Sporo czasu minęło, nim znów zwróciłem uwagę na przedstawicielkę płci pięknej, a konkretnie na Marysię. Było to chyba w drugiej klasie podstawówki. A może w pierwszej... Marysia nie miała dołeczków w policzkach i nie marszczyła noska, kiedy się uśmiechała. Była śliczną drobną blondyneczką z warkoczykami i delikatnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. (Znów warkoczyki, może to one tak mi się podobały?) Marysia była utalentowaną dziewczynką. Grała na skrzypcach i z tego powodu szybko opuściła naszą klasę, przenosząc się do szkoły muzycznej, jednak zanim to zrobiła, zdążyła zawładnąć moimi myślami. Pięknie czytała swoim miękkim głosem i uśmiechała się dodając mi otuchy, kiedy ja dukałem poszczególne sylaby, usiłując złożyć je w słowa. Była naszym dobrym duszkiem, który zawsze starał się, by wszyscy byli zadowoleni i zwykle byliśmy zadowoleni, gdy ona była w pobliżu. Nauczyciele ją uwielbiali, lecz jej charakter sprawiał, że nie przeszkadzało jej to w zdobyciu również naszej, klasowej, sympatii. Chyba jako jedyna uniknęła niemiłych przezwisk, ciągnięcia za włosy i innych chłopięcych zaczepek. Marysia była na to zbyt dobra i nawet my, rozbrykani i mało rozgarnięci, mieliśmy tego świadomość. Zdawała się być inną istotą i pewnych rzeczy po prostu nie wypadało w jej towarzystwie robić. Staraliśmy się tylko, by jej uśmiech nigdy nie znikał. Czasem chodziłem z Arkiem pod jej blok, by posłuchać, jak ćwiczy gamy i wydawało mi się to najpiękniejszą muzyką, choć Arek twierdził, że gra okropnie. Na klasowym zdjęciu zrobionym na szkolnych korytarzu stoję obok niej, prezentując dumny z zajmowanego miejsca uśmiech. Uwielbiałem obserwować jej skupiony profil podczas lekcji i czasem popadałem z tego powodu w problemy. Mój dzienniczek pełen był uwag "nie uważa na lekcji", "nie słucha nauczyciela" i to ona była ich przyczyną.
Pewnego dnia Marysia przyniosła do szkoły cukierki, wyszła pod tablicę i z wbitymi w podłogę oczami pełnymi łez oznajmiła, że to jej ostatni dzień z nami. Wszyscy mieliśmy wówczas oczy pełne łez, choć staraliśmy się to ukryć, wycierając je ukradkiem rękawem.
Pewnego dnia Marysia przyniosła do szkoły cukierki, wyszła pod tablicę i z wbitymi w podłogę oczami pełnymi łez oznajmiła, że to jej ostatni dzień z nami. Wszyscy mieliśmy wówczas oczy pełne łez, choć staraliśmy się to ukryć, wycierając je ukradkiem rękawem.
Później spotykaliśmy się czasem przypadkiem, śpiesząc się każde w swoim kierunku i uśmiechaliśmy się do siebie, lecz rzadko zatrzymywaliśmy się, by porozmawiać. Z czasem przestaliśmy się uśmiechać, poprzestaliśmy na lekkim grymasie i kiwnięciu głową, by po kolejnych kilku latach i o tym zapomnieć. Obserwowałem z przerażeniem, choć już bez zaangażowania, jak Marysia zmienia się. Warkoczyki na jej głowie zastąpił kolorowy punkowy wytwór, skrzypce w jej dłoni zastąpiła dłoń wysokiego i sporo starszego typka, którego wolałbym nie spotkać w ciemnej uliczce. Widywałem ich czasem całujących się na środku chodnika. Dźwięk gam dobiegający z jej mieszkania został zastąpiony przez kłótnie i krzyki.
Słyszałem, że jeszcze w podstawówce uciekła z domu i nie wróciła. Nie wiem, czy to prawda. Mam nadzieję, że znalazła własną drogę i jest szczęśliwa.
Marysia nauczyła mnie, że kobiety mogą przynosić radość i samym swym pojawieniem sprawiać, że ludzie się uśmiechają, mogą jednak zmienić się nie do poznania i stać się kimś zupełnie obcym. Kimś, kogo nie będziemy już chcieli znać.
Wiem, że chciałybyście, żeby było częściej, też bym tego chciała. Następne będzie dopiero za około tydzień, później powinno pójść szybciej. Mam olbrzymie zaległości. Nie zapomniałam o Was, po prostu doba skróciła się do absurdalnie małej liczby minut. W najbliższym czasie szykuje mi się kilka wolnych dni, więc wszystko nadrobię :)
Wiem, że chciałybyście, żeby było częściej, też bym tego chciała. Następne będzie dopiero za około tydzień, później powinno pójść szybciej. Mam olbrzymie zaległości. Nie zapomniałam o Was, po prostu doba skróciła się do absurdalnie małej liczby minut. W najbliższym czasie szykuje mi się kilka wolnych dni, więc wszystko nadrobię :)
Jejku, ja mi się to podoba!
OdpowiedzUsuńInformuj, jak możesz :)
23169045 gorzka-kawa-zycia.blogspot.com
Mogę, oczywiście. Ciesze się, że Ci się podoba :)
UsuńO, Marysia. Nie lubię tego imienia.
OdpowiedzUsuńPiękny dowód, na to jak ludzie mogą się zmienić.
Spokojnie, ja poczekam chociażby miesiąc na nowy :)
Za miesiąc zapomnimy już o tym opowiadaniu ;) Może we wtorek czy w środę dam radę coś napisać, wcześniej nie ma szans.
Usuń"Marysia" mi nie przeszkadza ;)
Czasem, aż ciężko uwierzyć w to jak ludzie mogli się zmienić.
OdpowiedzUsuńCzasem tak bywa, ale zwykle pozostają podobni.
UsuńLudzie niestety częściej zmieniają się na złe niż na dobre. Troszkę mnie to przeraża:(
OdpowiedzUsuńTo akurat prawda. Mnie przeraża coraz większa obojętność, egoizm i głupota. Ludzie coraz rzadziej używają mózgu, a jeśli go używają to najczęściej wyłącznie dla własnych interesów.
UsuńŚwiat schodzi na psy! Ot co!
UsuńZ tym niestety się zgadzam.
UsuńLudzi się zmieniają i z reguły na gorszę, a nam w to trudno uwierzyć.
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 13 na blogu http://dwiescie-piec-centymetrow-szczescia.blogspot.com/ oraz na 3 rozdział na blogu http://barwy-malzenstwa.blogspot.com/. Życzę miłej lektury ;)
To też prawda. Smutne to wszystko...
UsuńJeżeli masz ochotę i czas serdecznie zapraszam na rozdział 13 na blogu http://dwiescie-piec-centymetrow-szczescia.blogspot.com/ oraz na 3 rozdział na blogu http://barwy-malzenstwa.blogspot.com/. Życzę miłej lektury ;)
UsuńJa popieram koleżankę kilka komentarzy wcześniej, też nie lubię tego imienia. :) Jakoś źle mi się kojarzy.
OdpowiedzUsuńA ja się z wami, kobiety, nie zgodzę. Bo znam mnóstwo przypadków, kiedy to człowiek zmienia się na lepsze. Zmiany na gorsze jeszcze nie spotkałam. A przynajmniej na razie. Najwidoczniej rodzice Marysi po części są też odpowiedzialni za jej zmianę.
Szczęściara :) Ale to dobrze, widać jest jeszcze nadzieja ;)
UsuńO, teraz to już mam faworyta odnośnie bohatera, na miejscu którego stawiam Igłę.
OdpowiedzUsuńA Marysia? Cóż, wspomnienia o ludziach, których poznaliśmy bardzo wcześnie, faktycznie siedzą długo w głowie. I przez cały ten czas właściwie w ogóle się nie zmieniają,dlatego w dorosłym życiu, kiedy się do nich wraca, wydaje się, jakby to było trochę nierealne.
Pozdrawiam.
[meska-przyjazn]
Całe dzieciństwo wydaje mi się teraz nierealne, szczególnie jeśli porównać je z dzieciństwem obecnych dzieci.
UsuńCo do bohatera - jeszcze trochę cierpliwości :)
Ach te warkoczyki. ;) Przez to... że wiem, że to nie mój ulubieniec świadomie go podstawiam. Dziwne. Jak ja.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ludzie aż tak potrafią się zmieniać. Hm... wszystko wokół się zmienia nanana...
Ale! Jedno się nie zmienia! To, że uwielbiam Cię czytać.
Śle buziaka i czekam na nowy wpis. :)
Nawet nie wiesz, jak cieszą takie wpisy. A może wiesz... W tajemnicy zdradzę Ci, że to jednak będzie on. Mam swoje powody, ale ich na razie nie zdradzę ;) Buziaki
Usuńjedyne co jednak jestem w stanie teraz z siebie wydusić to "ojejku jej"!
Usuń:)
UsuńSzukałam najświeższego postu, żeby Ci to napisać; uwielbiam Twoje opowiadania nie tylko dlatego, że zawierają genialną fabułę czy dlatego, że są napisane poprawnie stylistycznie. Uwielbiam Twoje opowiadania przede wszystkim dlatego, że jesteś niesamowitym psychologiem. Potrafisz genialnie opisywać stany ludzkiej duszy i mimo nie do końca realnych sytuacji, twoja rzeczywistość jest cholernie realna. Takie opowiadania lubię najbardziej. Nie muszą być napisane zgodnie z ustalonymi konwencjami, ale muszą być realistyczne, prawdziwe, niewymuszone. Zazdroszczę Ci tego cholernie, ponieważ ja sama mam pewien obraz swojego bohatera, ale nie potrafię tego przelać na 'papier'. Z kolei Ty robisz to genialnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wytrwałości w pisaniu.
Jednocześnie przepraszam za swój komentarz, jeśli coś w nim nie gra, ale jestem po flaszce.
:)
Lila
Dziękuję bardzo. Właśnie wpadłam w samozachwyt. Myślałam kiedyś o psychologii, ale stwierdziłam, że nie nadaję się na psychologa. Czasem nadal o tym myślę, ale jestem zbyt leniwa, by poświęcić dni wolne ;)Pozdrawiam
UsuńKażdy się zmienia. Jedni na lepsze, inni na gorsze. A nasz bohater ciągle dojrzewa.
OdpowiedzUsuńBohater zaczyna dojrzewać :) I też się zmieni :)
UsuńNiestety większość Marysi się tak zmienia.
OdpowiedzUsuńZnam tylko jedną Marysię i naprawdę niczego nie mogę jej zarzucić. Chyba mam szczęście.
Usuń