Myślałem, że gorzej niż z Ewą nie będzie nigdy. Myślałem, że znam się na ludziach. Myślałem, że potrafię rozpoznać fałszywe nutki tańczące w głosie i tą specyficzną woń kłamstwa, umykającą szybko wraz z niepewnym spojrzeniem. Myślałem, że potrafię kochać. Myślałem, że dorosłem już do związku, że czas zapomnieć o obietnicy. Myślałem, że wiem już trochę o życiu. Gówno wiedziałem. Teraz wiem, że nie chciałem miłości, chciałem mieć kogoś, kto zapełni miejsce pasażera w nowym samochodzie. "Mieć" idealnie tu pasuje. Szukałem maskotki. Kogoś, kogo mógłbym przedstawić kolegom i zobaczyć zazdrość w ich oczach. Kogoś, kto nie będzie wiele ode mnie wymagał. Może podpisanie pierwszego prawdziwego kontraktu uderzyło mi do głowy... Może to nuda samotnych wieczorów... Chyba po prostu nie chciałem być sam, w jakiś pokrętny sposób szukając samotności we dwoje. Nie da się ukryć - świetnie się dobraliśmy. Dwoje zapatrzonych w siebie egoistów, budujących iluzję szczęścia na potrzeby innych. Niby razem, a osobno. Żyliśmy obok siebie, nie interesując się zbyt mocno swoimi potrzebami i sprowadzając je do czysto fizycznego pożądania oraz towarzystwa przy kolacji. Czasem wychodziliśmy gdzieś wspólnie i to także było dla nas wygodne, bo ona miała szansę zaistnieć, uwieszając się na moim ramieniu, ja mogłem pochwalić się jej śliczną buzią i zgrabną sylwetką. Nigdy nie powiedziałem, że ją kocham. Ona też tego nie powiedziała, mówiła za to, że mnie uwielbia i w pewnym sensie tak pewnie było. Uwielbiała seks ze mną (znajomość z Ewą i jej bezpruderyjność na coś się przydała), uwielbiała zazdrość koleżanek, uwielbiała być w centrum uwagi. Nade wszystko uwielbiała moje pieniądze...
Początkowo myślałem, że z czasem ją pokocham. Wydawało mi się, że jest idealna, no, prawie idealna. Od idealności dzieliła ją cienka granica chłodu, choć potrafiła być gorąca, gdy miała w tym swój interes. Nie zauważałem niczego niepokojącego w jej zachowaniu, upatrując w jej oziębłości oznak moich błędów, a w błyszczących na widok nowej torebki oczach, kobiecych słabości. Nie miałem przecież dużego doświadczenia... Później zacząłem ją obserwować i porównywać do dziewczyn kolegów. Intuicyjnie czułem, że coś nie pasuje, ale trochę czasu minęło nim zrozumiałem co. Byłem wściekły, jednak szybko dotarło do mnie, że Basia nigdy nie skłamała. Nie obiecywała niczego, nie zapewniała o wielkich uczuciach, nie snuła planów na przyszłość. Po prostu była. Żyła dniem dzisiejszym, a ja wraz z nią. Bez rozgrzewających emocje wzlotów i upadków.
Przez kilka kolejnych tygodni trwałem w dziwnym zawieszaniu, nie bardzo wiedząc na czym mi zależy i czego chcę do Basi. W końcu zwyciężyła złość i posłuchałem głosu, który podpowiadał, że nie potrzebuję nikogo na stałe, a za seks płacić nie będę musiał przez kolejnych kilkanaście lat. Basia wyprowadziła się bez zbędnych nerwów i straty czasu. Stojąc w drzwiach odwróciła się, uśmiechnęła i powiedziała uważaj na siebie. Pamiętam, że kiwnąłem głową, zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć, a powinienem jej podziękować i posłuchać tej zakamuflowanej rady. Nie odczułem pustki po jej odejściu, przeciwnie, poczułem się zadziwiająco lekko. Ten dzień uczciłem z którymś z klubowych kolegów w jakimś głośnym i zatłoczonym miejscu, pijąc piwo i obserwując dziewczyny, które zachowywały się jak dziwki, a były prawdopodobnie uczennicami. Nie interesowało mnie kim są, interesowała mnie jędrność ich ud oraz sutki sterczące wyzywająco, zmuszając do odkształcenia cienki materiał bluzek czy sukienek. Niemal czułem jak moje zmysły wyostrzają się, szukając w tym pachnącym feromonami tłumie tej jednej, najbardziej godnej uwagi. Dostrzegliśmy się równocześnie, albo tylko tak mi się wydawało. Zbliżyła się miękkim, kocim krokiem, usiadła przy naszym stoliku i, jakby było to zupełnie normalne, przyssała się do mojego piwa, równocześnie kładąc dłoń na moim udzie. Nie pamiętam jak to się stało, że wyszliśmy razem i pojechaliśmy do jej mieszkania, ale pamiętam jej dłonie, które już w taksówce wyczyniały cuda. Taksówkarz patrzył obojętnie przed siebie, a my powoli pozbywaliśmy się pierwszych ubrań na tylnej kanapie jego samochodu. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś tak pierwotnie dzikiego. Nie wiem jak udało się nam dotrzeć do jej mieszkania. Obijaliśmy się o ściany klatki schodowej i niemal przewróciliśmy na schodach. Gdy w końcu znaleźliśmy się w środku, podniosłem ją, oparłem o ścianę i wszedłem w nią gwałtownie, a ona krzyknęła z rozkoszy. Krzyczała jeszcze długo i głośno, denerwując zapewne wszystkich sąsiadów i podniecając mnie do granic wytrzymałości. W końcu opadliśmy z sił, znajdując ukojenie dla rozpalonych ciał w chłodzie paneli. Zastanawiałem się kim jest i czego się po niej spodziewać, ale nigdy nie wymyśliłbym tego, co zrobiła. Wstała i naga poszła gdzieś, by po chwili wrócić z dwoma butelkami piwa oraz notesem i poprosić o autograf, spełniając nieświadomie jedną z moich fantazji. Byłem chyba zbyt skołowany, by czuć zażenowanie, a jej kompletny brak skrępowania nagością spowodował, że zapragnąłem jej raz jeszcze. Wyszedłem stamtąd o świcie, odprowadzony przez jej zadowolony uśmiech. Czułem się świetnie. Czułem, że właśnie tego potrzebowałem, a później wydarzenia potoczyły się lawinowo...
Różne kobiety, różne miejsca. Hotelowe pokoje, klubowe toalety, ich mieszkania, nigdy moje. Początkowo było miło, później miło było rzadko. Zmieniłem klub, zmieniłem się. Do mojej twarzy przyczepił się cyniczny uśmiech, a niespotykany wcześniej sarkazm oraz bezgraniczny egoizm sprawił, że w zasadzie zostałem sam. Przyjaciele nie poznawali mnie i nie chcieli znać tej nowej wersji Michała. Byłem złośliwy i arogancki. Traktowałem kobiety tak przedmiotowo, że bardziej chyba się nie da, a one lgnęły do mnie chętniej niż kiedykolwiek wcześniej, jakbyśmy wszyscy szukali okazji do samozagłady. Stałem się zbyt pewny siebie, wierząc w swoją nieomylność w każdej dziedzinie i chyba właśnie to zapewniało mi olbrzymią popularność wśród niedowartościowanych i niepewnych swej atrakcyjności dziewczyn. To i oczy, które już Anka nazwała łamaczami serc. Korzystałem ze wszystkiego, udając, że nie zauważam coraz bardziej dokuczliwej samotności i milczącego smutku, który zapadał na linii telefonicznej podczas nielicznych rozmów z rodzicami. Podobnie udawałem, że nie zauważam pogardy w spojrzeniach trenera i kolegów, jednak widziałem je doskonale i z ich powodu zdecydowałem się wyjechać do Włoch. Wyjechać, ale nie zrezygnować z uroków życia... Seria wysokich brunetek zagościła w moim życiu, nie wnosząc w nie nic oprócz krótkotrwałego spełnienia. Kilka z nich spoliczkowało mnie, wiele krzyczało, rzucając mało przyjemnymi, lecz zbyt łagodnymi, by mogły coś zdziałać, epitetami. Nie miałem sobie nic do zarzucenia, naiwnie wierząc, że nie robię nic złego, choć w rzeczywistości uwodziłem je kłamliwym zainteresowaniem, ogłupiałem zdecydowanym spojrzeniem i sprawiałem, że wariowały pod moim dotykiem. Śmiałem się, gdy próbowały mnie zatrzymać. Odpychałem, gdy chciały się zbliżyć. Poniżałem, gdy mimo wszystko nie odchodziły. Coraz częściej nie interesował mnie seks, interesowało mnie samo zdobywanie. Moim narkotykiem stała się świadomość, że te kobiety zdecydowały się wyjść ze mną, a nie z którymś z wpatrzonych w nie mężczyzn, zbyt nieśmiałych by wykonać pierwszy krok. Sprawiałem, że były gotowe na wszystko, jechaliśmy do ich mieszkań, gdzie zostawiałem je na progu rozpalone i kompletnie zdezorientowane. Były zbyt podobne do siebie i zbyt nijakie, by chciało mi się spędzić kolejną noc z jedną z nich... Żałosne....
Przez kilka kolejnych tygodni trwałem w dziwnym zawieszaniu, nie bardzo wiedząc na czym mi zależy i czego chcę do Basi. W końcu zwyciężyła złość i posłuchałem głosu, który podpowiadał, że nie potrzebuję nikogo na stałe, a za seks płacić nie będę musiał przez kolejnych kilkanaście lat. Basia wyprowadziła się bez zbędnych nerwów i straty czasu. Stojąc w drzwiach odwróciła się, uśmiechnęła i powiedziała uważaj na siebie. Pamiętam, że kiwnąłem głową, zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć, a powinienem jej podziękować i posłuchać tej zakamuflowanej rady. Nie odczułem pustki po jej odejściu, przeciwnie, poczułem się zadziwiająco lekko. Ten dzień uczciłem z którymś z klubowych kolegów w jakimś głośnym i zatłoczonym miejscu, pijąc piwo i obserwując dziewczyny, które zachowywały się jak dziwki, a były prawdopodobnie uczennicami. Nie interesowało mnie kim są, interesowała mnie jędrność ich ud oraz sutki sterczące wyzywająco, zmuszając do odkształcenia cienki materiał bluzek czy sukienek. Niemal czułem jak moje zmysły wyostrzają się, szukając w tym pachnącym feromonami tłumie tej jednej, najbardziej godnej uwagi. Dostrzegliśmy się równocześnie, albo tylko tak mi się wydawało. Zbliżyła się miękkim, kocim krokiem, usiadła przy naszym stoliku i, jakby było to zupełnie normalne, przyssała się do mojego piwa, równocześnie kładąc dłoń na moim udzie. Nie pamiętam jak to się stało, że wyszliśmy razem i pojechaliśmy do jej mieszkania, ale pamiętam jej dłonie, które już w taksówce wyczyniały cuda. Taksówkarz patrzył obojętnie przed siebie, a my powoli pozbywaliśmy się pierwszych ubrań na tylnej kanapie jego samochodu. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś tak pierwotnie dzikiego. Nie wiem jak udało się nam dotrzeć do jej mieszkania. Obijaliśmy się o ściany klatki schodowej i niemal przewróciliśmy na schodach. Gdy w końcu znaleźliśmy się w środku, podniosłem ją, oparłem o ścianę i wszedłem w nią gwałtownie, a ona krzyknęła z rozkoszy. Krzyczała jeszcze długo i głośno, denerwując zapewne wszystkich sąsiadów i podniecając mnie do granic wytrzymałości. W końcu opadliśmy z sił, znajdując ukojenie dla rozpalonych ciał w chłodzie paneli. Zastanawiałem się kim jest i czego się po niej spodziewać, ale nigdy nie wymyśliłbym tego, co zrobiła. Wstała i naga poszła gdzieś, by po chwili wrócić z dwoma butelkami piwa oraz notesem i poprosić o autograf, spełniając nieświadomie jedną z moich fantazji. Byłem chyba zbyt skołowany, by czuć zażenowanie, a jej kompletny brak skrępowania nagością spowodował, że zapragnąłem jej raz jeszcze. Wyszedłem stamtąd o świcie, odprowadzony przez jej zadowolony uśmiech. Czułem się świetnie. Czułem, że właśnie tego potrzebowałem, a później wydarzenia potoczyły się lawinowo...
Różne kobiety, różne miejsca. Hotelowe pokoje, klubowe toalety, ich mieszkania, nigdy moje. Początkowo było miło, później miło było rzadko. Zmieniłem klub, zmieniłem się. Do mojej twarzy przyczepił się cyniczny uśmiech, a niespotykany wcześniej sarkazm oraz bezgraniczny egoizm sprawił, że w zasadzie zostałem sam. Przyjaciele nie poznawali mnie i nie chcieli znać tej nowej wersji Michała. Byłem złośliwy i arogancki. Traktowałem kobiety tak przedmiotowo, że bardziej chyba się nie da, a one lgnęły do mnie chętniej niż kiedykolwiek wcześniej, jakbyśmy wszyscy szukali okazji do samozagłady. Stałem się zbyt pewny siebie, wierząc w swoją nieomylność w każdej dziedzinie i chyba właśnie to zapewniało mi olbrzymią popularność wśród niedowartościowanych i niepewnych swej atrakcyjności dziewczyn. To i oczy, które już Anka nazwała łamaczami serc. Korzystałem ze wszystkiego, udając, że nie zauważam coraz bardziej dokuczliwej samotności i milczącego smutku, który zapadał na linii telefonicznej podczas nielicznych rozmów z rodzicami. Podobnie udawałem, że nie zauważam pogardy w spojrzeniach trenera i kolegów, jednak widziałem je doskonale i z ich powodu zdecydowałem się wyjechać do Włoch. Wyjechać, ale nie zrezygnować z uroków życia... Seria wysokich brunetek zagościła w moim życiu, nie wnosząc w nie nic oprócz krótkotrwałego spełnienia. Kilka z nich spoliczkowało mnie, wiele krzyczało, rzucając mało przyjemnymi, lecz zbyt łagodnymi, by mogły coś zdziałać, epitetami. Nie miałem sobie nic do zarzucenia, naiwnie wierząc, że nie robię nic złego, choć w rzeczywistości uwodziłem je kłamliwym zainteresowaniem, ogłupiałem zdecydowanym spojrzeniem i sprawiałem, że wariowały pod moim dotykiem. Śmiałem się, gdy próbowały mnie zatrzymać. Odpychałem, gdy chciały się zbliżyć. Poniżałem, gdy mimo wszystko nie odchodziły. Coraz częściej nie interesował mnie seks, interesowało mnie samo zdobywanie. Moim narkotykiem stała się świadomość, że te kobiety zdecydowały się wyjść ze mną, a nie z którymś z wpatrzonych w nie mężczyzn, zbyt nieśmiałych by wykonać pierwszy krok. Sprawiałem, że były gotowe na wszystko, jechaliśmy do ich mieszkań, gdzie zostawiałem je na progu rozpalone i kompletnie zdezorientowane. Były zbyt podobne do siebie i zbyt nijakie, by chciało mi się spędzić kolejną noc z jedną z nich... Żałosne....
Mówiłam Ci już, że uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojego pióra? Nie? No to mówię teraz - kocham każde Twoje opowiadanie. Ale wróćmy do treści. :)
OdpowiedzUsuńMichał, Michał... Początkowo myślałam, że głównym bohaterem będzie Igła, ale wciąż mi coś nie pasowało. Że niby Zajączek i tyle kobiet...? Śmiechu warte!
Wracając - Michał. Ale który? Mam dwa typy, jednak bliżej jest mi do tego starszego. ;) Jeszcze nie wiem w którym przypadku mam rację, a komentarzy do poprzednich postów też nie czytałam, toteż mogłam coś ominąć. :)
Kobiety... Niektóre są słodkie, inne gorzkie. Niektóre mogą stać się przyjaciółkami czy nawet ukochanymi, inne są w stanie tylko niszczyć i pomagać w powolnym spadaniu na dno. I właśnie ten drugi typ kobiet Michaś spotyka ostatnio bardzo często. Liczę, że się za siebie weźmie, bo na dzień dzisiejszy jego obraz jest tak żałosny i wymagający współczucia, że nie wiem, co mogę jeszcze napisać. :)
Cóż, czekam do następnego i dużo weny życzę! :)
PS. Czy w rozdziale była mowa o oczach polskiego Gotye? :)
Chyba nie, ale możesz czasem o tym wspomnieć ;) Polski Gotye? Hmmmm, chyba nie jestem pewna kogo masz na myśli. Zaćmienie jakieś mnie dopadło... Jeśli myślimy o tych samych Michałach, to starszy jest dobrym wyborem.
Usuńa więc Michał, chyba nawet wiem który, ale też mam dwa typy. ciekawe, czy Michaś się zmieni, czy do końca pozostanie taki jak w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńTrochę się zmieni :)
UsuńPozostaje mi mieć nadzieję, że wkrótce w życiu Michała zagości ta, która zdoła go zmienić i pomoże odkryć mu jego właściwe, dobre Ja.
OdpowiedzUsuńTwoja nadzieja się spełni. Chociaż na chwilę...
UsuńDobra, czyli nie Igła. Wychodzi na Winiara. Chociaż znów mogę się mylić... Aj Michale, jeszcze zmienisz podejście.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nie mylisz się.
UsuńJego zachowania nie warto komentować. Mam nadzieję, że wyciągnie wnioski i zmieni swoje postępowanie. I oby trafiał na lepsze kobiety....:)
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy na odrobinę szczęścia, prawda?
UsuńJedyne, co mi przychodzi na myśl to że sodówka uderzyła mu do głowy :p Nagle wyrosła gwiazdka, do której lgnęło pełno dziewczyn, a on korzystał. Może sam się w tym wszystkim pogubił?
OdpowiedzUsuńMoże masz rację, a może tak było po prostu łatwiej.
UsuńMichał stał się wyrachowanym nimfomanem. O ile mężczyznę można nazwać nimfomanem. Mam nadzieje, że szybko w jego życiu znajdzie się ta co go postawi do pionu.
OdpowiedzUsuńJakaś kobieta na pewno się w jego życiu szybko pojawi.
UsuńJeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 14 na blogu http://dwiescie-piec-centymetrow-szczescia.blogspot.com/ oraz na 4 rozdział na blogu http://barwy-malzenstwa.blogspot.com/. Życzę miłej lektury ;)
UsuńOj Michał, Michał.
OdpowiedzUsuńJestem szalenie ciekawa co będzie dalej, która kobieta będzie następną, a może już tą jedyną......
Myślę, że Cię zaskoczę. W pewnym sensie następna będzie jedyną, choć na pewno nie ostatnią.
UsuńSławie i pieniądzom jeszcze nikt się nie oparł. Każdemu wtedy odrobinę odbija, niektórym mniej, innym więcej ale zawsze!
OdpowiedzUsuńTakie zdobywanie i poniżanie świadczy tylko i jedynie o JEGO niskiej samoocenie, chce się w ten sposób dowartościować. Jaki to JA jestem wspaniały i niesamowityu!
Ciekawe, że wszyscy o tym wiedzą, a i tak marzą do wielkich pieniądzach. Czyżbyśmy byli tak głupi, że łudzimy się, że jesteśmy wyjątkowi i nie zmienimy się, choć wszyscy wokół się zmieniają?
UsuńMoże nam się wydaje, że nam odbije mniej:). Sama przyznam, że wolałabym się nie martwić o wiele rzeczy np. nie podrzucać dzieciaka mamie bo muszę iść do pracy i nie zastanawiać się czy tym razem alimenty na konto wpłyną o czasie. Podobno pieniądze szczęścia nie dają ale życie ułatwiają:). Sławy to nie chcę, ale trochę więcej kasy, czemu nie??
UsuńTo prawda, że miło byłoby mieć więcej, ale gdzie jest granica "normalności"? Wygląda na to, ze zawsze chce się mieć więcej, a wszechobecne reklamy mówiące, że musisz mieć najnowsze coś, nie ułatwiają zadania. Dziwny ten nasz świat...
UsuńHow to be a Heartbreaker-Michał edition
OdpowiedzUsuńA co z oryginałem?
UsuńMichał zachowuje się, za przeproszeniem, jak dziwkarz. Irytują mnie faceci, którzy traktują kobiety jak zabawki, seksmachinki i inne tego typu rzeczy. To też ludzie, a nie przedmioty. Ech, Michale, staczasz się na dno i ciężko ci będzie się z niego potem wydostać. A przynajmniej samemu.
OdpowiedzUsuńNie będzie sam. Obiecuję :)
Usuńoj Misiek, Misiek...
OdpowiedzUsuńNoo...
Usuń