o nic martwić, bo zawsze znalazłby się ktoś, kto chętnie rozwiązałby Twoje problemy, bez względu na to, czy nie miałaś czym zapłacić za swoje podwójne espresso, czy też właśnie straciłaś pracę (przez zazdrosną szefową, oczywiście, bo kobiety nie lubiłyby Cię i starałyby się pozbyć Ciebie ze swojego otoczenia). Gdybyś była Matyldą, zaskakująco często słyszałabyś, że jesteś okrutną osobą, która skończy życie samotnie i nieszczęśliwie i śmiałabyś się z tego, bo samotnie dla Ciebie wcale nie znaczyłoby, że nieszczęśliwie. Gdybyś była Matyldą, uwielbiałabyś siatkówkę i miałabyś świadomość, że miasto, w którym mieszkasz może pochwalić się całkiem niezłym klubem. Gdybyś była Matyldą, byłabyś znudzona i szukałabyś sposobu, by nudę tą pokonać. Gdybyś była Matyldą, nie miałabyś żadnych zahamowań i nie wiedziałabyś czym są wyrzuty sumienia.

Ale nią nie jesteś, więc możesz to sobie tylko wyobrazić.


Cofamy się troszkę w czasie. Troszkę, czyli do sezonu 2010/11. 
Nie wiem jak często będą kolejne części. Mogę informować, jeśli chcecie.

niedziela, 20 stycznia 2013

*

Moralność bywa zaletą.

Moralność bywa chwalona i ceniona.

Moralność bywa nudna.



Nie wiem, ile będzie części, bo teraz jest tylko początek.
Może być ostro. Może nieco perwersyjnie.
Prawdopodobnie pojawią się sceny erotyczne.
A może nie...
Nie wiem, czego mój nastrój będzie sobie życzył.

Wolicie poczekać, aż będzie całość, czy dostawać nowe części nieregularnie?

sobota, 19 stycznia 2013

Brednia III 3.

Dzień jej ślubu był dla niego dniem trudnym. Tłumaczył sobie, że ona jest szczęśliwa, że przecież tego właśnie chciała, a on nie ma prawa odbierać jej marzeń. Tłumaczył sobie, że miała rację, że nie pasowaliby do siebie. Wiedział, że nie wytrzymałaby życia, które on prowadził, życia, które nie dawało żadnej pewności i stabilizacji. Obserwował jej uśmiech i spojrzenie, które wydawało mu się być nieco zbyt martwe jak na ten, podobno, najszczęśliwszy w życiu dzień. Zaciskał szczęki widząc, jak Wiktor opiera ramię na jej delikatnych ramionach i jak ciągnie ją w kierunku swoich znajomych, z którymi ona najwyraźniej nie chciała się spotkać. Patrzył z udawanym spokojem na jej rzekome szczęście, gdy uśmiechnięta wirowała w tańcu, ale nie był pewny, czy szczęście to jest prawdziwe. Nie mógł jej o to zapytać, bo od tamtego dnia, gdy tańczyła w parku skąpana w kroplach deszczu, nie mówiła mu takich rzeczy. Już nie byli przyjaciółmi, wbrew temu, co niedawno obiecywała. Odeszła. On także chciał odejść. Dostał propozycję, ciekawą propozycję i przyjął ją bez większego zastanowienia. Warunki nie miały znaczenia, ważne, że nie będzie spotykał jej na ulicy, że nie będzie musiał dłużej walczyć z ochotą, by ją pocałować. Chciał wyjechać bez pożegnania i nie odezwać się nigdy więcej, ale nie mógł zrealizować tego planu, bo ostatniej nocy, którą spędzał w Rosji, zapukała do jego drzwi. Nie spodziewał się, że zamiast przywitać się lub wyjaśnić cel wizyty, obejmie go i wpije się mocno w jego usta. Nie spodziewał się, że obrzuci smutnym spojrzeniem spakowane kartony i bez słowa popchnie go na łóżko tak, jak sobie kiedyś wymarzył, a na co już dawno stracił nadzieję. Smakowała słodko, chyba tym swoim ukochanym cappuccino, patrzyła na niego i nabrzmiałymi wargami szeptała co chwilę jego imię. Powiedział, że ją kocha, lecz nie zareagowała w żaden sposób na to wyznanie. Myślał, że odeszła od Wiktora, że postanowiła dać mu szansę. Zdenerwował się rano, gdy kreśląc wzory na jej delikatnej skórze, odkrył na jej ramieniu sine ślady, których nie zauważył w nocnym półmroku. Zdenerwował się bardziej, gdy stwierdził, że musiała je zostawić męska dłoń. Wściekł się, gdy odkrył podobne ślady na jej udach. Wtargnięcie chłodnego powietrza pod kołdrę obudziło ją. Uśmiechnęła się do niego, lecz szybko zorientowała się, co zwróciło jego uwagę i przykryła się po szyję z grymasem złości na twarzy.
- To nie jest twoja sprawa - stwierdziła chłodno.
- Teraz to już jest moja sprawa. Wcześniej też była, bo podobno byliśmy przyjaciółmi. Wyjedziesz ze mną.
Uśmiechnęła się cynicznie i pokręciła głową.  Zaczęła zbierać swoje rzeczy, próbując skryć nagie ciało przed jego wzrokiem.
- Powiedziałam ci kiedyś, że nigdzie stąd nie wyjadę. Tu jest moje miejsce, przy mężu.
Prychnął ze złością.
- Właśnie widzę... Chcesz do niego wrócić? Chcesz tak żyć? Gratuluję, może nawet kiedyś uda mu się ciebie zabić.
Była wściekła. Nigdy jeszcze nie widział jej takiej.
- To moje życie i zrobię z nim to, na co będę miała ochotę.
Chciała odejść, lecz chwycił jej ramię, zmuszając do pozostania. Syknęła. Zmieszał się, gdy rozmasowywała bolące miejsce, przecież widział, jak mocno jest posiniaczona. Nie zamierzał jednak powstrzymywać się przed zadaniem pytań, które go nurtowały:
- Po co przyszłaś? Spełniałaś swoją zachciankę? Chciałaś odmiany, czy zemsty na mężu? Za kogo ty się uważasz?
Przygryzła wargę i odwróciła wzrok. Znał ten unik w jej wykonaniu zbyt dobrze. Nie miał najmniejszej wątpliwości, że bardzo nie chce odpowiedzieć na to pytanie i zwykle w takiej sytuacji nie udzielała odpowiedzi. Zdziwił się, gdy po chwili, wpatrując się w okno powiedziała:
- Chciałam się z tobą pożegnać i poczuć choć raz, jak to jest być kochaną. Chciałam, żebyś wiedział, że nigdy nie byłeś mi obojętny.
Podeszła, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
- Żegnaj, Matt - powiedziała i wyszła.
Patrzył za nią i nie wierzył w to, co czuje, a właściwie czego nie czuje. Miejsce, które pocałowała, nie paliło. Jej zapach drażnił go do tego stopnia, że otworzył szeroko okno. Zaśmiał się głośno. Wszystko zniknęło. Nie mógł uwierzyć, co takiego w niej widział. Nie potrafił odnaleźć w dziewczynie, która właśnie wyszła, żadnej cechy, na której punkcie mógłby zwariować. Nina była głupia, ładniutka, ale po prostu głupia. Na własne życzenie niszczyła swoje życie. Zaśmiał się ponownie i pokręcił głową. Był wolny. Czyżby to, co mówili, było prawdą i najlepszą receptą na niechcianą miłość był seks?

Uśmiechał się, gdy opuszczał budynek polskiego lotniska. Uśmiechał się, gdy wsiadł do samochodu oznaczonego logo klubu, dla którego miał teraz grać. Uśmiechał się przez całą drogę do mieszkania, w którym miał spędzić najbliższe miesiące. Obserwował z zainteresowaniem mijany krajobraz i podobało mu się to, co widział. Szczególnie podobało mu się, że Niny tu nie ma oraz, że nigdy nie pozna jego nowego numeru telefonu. Podobała mu się także tłumaczka, która miała pomóc mu załatwić wszystkie formalności. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, a on podniósł do góry prawy kącik ust i zastanawiał się, czy ona również przestanie go interesować, gdy ją zdobędzie. Uśmiechnął się do niej szerzej, ścisnął lekko jej dłoń i z satysfakcją odnotował rumieniec, który ozdobił nagle jej blade dotychczas policzki. Zauważył, że zmieszała się, gdy wyjął jedną z wizytówek, które wystawały z jej torebki i powiedział, patrząc jej głęboko w oczy, że wkrótce się odezwie. Zaśmiał się, kiedy stojąc już na chodniku zobaczył, jak oparła głowę o zagłówek i z zamkniętymi oczami skierowała dłoń na policzek w miejsce, które pocałował delikatnie zanim wysiadł.
Czuł się nieprawdopodobnie lekko, gdy wnosił rzeczy do klubowego mieszkania. Czuł się dziwnie zadowolony, gdy po treningu zostali zaczepieni przez grupkę zainteresowanych nimi dziewczyn. Bez oporów wdał się w rozmowę z dwiema z nich, powiększając tym samym grupę kontaktów w swym nowym telefonie.
Pomoc trenera nie była mu już potrzebna. Żona również.
Zaczynał nowe życie.
I zamierzał się dobrze bawić.


Nie skomentuję tego.
Mam nadzieję, że kolejne będzie lepsze :)
Do jutra!

czwartek, 17 stycznia 2013

Brednia III 2.

Wrzucał do kosza z zakupami jej ulubione orzechowe cappuccino, czekoladę z orzechami i jogurt truskawkowy. Dorzucił jeszcze pikantne chipsy, bo wiedział, że je uwielbia, choć zawsze narzekała, że nie powinna ich jeść. On lubił, gdy je jadła, bo wówczas tak uwodzicielsko oblizywała palce. Wrzucił ze złością do koszyka kolejne artykuły, bo przypomniał sobie, że obiecał jej pomoc w wyborze sukni. Nie jakiejś tam sukni, tylko sukni ślubnej. Chciała męskiego spojrzenia, chciała, by Wiktorowi suknia się spodobała i on, zakochany w niej beznadziejnie Matt, miał w tym pomóc. Niby jak, skoro dla niego najpiękniej wyglądała tuż po przebudzeniu? Tłumaczył sam sobie, że jest dla niej przede wszystkim przyjacielem, a przyjaźń do czegoś zobowiązuje. Przyjaciel powinien stawiać dobro swego przyjaciela ponad swoje i on starał się tak właśnie zrobić. Skoro ona chce być z Wiktorem, on nie będzie stał im na przeszkodzie. Usunie się w cień, będzie dzwonił do niej nie częściej niż co trzy dni i udawał, że pustka, którą po sobie zostawiła, wcale nie wyżera go od środka. Gdyby tylko miał pewność, że Wiktor zasługuje na to, by mieć obok siebie taki cud... Gdyby wiedział, że będzie o nią dbał i nie jest ona tylko kolejnym dodatkiem do jego licznych kolekcji. Gdyby mógł mu zaufać... 

Tak, jak myślał, wybór sukni to była katastrofa. Wpatrywał się w nią z zachwytem tak widocznym, że ekspedientki wzięły go za jej narzeczonego, na co on zareagował nerwowym zagryzieniem wargi, a ona szczerym śmiechem. Wyglądała przepięknie w każdej z mierzonych kreacji, z zaróżowionymi z emocji policzkami, włosami w lekkim nieładzie i uśmiechem, który nie opuszczał jej oczu ani na chwilę. Westchnęła, gdy spojrzała na niego i usłyszała po raz kolejny, że tak, ta właśnie suknia jest najpiękniejsza. Zrezygnowana stwierdziła, że to nie ma sensu i przyjdzie jeszcze raz z koleżanką. Kiwnęła głową z uśmiechem, gdy zaproponował kawę w "ich" kawiarni. Tak, jak kiedyś zniszczyła ją zbyt dużą ilością cukru i opowiadała o czymś nieistotnym, a on słuchał, jakby były to najważniejsze informacje. Śmiała się jak mała dziewczynka, gdy później pociągnął ją za rękę i pobiegli do parku, nie przejmując się ulewą. Patrzył, jak ona kręci się w kółko, wystawiając twarz do deszczu. Wyglądała tak pięknie, że musiał podejść do niej, zatrzymać ją w połowie kolejnego obrotu i odgarnąć kosmyki włosów przyklejone do jej twarzy. Uśmiech zamarł jej na ustach, gdy zaczął zbliżać swoją twarz do jej. Wpatrywała się w niego z niemym przerażeniem, więc zatrzymał się, pogładził ją kciukiem po policzku i zarządził powrót do domu. Pobiegli razem, trzymając się za ręce i śmiejąc, ale ten śmiech nie był już szczery. Coś się zmieniło. Coś stanęło między nimi, a tym czymś była jej pewność, że on chciałby być kimś więcej. Bez słowa wzięła od niego ręcznik, którym chciał wytrzeć jej włosy i poszła do swojego pokoju, tłumacząc się bólem głowy. W myślach wyzywał się od idiotów, gdy wychodził z mieszkania, trzaskając drzwiami. Chciał pojechać do jedynego przyjaciela, jakiego tu miał, jednak skręcił nagle w boczną uliczkę i tak trafił do niewielkiego klubu, w którym nie był nigdy wcześniej, a który kusił zapewnieniami o dobrej zabawie i miłych dziewczynkach. Nie wiedział, dlaczego zamówił wódkę, której nie lubił i która działała zbyt mocno i zbyt szybko na jego nieprzyzwyczajoną do alkoholu głowę. Nie wiedział, dlaczego poprosił o całą butelkę. Nie wiedział też, co było później.

Obudził się z dziwnym przeświadczeniem, że coś tu nie pasuje. Nie, nie chodziło wcale o ten pulsujący ból pod czaszką i suchość w ustach, choć one też nie były normalne. Spojrzał na zegarek stojący przy łóżku i już wiedział - była dwunasta. Zaspał na trening! Usłyszał pozbawiony emocji głos, dochodzący gdzieś z okolicy drzwi prowadzących do jego pokoju:
- Spokojnie, dzwoniłam do trenera i wyjaśniłam, że paskudnie się czymś zatrułeś.
Kiwnął głową z wdzięcznością i z ulgą zamknął oczy. Otworzył je ponownie, gdy zapytała:
- Możesz mi wyjaśnić, co to do cholery było?
Odwrócił się. Stała oparta o framugę drzwi popijając coś, pewnie to jej ukochane orzechowe świństwo, z ulubionego niebieskiego kubka, który kiedyś był jego ulubionym niebieskim kubkiem. Podniósł brwi w niemym pytaniu, a ona zaśmiała się cynicznie.
- Niczego nie pamiętasz, prawda?
Pokręcił głową trochę wystraszony. Podeszła i usiadła na łóżku, a on podwinął nogi, by mogła się wygodnie oprzeć. Mówiła, patrząc w sufit, a on chciał się zapaść pod ziemię, gdy usłyszał, że wrócił kompletnie pijany, prowadząc jakąś dziwkę, a właściwie, będąc prowadzonym przez jakąś dziwkę, którą przedstawił jako swoją narzeczoną, a gdy Nina zażądała, by dziewczyna sobie poszła, musiała jej zapłacić. Dużo zapłacić. Na koniec, zamiast podziękować, wrzasnął, że też masz prawo do szczęścia i próbował ją, Ninę, pocałować.
- Czy ty zwariowałeś? Znajdź sobie jakąś normalną dziewczynę!
Tak, to było zupełnie do niego niepodobne i oboje o tym wiedzieli, ale nie mógł przyznać jej racji, bo nie chciał jakiejś dziewczyny. Chciał tylko tej, która siedziała obok. Przeprosił za swój nocny wybryk, a ona westchnęła i zapytała poważnym głosem:
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Matthew? To nie miałoby...
Urwała w połowie zdania, a on zamarł, niepewny o czym ona mówi. Strach został jeszcze powiększony, bo używała jego pełnego imienia tylko, jeśli była bardzo zdenerwowana. Właściwie, jak dotąd użyła go tylko trzy razy - gdy wyleciała ze studiów, gdy przedstawiała go rodzicom i gdy płakała, niby ze szczęścia, po oświadczynach Wiktora.
- To nie miałoby sensu - dokończyła cicho patrząc na dywan - Ty zmienisz klub, wyjedziesz, a ja chcę tu zostać. Nie mogłabym żyć w innym mieście. Nawet z tobą.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno.
- Zawsze będziesz moim przyjacielem, ale nigdy nie będziesz kimś więcej. Od początku to mówiłam.
Chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i spuścił głowę, a ona wyszła. Tak po prostu.


Jak to zwykle bywa, tak i tym razem strach miał wielkie oczy. Uwielbiam Pana, u którego spędziłam wczorajsze przedpołudnie. Proszę powstrzymać się od perwersyjnych myśli, Pan ma około 70u lat i jest cudownie ciepłym i bardzo mądrym człowiekiem. Tak spokojnym, że ten spokój przechodzi na otoczenie, nawet takie jak ja.
Naładowałam akumulatory i chyba będą działały aż do lata, a wówczas naładują je słońce, truskawki i czereśnie.
Aha, Pan nie jest psychologiem. Ani psychiatrą ;)
Lalaaallaaaa  :*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Brednia III. 1.

Nie pamiętał od jak dawna ją kochał.  Może pokochał ją już wówczas, kiedy spojrzała na niego po raz pierwszy i roześmiała się dźwięcznie, gdy torba spadła mu z ramienia, a on zamiast ją podnieść, wpatrywał się w nią, jak w obraz. Cudowny obraz, najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek widział. Może pokochał ją dopiero wówczas, gdy przyszła do niego z zamiarem upicia się, załamana po tym, jak oblała poprawkowy egzamin i w ten pospolity sposób zakończyła swoją krótką karierę naukową. Może pokochał ją, gdy rzuciła się na jego szyję szczęśliwa ze zdobytej pracy i wdzięczna za możliwość mieszkania w jednym z pustych pokoi w wynajmowanym przez niego mieszkaniu. Na pewno kochał ją już, gdy wróciła roześmiana ze śladami rozmazanego tuszu na policzkach i pokazała nowy pierścionek, lśniący cudownie na serdecznym palcu jej prawej dłoni. Chciałby wierzyć, że to po prostu kolejna błyskotka, jakich miała wiele w specjalnym kuferku na półce w swoim pokoju, nie miał jednak złudzeń, że miał z tym coś wspólnego ten gogusiowaty blondyn, z którym wyszła i nie jest to zwykłe świecidełko, tylko obietnica i groźba zarazem. Groźba, bo pierścionek krzyczał bardziej wymownie, niż drwiące spojrzenie gogusia wbite w jego oczy, gdy obejmował ją i całował na powitanie. Groźba, bo krzyczał ona jest moja, spróbuj ją tknąć, a pożałujesz.
Chciał spróbować, tylko wciąż nie miał odwagi. Wciąż bał się, że mógłby stracić jej przyjaźń.


Nadal pamiętał, jak wspaniale się czuł, gdy zgodziła się z nim spotkać. Zastrzegła od razu, że to będzie koleżeńskie spotkanie, bo nie jest zainteresowana żadnym nowym związkiem, po przebytym niedawno burzliwym rozstaniu, ale nie przejął się tym ani odrobinę. Cieszył się, że będzie mógł z bliska patrzeć w jej roześmiane oczy, obejrzeć dokładnie ten śmieszny pieprzyk, który zdobił jej prawy policzek, a którego ona nie znosiła, o czym dowiedział się znacznie później. Nie wiedział, o czym mógłby z nią rozmawiać, bo kim on był? Nikim... Ot, potrafił nieźle grać w siatkówkę, to wszystko. Ona była cudem. Idealna w każdym calu. Tak mu się wtedy wydawało, szybko okazało się, że to nieprawda, ale dla niego pozostała idealna, a tych kilka wad dodawało jej tylko uroku. Siedział w kawiarni, zapatrzony i zasłuchany w jej paplaninę, a ona wyglądała na szczęśliwą, że ktoś naprawdę jej słucha. Tak, słuchaczem był dobrym i chyba właśnie tym zdobył jej sympatię. Wielokrotnie zastanawiał się, czy nie popełnił błędu, zostając tam wówczas, gdy ona zniszczyła najlepsze cappuccino, jakie pił w tym dalekim, zimnym kraju, a które przywoływało wspomnienia ciepłych i słonecznych Włoch, trzema łyżeczkami cukru, by na koniec skrzywić się i powiedzieć, że woli swoje, domowe, z paczki. Nie rozumiał, dlaczego ona tak na niego działa. Nie miał pojęcia, dlaczego przy niej stawał się nieśmiałym chłopakiem, który nie potrafi powiedzieć albo pokazać, co do niej czuje. Nie rozumiał tego, bo świetnie się im rozmawiało i rozumieli się we wszystkim. Ona też potrafiła słuchać, a na dodatek potrafiła patrzeć i czytać między słowami. Dziwne, że nie odczytała jeszcze poprawnie jego zachwyconego spojrzenia, gdy zaspana, bez makijażu i z włosami sterczącymi we wszystkich możliwych kierunkach szła co rano do łazienki, szurając lekko po podłodze tymi swoimi śmiesznymi pieskami, udającymi domowe obuwie. Dziwne, bo nie była pięknością, ot zwykła słowiańska blondynka w kraju pełnym słowiańskich blondynek, a jednak to właśnie za nią na ulicy oglądała się większość mężczyzn. Jej piersi przypominały mandarynki, usta wcale nie były malinowego koloru, oczy były pospolicie szare, a jednak miała w sobie to nieuchwytne coś, co nie pozwalało oderwać od niej spojrzenia. Wystarczyło, że się uśmiechnęła, zatrzepotała rzęsami lub zakręciła biodrami i miała u stóp każdego faceta, jakiego chciałaby mieć, najpiękniejsze było jednak to, że ona zdawała się kompletnie nie mieć o tym pojęcia. Może właśnie dlatego chętnie zgodziła się na spotkanie z gogusiem, który nosił dumne imię Wiktor, klucze do najnowszego modelu Audi oraz największej fabryki w regionie i oferował jej to lśniące na serdecznym palcu cacko wysadzane diamentami. Pytał ją wielokrotnie, czy go kocha, a ona wielokrotnie odpowiadała, że jest jej z nim dobrze, jej rodzice go uwielbiają, a ona nie oczekuje od życia niczego więcej. Zastanawiał się wówczas dlaczego to właśnie ją pokochał i nigdy nie znajdował odpowiedzi na to pytanie. Bo nie jest chyba dobrą odpowiedzią stwierdzenie, że ich imiona świetnie brzmią razem. Nina i Matt. Matt i Nina. Brzmi dobrze, prawda? A jednak nigdy nikt nie powie tego w ten sposób. Będą mówić Nina i Wiktor, a to wcale nie brzmi tak dobrze...
Czasem naprawdę miał ochotę, by trener zrealizował swój plan i znalazł mu żonę.
Może wówczas zdołałby o niej zapomnieć.


Tak, jak pisałam - czasem nie wychodzi. To opowiadanie mi nie wyszło.
Dwójka wyjątkowo będzie w czwartek. W środę będę odcięta do cywilizacji.
Trzymajcie kciuki za środę. Troszkę się jej boję...

niedziela, 13 stycznia 2013

*

Następne to dowód na to, że czasem nie wychodzi, mimo, że bardzo się chciało, by wyszło.
Miało być pięknie, a jest... same ocenicie.
Miało być dłużej, ale stwierdziłam, że nie ma sensu przedłużać cierpień. 
Będą tylko trzy części.
Mam nadzieję, że przez ten tydzień zdążę skończyć kolejne, choć w to wątpię.
Zapowiada się przerwa. Albo całkowity brak regularności.
Powód - brak czasu. Pomysły jeszcze są.

sobota, 12 stycznia 2013

Poison 9.

Nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś ją zobaczy, myślał, że już dawno zapomniała. Zdziwił się, gdy po jakimś meczu ktoś odepchnął blondynkę, którą zamierzał właśnie pocałować, zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, które zaraz po tym wtopiło się w jego oczy i rzekł z wyraźną drwiną:
- Nisko upadłeś, chłopczyku. Nie sądziłam, że zniszczyłam cię aż tak mocno. 
Blondynka awanturowała się gdzieś obok, potrząsając nerwowo jego ręką, a on zatonął w błękicie. Stali tak, uśmiechając się lekko. Ciszę przerwała ona:
- Wróciłam.
- Widzę. 
Zagryzła nerwowo wargę.
- Zmieniłam się.
- Nie aż tak bardzo. 
Zaśmiała się, odrzucając do tyłu długie włosy, które były jaśniejsze niż zapamiętał. 
- To chyba dobrze, prawda?
- To bardzo dobrze, dziewczynko.
Podniosła jedną brew do góry.
- Dziewczynko?
- Przecież nią jesteś. Jesteś zagubioną dziewczynką. 
Ledwo dostrzegalnie pokiwała głową, lecz zauważył ten drobny ruch. Po raz pierwszy przyznała się do słabości.
- Wyjechałam, bo musiałam naprawić kilka rzeczy. Obiecałam, że nie będziesz więcej cierpiał przeze mnie i zamierzam dotrzymać słowa. Pomóż mi się odnaleźć. 
- Dlaczego akurat ja?
- Bo ci zależy. Mi też zależy.
- Opowiesz mi wszystko. 
- Wszystko? 
- Wszystko.
Przez chwilę biła się z myślami, zanim niechętnie się zgodziła.
- Co dostanę w zamian?
- Mnie.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Tak, to chyba uczciwa wymiana.
Był już na tyle blisko, że mógł położyć dłoń na jej policzku i pogładzić lekko delikatną skórę. Wtuliła się w jego dłoń, zupełnie niepasującym do Julii, którą pamiętał, ruchem. Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Smakowała papierosami i czekoladą, dokładnie tak, jak kiedyś. Zadrżał, gdy przesunęła językiem po jego podniebieniu. Wyczuła to, zrobiła to ponownie i jeszcze raz. Po chwili odsunęła się i zapytała z szelmowskim uśmiechem:
- Masz tu jakąś szafkę?
Zaśmiał się szczerze. Tak szczerze, że nawet blondynka zauważyła różnicę i odeszła ze spuszczoną głową.
- Chodźmy do domu, Julio. Tam jest wiele stęsknionych za tobą szafek.


Czytając to teraz, jakiś miesiąc po tym, jak powstało, dochodzę do wniosku, że dziś zakończyłabym to zupełnie inaczej. Chyba znudziły mi się szczęśliwe zakończenia...
W poniedziałek będzie nowe. Jutro wyjaśnienie.

czwartek, 10 stycznia 2013

Poison 8.

Powoli, krok po kroku, odbudowywał swoje dawne życie, ale nie cieszyło go ono tak, jak kiedyś. Odzyskiwał nadwyrężone zaufanie i przyjaźnie. Znów stał pod siatką. Udawał radość ze zdobytych punktów, lecz gdy wracał do mieszkania, zawsze zahaczał wzrokiem o jej ulubioną ławkę, mimo, iż teraz przykrywała ją cienka warstwa śniegu. Nie wiedział gdzie jej szukać, ale i nie chciał jej szukać. Mieszkała z nim milutka blondynka, którą natychmiast zaakceptowali jego koledzy, lecz która była zbyt milutka i zbyt blondynkowata, by mogła cieszyć się jego fascynacją i zajmować jego myśli przez większą część dnia. Była wypełniaczem pustki, lecz i tego nie robiła najlepiej, bo wieczorem zasypiała spokojnie na swojej połowie łóżka, podczas gdy on przewracał się z boku na bok, tęskniąc za uciskiem głowy na swoim ramieniu, głośnym sapnięciem i stwierdzeniem, że tak jest jej niewygodnie i nigdy tak nie zaśnie. Tęsknił za Julią. Często myślał o niej wieczorami, podczas, gdy blondynka oddychała spokojnie obok, pewna, że on śni o niej. Często zastanawiał się, jak się jej wiedzie i komu teraz uprzykrza życie. Uśmiechał się do wspomnień o burzliwych kłótniach z nią, o gorącym seksie, jedynej wycieczce, na którą zabrał ją pewnej jesiennej niedzieli, wspólnym śpiewaniu pod prysznicem i rozmowach o życiu prowadzonych na balkonie tuż przed wschodem słońca. Rozmyślał, marzył, a później nadchodził świt i przynosił aromatyczną kawę, podaną przez blondynkę z uśmiechem, na widok którego niejednemu zmiękłyby kolana. Jemu od tego uśmiechu miękło co innego... Właściwie nie pamiętał już, dlaczego z nią jest, chyba po prostu tak było wygodniej. Nie budził się sam, nie zasypiał sam, ktoś cieszył się, gdy wracał zmęczony do mieszkania, czekał na niego z kolacją przy świecach, lampką wina i ochotą na coś więcej. Może to niewiele, ale zawsze jest to coś. Od początku wiedział, że nic wielkiego z tego nie będzie, ale nie szukał czegoś innego, chciał tylko zapełnić pustkę.

Zdziwił się, gdy pewnego dnia Simon powiedział, że szkoda, że Julia wyjechała. Spojrzał na niego zaskoczony, bo przecież to on był jej największym przeciwnikiem i przy każdej okazji wytykał mu problemy, które spadały na niego z jej powodu. Najgłośniej krzyczał, że ta dziewczyna to samo zło, najchętniej próbował go swatać z różnymi nudnymi, choć ładnymi kobietami. Gdy powiedział to głośno, w odpowiedzi dostał klepnięcie w ramię i odpowiedź:
- Myliłem się. Wtedy widziałem, że żyjesz, teraz wegetujesz.
Zaproponował drinka. Simon rozejrzał się niepewnie wokół, bo taki wybryk w trakcie rozgrywek mógł ich sporo kosztować, lecz pokiwał głową, gdy usłyszał:
- Julia stwierdziłaby, żebyś nie przesadzał, harcerzyku.
Opowiedział mu ze smutnym uśmiechem wszystko od tamtego spotkania na ławce, aż do powrotu do pustego mieszkania. Opowiedział mu, patrząc tępo w szklankę, jak jest teraz. Gdy skończył, usłyszał:
- Nie sądziłem, że ona była aż tak...
Nie dziwił się, że Simon nie potrafił  tego nazwać. On też nie potrafił. Myślał o tym jeszcze długo, leżąc obok blondynki, która zadowolona z wieczornego seksu spała obok. 
On nie był zadowolony. Był znudzony.
 

wtorek, 8 stycznia 2013

Poison 7.

Wszedł do mieszkania wczesnym rankiem, myśląc, że ona będzie jeszcze spała. Chciał tylko spakować rzeczy na kilkudniowy wyjazd związany z turniejem, nie miał ochoty na spotkanie z nią. Wolał spokojnie przemyśleć wszystko z dala od jej irytującego uśmieszku. Nie spodziewał się, że zastanie ją całkiem trzeźwą, skuloną na sofie. Gdy go zobaczyła, oswobodziła się z koca i podbiegła boso, by rzucić mu się na szyję. 
- Przepraszam, Michał - myślał, że się przesłyszał. Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu - Masz rację, zachowuję się tragicznie. Postaram się, byś więcej nie cierpiał z tego powodu. 
Pocałowała go delikatnie i spojrzała w oczy. Patrzyła na niego z poważnym wyrazem twarzy, nigdy nie widział jej takiej. Wyglądała tak niewinnie i smutno, że nie pozostało mu nic innego niż objąć ją mocno i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Wtuliła się w jego ramiona i trwała tak przez chwilę, zupełnie jakby nagle stała się zwykłą kobietą, a jemu spodobało się to nowe doświadczenie. Zazwyczaj uciekała przed czułością i bliskością. Seks, owszem, lubiła, ale po nim odchodziła w swoją stronę. Wyzwoliła się z objęć, by zapytać po co mu torba. Chyba się zasmuciła, gdy powiedział, że wyjeżdża, stwierdziła, że będzie tęsknić, a później zapewniła go o tym na swój sposób na dywanie w pokoju. Wyszedł nieco spóźniony i znów nie wiedział co o tym myśleć. Chciałby jej zaufać i uwierzyć, że ma to jakikolwiek sens, ale nie potrafił. Przeżył chwilę grozy, gdy na lotnisku psy wywąchały coś w jego bagażu. Przeklinał ją w myślach obawiając się, czy nie ukryła czegoś w walizce, ale na szczęście niczego nie znaleziono. Celnik przeprosił go, a on uśmiechnął się krzywo w odpowiedzi. Wówczas obiecał sobie, że musi z tym skończyć. Musi zakończyć tą chorą znajomość.

Przez kilka dni chodził zdenerwowany, bo zastanawiał się czy na pewno powinien to zrobić. Zależało mu na niej. Zależało mu na niej jak cholera, ale nie chciał być z nią na jej zasadach, o ile w ogóle to, co ich łączyło można nazwać byciem razem. Kosztowało go to kilka bezsennych nocy, nerwy trenera i obserwację gry z ławki, ale zdecydował, że zażąda, by się wyniosła, jak tylko wróci do domu. Bez względu na to, co zastanie po powrocie. Poczuł się spokojniejszy, gdy wytłumaczył sobie, że tak będzie najlepiej. Nawet się uśmiechnął, czym wywołał zdziwienie swojego hotelowego współlokatora i pytanie, czy dobrze się czuje. Tak, wreszcie czuł się dobrze. Uśmiechnął się ponownie, gdy przypomniał sobie jej przestrogę, że zniszczy jego życie. Wiedział już, że rzeczywiście byłaby do tego zdolna, ale wiedział również, że jej na to nie pozwoli. Myślał, że zdołał się uwolnić spod jej uroku.

Zwątpił w słuszność takiego myślenia, gdy wszedł do pustego mieszkania. Chodził od jednego pomieszczenia do drugiego, lecz wszystkie wydawały mu się równie nieciekawe bez jej ironii. Miał nadzieję, że po prostu gdzieś wyszła, lecz odkrył, że zniknęły jej rzeczy. Sąsiadka, która przyniosła wieczorem, zostawiony przez nią na przechowanie klucz, tylko potwierdziła, że stało się to, do czego chciał sam doprowadzić, a czego już żałował.

niedziela, 6 stycznia 2013

Poison 6.

Mógłby powiedzieć, że jest szczęśliwy, gdyby brał pod uwagę wyłącznie seks. Problemy zaczynały się od samego rana. Wielokrotnie spóźniał się na poranny trening, bo wstała zanim wyszedł i kilkoma słowami oraz pocałunkami nakłaniała go do pozostania. Podpadał trenerowi, bo był zbyt niewyspany i rozkojarzony. Podpadał kolegom, bo część zazdrościła mu podkrążonych oczu i krwawych śladów na plecach, a pozostali uważali go za idiotę i mówili o tym głośno. Wiele razy słyszał, że, owszem, może spotykać się z ostrymi dziewczynami, jeśli takie lubi, ale sprowadzanie ich do siebie po kilkugodzinnej znajomości, to jak mieszkanie z dziwką. Gra szła mu coraz gorzej, co wywoływało drwiące uśmieszki wszystkich. Był jak chodząca bomba. Wystarczył drobiazg, choćby zwykłe spojrzenie, a denerwował się do stanu bliskiego rękoczynom. Rozwalał drużynę od środka i, co gorsza, zdawał sobie z tego sprawę. Po treningu wracał do siebie i zastawał ją, leżącą z papierosem na sofie i słuchającą jego płyt z zamkniętymi oczami.
- Julia, prosiłem, żebyś nie paliła w mieszkaniu.
- Nie bądź nudny, chłopczyku. 
Zaczynał mieć jej dosyć. Wyrwał papierosa spomiędzy jej palców i wrzucił do szklanki stojącej na stoliku. 
- Chyba zapominasz, że jesteś u mnie. Mogłabyś czasem coś zrobić, nie wiem, choćby iść na zakupy czy posprzątać po sobie.
Podniosła się na łokciu i spojrzała na niego z drwiącym uśmieszkiem. 
- Ktoś tu nie jest w humorze... Co się stało, harcerzyku? Wylali cię? 
Zacisnął zęby i pokręcił głową. Nie wiedziała, o czym mówi, ale była zadziwiająco bliska prawdy. Kilka tygodni wystarczyło, żeby zrozumiał, że pozwolenie, by z nim zamieszkała nie było dobrym pomysłem, wciąż jednak potrzebował jej obecności. Miała w sobie nadal to małe coś, co go fascynowało, mimo miliona cech, za które miał ochotę ją zabić. Igrała z ogniem, gdy oznajmiła:
- Nie martw się. W okolicy jest sporo boisk, wszędzie można rozwiesić siatkę, jeśli cię wyrzucą.
Poderwał ją do góry, chwytając mocno za rękę. Krzyknęła przestraszona i zbladła nieco, gdy wycedził patrząc na nią z bliska:
- Kto wówczas będzie płacił za twoje piwka i papierosy? Pomyślałaś o tym? Jeśli chcesz tu zostać, musisz zacząć traktować to miejsce jak mieszkanie, a nie hotel. Nie jestem twoim lokajem ani mężem, który musi cię utrzymywać. Mogę cię stąd wyrzucić choćby zaraz.
Spuściła głowę i wydukała coś przypominającego przeprosiny. Myślał, że będzie lepiej, gdy pomogła mu wstawić naczynia do zmywarki i zaproponowała, by odpoczął, kiedy ona pójdzie na zakupy. Zdziwił się, gdy wieczorem przyniosła mu kanapki. Nawet całkiem niezłe je zrobiła, widać, że się starała. Przez kilkanaście godzin żył nadzieją, a później wrócił do mieszkania po kolejnym treningu i zastał w nim słodkawy zapach i ją odurzoną, śmiejącą się z jego miny. Przegrał po raz kolejny, gdy wyszedł trzaskając drzwiami. Próbowała go zatrzymać, ale tym razem jej gierki na niego nie działały. Nie zareagował nawet, gdy zdjęła koszulkę. Za bardzo irytowały go jej zmienione źrenice i nienaturalny grymas na twarzy.
Tego dnia zrozumiał, że miała rację. Zrozumiał, że ona rzeczywiście niszczy jego życie. Noc spędził na niewygodnej kanapie kolegi, zastanawiając się, dlaczego na to wszystko jej pozwala. Na co liczy? Miał przecież świadomość, że ona się nie zmieni. Nie upadła jeszcze tak nisko, by się wystraszyć, a on nie chciał być obecny przy tym, gdy upadnie.

piątek, 4 stycznia 2013

Poison 5.

To było równie dziwne, jak cała Julia. Po obiedzie wyszła, całując go uprzednio prosto w usta i mierzwiąc dłonią włosy z pytaniem, czy słyszał kiedyś o maszynce do golenia. Wróciła późnym wieczorem, gdy myślał już, że kolejny raz z niego zażartowała. Wkroczyła bez pukania z jedną torbą i spytała, gdzie przygotował miejsce na jej rzeczy. Nie zwróciła przy tym uwagi na to, że nie był sam i że jego towarzysze zamilkli nagle, gdy zdjęła kurtkę. Patrzyła na niego wyczekująco, wstał więc i dokonał krótkiej prezentacji:
- Panowie, oto Julia, Julio - koledzy z drużyny. Nie będę cię męczył imionami, bo pewnie i tak nazwiesz ich po swojemu.
- Jasne, chłopczyku. Więc która szafa? Ta, na którą mnie wczoraj rzuciłeś?
Ktoś zakrztusił się piwem. Zaskoczone spojrzenia przeniosły się na niego. Zignorował je. Nabrał w ciągu minionej doby niezłej wprawy w ignorowaniu niechcianych rzeczy.
- Wybierz sobie dowolną, później przeniosę rzeczy.
Kiwnęła głową i wyszła.
- Chłopczyku? Michał, co to było?
Wzruszył ramionami.
- Julia. Przyzwyczaicie się.
- Czy ty zwariowałeś? Ona się tu wprowadza?
- Ona już się wprowadziła - oznajmiła, stojąc w drzwiach - Nie przeszkadzajcie sobie panienki, poplotkujcie o mnie, jakby mnie tu nie było. Jeśli któryś chciałby wiedzieć albo zobaczyć coś więcej, to jestem w łazience.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Po chwili usłyszeli szum wody i wesołe nucenie zza ściany. Siedział z uśmiechem zadowolenia, patrząc na drzwi, za którymi zniknęła. Był ciekaw, który zacznie.
- Michał? - a więc Simon nie wytrzymał.
- Hmm?
- Co się dzieje?
Spojrzał na kolegę i wzruszył ramionami.
- Dwoje dorosłych ludzi chce razem zamieszkać. Co w tym dziwnego?
- Co? Ona jest dziwna! Długo ją znasz?
- Wcale jej nie znam.
Ktoś sapnął.
- Zwariowałeś.
W sumie to prawda. Zwariował. Na jej punkcie. Ale oni nie mogli tego zrozumieć, a może mogliby, tylko ich nie nudziły dziewczyny, dla których szczytem marzeń był ślub jak z bajki, gromadka dzieci i dom z ogródkiem. Julia była inna. Nieprzewidywalna. Dzika. Fascynowała go. Co z tego, że jej nie znał? Ona też go nie znała, a nie bała się z nim zamieszkać.
- Widziałeś ją? - zaczął zaczepnie - I sądzisz, że zwariowałem? Nigdy nie miałeś ochoty być z kimś, kogo wcale nie znasz, tylko dlatego, że coś w tym kimś ci się spodobało? Nie masz marzeń? Ona jest takim moim marzeniem i zamierzam je zrealizować, albo chociaż spróbować.
Simon chciał coś odpowiedzieć, pewnie miał świetne argumenty, już zapamiętale kręcił głową, jednak nie zdążył, bo coś odwróciło jego uwagę. Zamarł z lekko otwartymi ustami, wpatrując się w nią. Stała w drzwiach, owinięta jedynie niezbyt dużym ręcznikiem. Po jej nagich ramionach spływały kropelki wody opadające z włosów. Gdy wszyscy już zwrócili się w jej kierunku, uśmiechnęła się, płynnym krokiem podeszła do niego, usiadła mu na kolanach i zapytała szeptem, który wszyscy usłyszeli:
- Czy twoim koledzy nie rozumieją, że wolelibyśmy spędzić nasz pierwszy wspólny wieczór tylko we dwoje?
Pocałowała go i wsunęła dłoń pod materiał koszulki, by zbadać fakturę jego brzucha. Nie minęła nawet chwila, gdy zostali sami. Wówczas wstała, przeciągnęła się pozwalając, by ręcznik zsunął się zbyt nisko i oznajmiła, że jest zmęczona.
- Nie lubię tłumu - to nie brzmiało jak tłumaczenie. Po prostu stwierdziła coś oczywistego - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że śpię nago, chłopczyku? - zapytała.
Wyszła nie czekając na odpowiedź.
Poszedł za nią nie czekając na zaproszenie. Nie czekając na zaproszenie pocałował jej kark, na co zareagowała dreszczem i głośnym jękiem. Odwróciła się i wspięła na palce, by dosięgnąć jego ust. Całując jej szyję, uśmiechnął się na myśl, co czeka go w najbliższych dniach czy tygodniach.


Niech mnie ktoś dobije! Ogrom zajęć i do tego chory facet w domu... Brak czasu na cokolwiek poza obowiązkami... A chciałoby się, oj by się chciało...
Tak dla jasności, nie zgadzam się z Julią w kwestii maszynki do golenia ;)

środa, 2 stycznia 2013

Poison 4.

Nie zdziwił się, gdy drzwi wejściowe lekko zaskrzypiały. Specjalnie zostawił je otwarte. Uśmiechnął się pod nosem czując, że dziś to on wygra. Coś wylądowało na podłodze i po chwili ona oparła się o ścianę kuchni. Zignorował ją, nakładając obiad na dwa talerze, po czym zabrał je i bez słowa poszedł do pokoju. Gdy do niego dołączyła, trzymała w dłoniach butelkę piwa, taką samą, jak te, które stały w jego lodówce. Otworzyła ją jednym wprawnym ruchem ręki przy pomocy blatu stołu i wypiła duży łyk. Odwrócił wzrok, gdy cienka strużka spienionego płynu spłynęła po jej brodzie i szyi, znikając gdzieś za dekoltem bluzki, pod którą znów najwyraźniej nie miała bielizny. Pochwyciła jego spojrzenie i źle je zinterpretowała, bo powiedziała ze śmiechem:
- Wczoraj nie byłeś tak wstydliwy.
Dziś też nie był, ale nie chciał znów przegrać. Chciał ją rozgryźć. Zignorował zaczepkę, sięgając po widelec. Dziewczyna rozejrzała się wokół i podeszła do półki z płytami. Gwizdnęła przeciągle i spojrzała na niego zdumiona.
- No, no... Tego się po tobie nie spodziewałam.
Zanim skończyła, płyta leżała już w odtwarzaczu. Otoczyła ich muzyka, a on aż podniósł głowę ze zdziwienia. Przyglądał się z zaciekawieniem, jak ona z zamkniętymi oczami nuci melancholijną melodię, wybijając rytm swoim ciężkim butem. Zupełnie, jakby ktoś wyjął ją z filmu gangsterskiego i przełożył do komedii romantycznej. Zaśmiał się, a ona zgromiła go spojrzeniem. Wskazał głową na nieruszony talerz stojący przed nią i usłyszał:
- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie otruć?
- Skąd wiesz, że piwa nie zatrułem?
Rzuciła pełne wyrzutu spojrzenie na butelkę, jednak szybko rozchmurzyła się:
- Nie zrobiłbyś tego. Jesteś zbyt grzeczny.
- Jesteś pewna?
Zacisnęła usta, a on znów się zaśmiał i sięgnął po butelkę. Widział, jak obserwowała jego krtań, gdy przełykał i jak zagryzła górną wargę, gdy skończył. Tym razem to ona spuściła wzrok.
- Jedz Julio.
Niechętnie nałożyła małą porcję na widelec i włożyła ją do ust, uprzednio długo wąchając. Zmarszczyła czoło i podniosła gwałtownie głowę, by na niego spojrzeć.
- Sam to ugotowałeś?
Uśmiechnął się.
- Tak.
Pokiwała głową z uznaniem.
- Chyba z tobą zamieszkam - oznajmiła, a on wzruszył ramionami.
- Ale wiesz, że mam tylko jedną sypialnię?
- Nie przeszkadza mi to. Wiesz, że zniszczę twoje życie?
- Nie przeszkadza mi to.
- W takim razie nie widzę problemu.
- Gdzie mieszkasz teraz?
- Tu i tam...
- Nikt nie będzie miał nic przeciwko, że się wyprowadzisz?
Prychnęła.
- Nie obchodzi mnie, czego chcą inni. Robię to, na co mam ochotę, a teraz mam ochotę zamieszkać z tobą.
- Dobrze, ale nie zabieraj niczego więcej bez mojej zgody.
- Dostanę klucz?
- Jak zasłużysz.
- Dla takich obiadków jestem w stanie wiele zrobić.
- I dla takiego seksu.
- Dla takiego seksu też - uśmiechnęła się - Szybko się uczysz, chłopczyku.


Mam nadzieję, że Sylwester wszystkim Wam udał się jeszcze lepiej, niż planowałyście.
Niech ten rok będzie najlepszym z dotychczasowych.