piątek, 5 kwietnia 2013

9. ...?

Inaczej to sobie wyobrażałem...

Nie to, że wygramy, bo w wygraną wierzyliśmy wszyscy. Nie to, że nie skończę gry z nimi, bo kontuzja, na szczęście drobna, nie wybiera. Spojrzałem w stronę Justyny, a ona uśmiechnęła się promiennie, przywołując kolejną serię wątpliwości. Porwał mnie wybuch radości kolegów, któremu poddałem się, z ulgą przyjmując kolejne minuty bez niej i to właśnie otworzyło mi oczy. Gdyby życie z nią było tym, na czym mi naprawdę zależy, nie miałbym aż takich wątpliwości. Trener podał mi w końcu czerwone pudełeczko, które zdawało się ważyć tonę, obciążone przez rodzące się wyrzuty sumienia i klepnął mnie w ramię, nieświadomy, jak wiele się zmieniło od kiedy poprosiłem go o przechowanie czegoś, co miało być symbolem przyszłości, a stało się dowodem klęski. Tym większej, bo miałem ją zawieść na oczach tylu przypadkowych świadków... To miał być prezent dla niej. Realizacja życzenia, które kiedyś pół żartem, pół serio wypowiedziała, gdy po kilku kieliszkach zapytałem jak mam się jej oświadczyć. To było na początku naszej znajomości i oboje nie traktowaliśmy tego poważnie, a moje pytanie było spowodowane nagłym odkryciem, że Justyna uwielbia Dżem. Zapamiętałem jednak jej odpowiedź, choć była okraszona pijackim śmiechem - na hali, po meczu, żeby wszystkie fanki wariujące na twoim punkcie wiedziały, że nie mają szans. Nie interesowały mnie fanki, więc chciałem to zrobić. Dla niej.

To nie był dobry pomysł...

Justyna ruszyła w moim kierunku niesioną falą radości naszych przyjaciół oraz rodzin i już miała rzucić mi się na szyję, zapominając w euforii o swym spokoju i opanowaniu, jednak zobaczyła coś nietypowego w mojej dłoni i zamarła w połowie ruchu. Na moment zmarszczyła brwi, by rozpromienić się, porażona siłą swojego domysłu. Patrzyłem na mieszankę emocji pojawiającą się i znikającą z jej twarzy. Wolno pokręciłem głową, patrząc jej w oczy. Przekrzywiła głowę, nie rozumiejąc o co chodzi, a jej uśmiech schował się za niepewnością. Przytuliłem ją, pozwalając jej ukryć twarz. Nie zasługiwała na to, by przeżywać to na oczach tylu gapiów, więc ukryliśmy się w korytarzu, do którego nikt nie zaglądał. Zacząłem mówić, wiedząc, że być może przekreślam właśnie swoją ostatnią szansę na szczęście. Nie pełne, ale jednak szczęście. Mówiłem o moich rozterkach, o wspomnieniach, o których nie mówiłem jej dotąd, o tym, że zasługuje na to, by zwariować, by pokochać do szaleństwa, że nie powinna tracić czasu na mnie, bo nie dam jej tego wszystkiego. Im więcej mówiłem, tym bardziej byłem pewny, że to prawda. Mówiłem i mówiłem, a ona słuchała w milczeniu, od czasu do czasu kiwając głową. Gdy skończyłem, uśmiechnęła się smutno i stwierdziła:
- Widziałam, że coś jest nie tak, ale nie spodziewałam się tego... Masz rację... Też o tym myślałam, ale miałam nadzieję, że może... Nie, to nieistotne... Masz rację. 
Pocałowałem ją w czoło jak przyjaciółkę, którą zresztą była. Chyba zawsze była tylko moją przyjaciółką i oboje łudziliśmy się, że stworzymy z tego coś więcej, ale nie da się stworzyć miłości tam, gdzie jej nie ma. Choćby się tego bardzo chciało. Potwierdziła to, kręcąc gwałtownie głową, jakby zdziwiona naiwnością mojego kolejnego pytania:
- Nie zniknę. Wyprowadzę się, ale nie zniknę. Potrzebuję Cię. Oboje się potrzebujemy - zaśmiała się - Wiesz, chyba wolę cię jako przyjaciela.
Dodała jeszcze:
- Idź do niej. Nie czekaj z tym dłużej. Nie da się z dnia na dzień zapomnieć o miłości, szczególnie kobiety tego nie potrafią, więc - pędź.
Więc popędziłem, uprzednio całując ją w policzek, wpychając w jej dłoń pudełeczko i tłumacząc, że to prezent. Nawet uśmiechnąłem się, widząc, że naprawdę się jej spodobał.

Nie mam pewności, czy Ola czuje to, co ja. Nie wiem, czy nadal mieszka w Bełchatowie. Wiem tylko, że muszę spróbować, bo nikt nie będzie jej kochał tak, jak ja. Nikt, nawet ja, nie jest w stanie ochronić jej przed cierpieniem. Mogę tylko otrzeć jej łzy i próbować sprawić, by pomyślała o czymś miłym. Albo po prostu być. Z tą myślą wybiegam z samochodu w stronę bloku, w którym mieszkali kiedyś jej rodzice, mając nadzieję, ze mieszkają tam nadal i że ona, jeszcze studentka, wciąż zarabia zbyt mało, by się usamodzielnić. Śmieszne - tak długo się przed tym wzbraniałem, a teraz nie potrafię iść spokojnie, nie przeskakując po trzy stopnie. Zamieram, kiedy po naciśnięciu dzwonka słyszę zbliżające się kroki. Nie potrafię powstrzymać lekkiego uśmiechu ulgi, gdy dostrzegam ją w głębi mieszkania. Przez chwilę stoimy w milczeniu, zbyt zdziwieni swoją obecnością, w końcu mijam jej ojca, witając się z nim zdawkowo, a jednak najuprzejmiej, jak jestem w stanie z gulą, która pojawiła się w moim gardle i idę do niej, słysząc pełnie niedowierzania:
- Michał?
Zamiast odpowiedzi, chowam za jej ucho kosmyk włosów, który uwolnił się ze związanego luźno kucyka, łaskocząc ją w twarz. Nie odsunęła się, może zbyt zdziwiona, by mieć władzę nad ciałem, a może dlatego, że, tak jak ja, pragnęła tego niewinnego dotyku. Nie wiem co było powodem, ale muszę się dowiedzieć. Nie mówi nic, tylko patrzy wciąż na mnie pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Przepraszam - zaczynam i kątem oka widzę, że zostaliśmy sami, choć domyślam się, że kilka par uszu słucha, co mam do powiedzenia. Nieważne, im też należy się wyjaśnienie. 
- Nie jest mi obojętne, czego potrzebujesz - odpowiadam jeszcze raz na pytanie, które zadała rok wcześniej. Wiem, że ona wie, o co mi chodzi - To, czego potrzebujesz, jest najważniejsze i jeśli nie potrzebujesz mnie, wyjdę i nigdy nie wrócę.
Widzę, że po jej policzku stacza się łza a za nią kolejna. Podchodzę bliżej i obejmuję ją, wdychając głęboko zapach jaśminu. 
- Pozwól mi naprawić błąd. 
Naprawdę wierzę, że to zrobi, gdy zamiast odpowiedzi czuję na plecach jej dłonie. Wiem też, że bez względu na to, co powie, nie potrafiłbym wyjść, zostawiając ją po raz kolejny. Że walczyłbym o nią, choćby miało mnie to doprowadzić do obłędu. Nie oczekuję, że wybaczy mi od razu, więc nie jestem zaskoczony, gdy odsuwa się lekko i mówi, uciekając wzrokiem:
- Muszę to przemyśleć... Daj mi trochę czasu. Nie spodziewałam się... Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś cie zobaczę.
Kiwam głową i zbliżam swoją twarz do jej, by złożyć na jej policzku pocałunek nieco zbyt długi, by można go uznać za przyjacielski. Uśmiecham się, gdy widzę, że Ola zamiera w pół oddechu i rozchyla usta w niemym zaproszeniu. Nie chcę bardziej naciskać, więc nie korzystam z niego, jednak radość, która rozgrzała jej spojrzenie mówi mi, że będzie dobrze. Wychodzę sam, lecz gdy stojąc przy samochodzie spoglądam w górę, widzę ją, chowającą się za firanką, jakby upewniała się, czy naprawdę tam byłem. Uśmiecham się i macham jej na pożegnanie.

Jakaś siła pcha mnie dalej, w stronę osiedla, na którym również nie byłem od roku i po chwili stoję przed kolejnym mieszkaniem, tym razem z butelką whiskey, którą wręczam ciemnowłosej dziewczynie. Kasia mierzy ją i mnie badawczym spojrzeniem, po czym rozpromienia się i stwierdza:
- Słyszałam, że odzyskałeś jaja.
Wzruszam ramionami, a ona śmieje się w odpowiedzi:
- Oj dzieci, dzieci... - mówi, a ja już chcę wytknąć jej, że jest o miesiąc młodsza, jednak ona kontynuuje - Wiedziałam, że nie wytrzymacie bez siebie. I tak długo to trwało. Nawet nie wiesz, ile razy Ola jechała do ciebie i wracała zapłakana, twierdząc, że jej już nie chcesz i nie będzie ci się narzucać. Tak, rozmawiałam z nią przed chwilą. Mówiła, że przyjdziesz do mnie tylko, jeśli naprawdę chcesz ją odzyskać. Gratuluję. Właśnie to zrobiłeś.
I już wiem, że mam po co żyć.


Bleeee... 
Od dłuższego czasu nie potrafię napisać niczego tak, jak bym chciała. To opowiadanie było tak wymęczone, że nie powinno go być wcale. Czułam, że będzie źle i dlatego musiał to być on. Musiał, bo myślałam, że z Dżemem i tymi oczami będzie trochę łatwiej. Musiał, bo od niego się zaczęło. Musiał, bo myślałam, że to będzie koniec. Ale chyba nie będzie. Pojawił się nowy pomysł, za sprawą opowiadania Libly (którego wciąż jeszcze nie przeczytałam... ), i ten nowy pomysł nawet mi się spodobał. Zobaczymy jak będzie z realizacją, bo na razie zamiast pisać, nadrabiam zaległości poświąteczne. Tak czy inaczej, początek mam, więc możecie się spodziewać tu w najbliższych dniach czegoś nowego. Andrzejowego.

28 komentarzy:

  1. Teraz będę się wymądrzać, bo w kościach czułam, że on do niej wróci. I bardzo dobrze, jedna z nielicznych jego mądrych decyzji.
    To ja sobie w spokoju poczekam na Andrzeja, bo ja na Andrzeja to zawsze mogę czekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skończyło się tak, jak skoczyć powinno.
    I czekam na Andrzeja!

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba widzę tu innego Michała niż miał być w zamyśle, ale to nieważne. mi się to opowiadanie podobało. przez chwilę myślałam, że nasz Misiek oświadczy się Justynie, ale strasznie się cieszę, że tego nie zrobił i że wrócił - jeśli można tak powiedzieć - do Oli. czekam więc na Andrzeja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przez chwilę myślałam, że się oświadczy Justynie, albo zostanie całkiem sam, ale on nie chciał...

      Usuń
  4. Bardzo mi się podobało to opowiadanie :) Nigdy nie było wiadomo, co jeszcze się wydarzy. Bardzo dobrze, że w końcu to przemyślał i do niej wrócił. Tak to całe życie zastanawiał się 'co by było gdyby' .
    Teraz pozostaje czekać na kolejną historię ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. No, taka końcówka mi odpowiada. Myślałam, że Justyna się zdołuje czy coś, a tu taka niespodzianka. Na żaden koniec Ci nie pozwalam, dłuższą przerwę ewentualnie zaakceptuję, ale żadnego końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy co będzie. Nie lubię niezakończonych opowiadań, więc jeśli zacznę Andrzeja, to go skończę. A później - zobaczymy czy będą pomysły :)

      Usuń
    2. Spoko spoko, w razie czego pomogę coś wymyślić.

      Usuń
    3. Jeśli tak, to nie widzę problemu ;)

      Usuń
  6. Ale że już? Że to koniec? No nie.
    To była dobra decyzja. I tak powinno być.
    Czekam na Andrzeja z otwartymi ramionami :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie dokładnie miało być to opowiadanie, to już sama wiesz najlepiej, więc nie będę tu pisać, że nie masz racji. Sama zresztą wiem jak to jest, kiedy napisane nie do końca odpowiada wymyślonemu.
    Ale zupełnie obiektywnym okiem mogę z całą pewnością stwierdzić, że mimo wspomnianego odbiegnięcia od scenariusza, wyszło naprawdę bardzo dobrze. Spodobał mi się już sam pomysł, bo trzeba przyznać, że niecodzienny. A ja lubię niecodzienne rzeczy, bo siedzę w blogach już cztery lata i czasem rzygam stereotypami;D
    Podoba mi się to słodko- gorzkie zakończenie, w którym Michaś pokazuje nam, że pamięta jednak przynajmniej o jednej kobiecie, która była wcześniej. Bo można było odnieść takie wrażenie, że to wszystko były tylko przygody jednorazowe, do natychmiastowego zapomnienia. A tu jednak nie, Ola została gdzieś w jego pamięci i wróciła w najbardziej odpowiednim momencie.
    Tak w ogóle to przypomniałam sobie właśnie, że jakoś na początku jako głównego bohatera typowałam Igłę. I on tu dalej jest, bo przed momentem zamiast napisać 'michał', zakrzysiowałam nieco. Wtopa.
    Pozdrawiam.
    [meska-przyjazn]
    P.S. To opowiadanie jest dla mnie ważne z jeszcze jednego względu- w pewnym sensie zamyka coś, co kiedyś zaczęłam, ale nigdy nie doprowadziłam do końca. Podobne opowiadanie, aczkolwiek osadzone raczej w tematyce skoków narciarskich, przyszło mi na myśl trzy lata temu. Niestety, na pomyśle sie skończyło, nigdy tego nie zrealizowałam, a teraz, dzięki Tobie, czuję, że już mnie to nie będzie tak męczyć;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, ale cieszę się, że mogłam pomóc ;)
      Często mam wrażenie, że lepiej byłoby nie określać bohatera (nawet raz tak zrobiłam). Czasem wizja autora nie pasuje do wybranego przez niego bohatera i źle dobrane imię razi czytających.
      Niecodzienne pomysły też bardzo lubię. Nie ma nic gorszego niż czytanie ciągle tego samego podanego w nieco innej formie.

      Usuń
  8. Tak więc udało mi się zgadnąć co do zaręczyn, ale jednak to dobrze, że nie oświadczył się Justynie tylko pojechał przeprosić Olę. Mam nadzieje, że Ola wszystko przemyśli i będą szczęśliwi razem ;)
    Nie pisz, że rozdział jest "Bleeee" bo nie jest :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak myślałam, że uczucie do Justyny jednak nie jest takie mocne... Dobrze, że w zorientował się w porę, bo nie dość, że sam byłby nieszczęśliwy to jeszcze i unieszczęśliwiłby ją. Ola to miłość życia Michała, a ja jestem zdania, że warto wchodzić dwa razy do tej samej rzeki i wierzę, że im się uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna co do tej rzeki, ale czasem pewnie warto.

      Usuń
  10. Możesz mi wyjaśnić dlaczego czytam to i płaczę jak głupia? Wrócę tutaj i napiszę jak ochłonę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zwykłe "kocham to zakończenie" wystarczy? Musi. Uwielbiam i nie wiem jak to tam się układało w Twojej głowie i co wyszło nie tak, choć moim zdaniem wyszło całkiem TAK.
      Zastraszyłaś mnie tym, że on niego się zaczęło i na nim się skończy, wiesz? Dobrze, że masz pomysł, po nim przyjdzie następny, wierzę w to bardzo. :*

      Usuń
    2. tutaj była odpowiedź, dlaczego blogspot to zjadł? :(

      Usuń
    3. Blogspot wyrzucił Twoją odpowiedź do spamu, ale ją odnalazłam i już jest tu, gdzie być powinna :) Przy okazji znalazłam tam kilka innych Waszych odpowiedzi. Wstyd się przyznać, ale nie mam zwyczaju przeglądania spamu...
      A co do treści - pewnie, że wystarczy, to aż za dużo :)
      Nie chcę nikogo straszyć, po prostu tak czuję. Za dużo rzeczy się ostatnio wydarzyło, do tego brak czasu i pomysłów. Może powstanie jeszcze jedno, może więcej, naprawdę nie wiem. Jeśli coś zacznę, to skończę, więc jedno na pewno będzie.

      Usuń
  11. Fajnie jest się oderwać od rzeczywistości przy takich opowiadaniach. Niesamowite, że Ola na niego czekała, bo to rzadko się zdarza. Jestem ukontentowana:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, dobrze jest się czasem oderwać od rzeczywistości. Miło, że z takim skutkiem :)

      Usuń
  12. Andrzejowego? Jejku, czekam z niecierpliwością, bo uwielbiam tego pana już od dłuższego czasu! :)
    Dlaczego ja siedzę jak idiotka i nie wiem, co mam napisać? Kurczę, nie spodziewałam się. To znaczy czułam, że Michał jej się jednak nie oświadczy, ale nie sądziłam, że zechce naprawić swój błąd i wrócić do Oli, która, notabene, okazała się matką miłosierdzia. Oj tak, panie Michale, odzyskał pan jaja. W końcu. :)
    Dziękuję za tę historię i nawet nie waż mi się mówić, że nie powinna ona powstać. Była niesamowita, zupełnie inna. A takie właśnie uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Wiem, że Michał był wyjątkowo bezjajeczny. Jakoś nie potrafiłam mu tych jaj przyszyć. I strasznie mnie to irytuje.

      Usuń