piątek, 2 listopada 2012

Brednia I.

Co może się stać, jeśli genialna wymyślajka autorstwa Uś padnie na podatny grunt, jakim jest moja chora wyobraźnia? Może wówczas powstać coś takiego, jak poniżej...

Zastanawiam się często jak to jest, że z tobą wszystko zdaje się być łatwiejsze. Dlaczego właśnie z tobą  minuty mijają tak szybko? Dlaczego twój dotyk podnieca, jak żaden inny, a skóra pachnie zniewalająco? Uwielbiam leżeć przy tobie, tak jak teraz, patrząc, jak twoje piersi unoszą się i opadają rytmicznie. Uwielbiam, gdy uśmiechasz się widząc, jak ci się przyglądam, o właśnie tak, jak teraz. Do szczęścia wystarcza mi sama twoja obecność. Dlaczego to nie ty stałaś ze mną przy ołtarzu kilka lat temu? Dlaczego mój telefon znów dzwoni? Przecież mówiłem, że dziś będę później w domu. Coraz częściej to mówię, a i tak później odbieram te cholerne telefony... Zmęczony głos w słuchawce oznajmia, że znów nie zdążę położyć syna do łóżka. a kolacja już dawno wystygła. Dobrze wiem, że nie tak powinno być, ale nie mogę nic poradzić, gdy uśmiechasz się i kładziesz swe zimne dłonie na moim brzuchu. Kolacja może jeszcze poczekać. Wszystko inne może poczekać. Liczysz się tylko ty i to, co wyprawiasz swoimi ustami.

Znów leżymy obok siebie a telefon znów wydzwania swoją melodyjkę. Nawet na niego nie patrzę. Po co? Wiadomo przecież, że żonka się niecierpliwi. Wiem, że za chwilę ta sielanka się skończy, że będę musiał wstać i wyjść całując zachłannie twoje usta po raz ostatni tego dnia, próbując zapamiętać ich smak i dotyk, by dotrwać do jutra. To nie tak powinno być. Nie powinienem czuć tego, co czuję. Nie do ciebie. To nie z tobą powinienem chcieć planować przyszłość. Wzdycham podnosząc się na łokciu, a ty zaciskasz usta marszcząc zabawnie nosek, jak zawsze, gdy jesteś niezadowolona. Ja też nie chcę wychodzić, ale nie dane jest nam spędzać wspólnie noce. Nie jest nam dane nic, co wspólne, oprócz tych paru skradzionych chwil. Od kilku tygodni próbuję przekonać sam siebie, że to nie ma sensu, że muszę to zakończyć, a później znów przychodzę tu, do tego mieszkania błagając, byś mnie wpuściła. Otwierasz drzwi patrząc na mnie z wyrzutem, a ja czuję się jak śmieć, bo znów nie mam zamiaru powiedzieć ci, że to koniec, mimo, że obiecywałem to sobie w samochodzie kilkadziesiąt razy. Zamiast tego wplatam palce w twoje włosy i całuję, pozwalając ci chwycić mocno moje pośladki. Nie mam prawa oczekiwać, byś była, wiem, że któregoś dnia może cię nie być, albo zwyczajnie nie zechcesz otworzyć mi drzwi. Nie wiem, co wówczas zrobię, nie wiem, czy to przetrwam, na razie jednak pozwalam sobie zapomnieć o wszystkim i utonąć w twoim zamglonym spojrzeniu, zatracić się w przyspieszonym oddechu i cichych jękach. Jeszcze tylko ten jeden raz. Ostatni.

Niczego tobie nie obiecywałem, a ty o nic nie prosiłaś. Zabawne. Żyjemy z dnia na dzień nadzieją, że jakoś to będzie. Wiesz, że mam żonę i syna, nie oczekujesz obietnic i deklaracji. Chociaż nie, ty na pewno byś ich chciała, tylko nie mówisz tego głośno. Nie chcesz zobaczyć na mojej twarzy rezygnacji, jak wtedy, gdy zaproponowałaś wspólny wyjazd na weekend. Musi nam wystarczyć to, co mamy. Twoje mieszkanie jest naszym azylem, jedynym miejscem, w którym nie musimy udawać.
- Mógłbym cię pokochać, wiesz? - mówię zaskakując samego siebie i sprawiając, że przestajesz badać swoją dłonią fakturę mojego brzucha. Lubisz to robić. Podnoszę się lekko na łokciu, by widzieć twoją twarz, a ty mruczysz zadowolona jak kotka, bo naprężone mięśnie zarysowały się pod moją skórą. Schodzisz dłonią niżej, a ja ze zdziwieniem odkrywam, że tak, owszem, znów mam na ciebie ochotę.

Telefon znów dzwoni, a ja mam ochotę rzucić nim o ścianę. Zamiast tego podrywam się mówiąc tak nie może dłużej być i wychodzę bez słowa wyjaśnienia. Nie zatrzymujesz mnie, chyba nawet nie jesteś zdziwiona. Jesteś za to zdziwiona, gdy widzisz mnie ponownie w środku nocy z torbą przewieszoną przez ramię. Widzę, że się wahasz, w końcu jednak odsuwasz się, pozwalając mi wejść. Zasypiasz z głową opartą na moim ramieniu, a ja czuję wreszcie, że jest tak, jak powinno być. Budzisz mnie pocałunkiem. Szepczesz seksownym głosem, że musimy sprawić, by pierwszy wspólny poranek był niezapomniany i robimy to. Biegamy później spóźnieni szukając tego, co musimy ze sobą zabrać, śmiejąc się jak dzieci, które ukradły cukierka.

Poranki i wieczory w twoim towarzystwie smakują jak nic innego. Nie wiem, dlaczego tak długo z tym zwlekaliśmy, nie wiem, jak mogłem choć myśleć o rezygnacji w tego, nie wiem, jak bym żył, gdyby ciebie nie było.

Ciągniesz mnie na spacer, mimo, że wiesz, że tego nie lubię. Masz rację, pogoda jest piękna i aż żal siedzieć w domu.  Zniecierpliwiona przestępujesz z nogi na nogę, gdy kilka fanek podchodzi po autograf i nieco opryskliwie odmawiasz zrobienia zdjęcia. Chwytasz mnie za rękę, odciągasz i całujesz z pasją ledwie kilka kroków od nich, a ja zapominam natychmiast o tym, co przed chwilą zrobiłaś, zwłaszcza, że szepczesz gardłowo wprost w moje usta:
- Nie mogłam znieść tego, jak na ciebie patrzyły.
Odsuwasz się i śmiejąc radośnie ogłaszasz:
- Kto ostatni w domu, ten robi obiad.
Nie znosisz gotować, wiem o tym, dlatego stoję jeszcze chwilę, by dać ci przewagę. Cały czas śmiejesz się uciekając i odwracając się co chwilę, by sprawdzić, gdzie jestem, a mnie dopada dziwna zadyszka. Zatrzymuję się i dysze ciężko opierając dłonie na kolanach. Co jest, do cholery? myślę, bo przecież biegam codziennie i mam świetną kondycję.
- Co się dzieje, Miśku? - pytasz tuż przy mnie zaniepokojonym głosem, ale gdy podnoszę głowę, by cię uspokoić, widzę tylko twoją rozmazaną sylwetkę i spadam...

- Michał! Misiek! - słyszę twój zdenerwowany głos i czuję lekkie uderzenia na twarzy. Otwieram oczy, a ty wypuszczasz z ulgą powietrze - Co ty było? - pytasz.
- Nic takiego - mówię siląc się na lekki ton - za ostro ostatnio ćwiczyłem, pewnie przesadziłem - nie wiem, dlaczego kłamię. Sam nie wiem co to było, ale nie chcę, żebyś się denerwowała. Czuję się już dobrze, więc wstaję i nie pozwalam ci dzwonić po pomoc. Po co mi karetka? To tylko drobne zasłabnięcie...

Robię ten obiad, chyba bardziej, żeby udowodnić ci, że nic się nie stało, niż dlatego, że mam ochotę. Nie protestuję, kiedy włączasz jakąś ckliwą komedię romantyczną i wtulasz się w moją szyję. Bawię się twoimi włosami i  nawijam je na palce, by po chwili wybuchnąć śmiechem i podać ci chusteczki. Odtrącasz mnie mówiąc ze złością, że kobiety czasem płaczą na filmach, chcesz jeszcze coś powiedzieć, ale nie pozwalam na to zamykając twoje usta swoimi. Mruczysz i palcem zaczynasz błądzić po moim torsie, jednak przerywasz tłumacząc, że nie chcesz, by powtórzyła się sytuacja z przedpołudnia. Nie podoba mi się to, ale jak się uprzesz, nic na ciebie nie działa.  Wydajesz się być niewzruszona nawet, gdy drażnię językiem twoją szyję a dłonią masuję wewnętrzną stronę biodra. Rezygnuję, za co dostaję od ciebie całusa w nos i obietnicę, że nadrobimy to jutro. Wstaję i chcę po coś iść, ale odpływam ponownie. Lecę na twój dywan ciągnąc za sobą wszystko, co stało na stoliku i razem rozbijamy się o puszysty materiał. Nie czekasz na moją zgodę, tylko dzwonisz po pogotowie.

Badania, badania, badania. Maszyna pika miarowo w rytm mojego serca. Kolejna pielęgniarka z kolejną strzykawką. Siedzisz obok, ale twój wzrok jest dziwny. To nie jest tylko zmęczenie, ty się chyba nawet nie martwisz... Zdradza cię marszczenie nosa - ty jesteś zdenerwowana! Nie wiem, co zrobić, gdy to odkrywam, ale nie muszę robić nic, bo wchodzi lekarz. Niewiele rozumiem z jego medycznego bełkotu. Do mojej świadomości przebija się kilka słów - chemia, przeszczep, szpik. To jakiś żart, tak? Gdzieś tu się chowa Igła z tą swoją pieprzoną kamerą? Patrzę na ciebie, jesteś chyba równie przerażona jak ja. Chcę chwycić cię za rękę, w zasadzie chyba potrzebuję, żebyś to ty mnie za nią chwyciła, ale wyrywasz się i wychodzisz bez słowa. Przez szybę widzę jak chodzisz nerwowo po korytarzu trzymając zaciśniętą dłoń przy ustach. Lekarz ciągle coś mówi, ale nie słucham go.

Szybko biorą się do pracy. Nie chcą chyba, bym został kolejną Agatą Mróz. Zajebiste szczęście mnie spotkało, nie ma co...

Przychodzisz. Nie było cię kilka dni. Wchodzisz do mojej salki i od razu widzę, że jest źle. Uciekasz wzrokiem, nie podchodzisz do mnie. Odrywam spojrzenie od twojej twarzy i natychmiast odnajduję torbę na twoim ramieniu. Moją torbę. Twoja mina zdaje się krzyczeć, że moje podejrzenia są słuszne. Milczę. Oboje milczymy.

Zostałem sam a w mojej głowie wciąż tłucze się tych kilka zdań, które wypowiedziałaś patrząc w okno. Chciałam się bawić, mieliśmy chodzić na imprezy, wyjeżdżać na egzotyczne wakacje, nie nadaję się na niańkę i pielęgniarkę. Myślisz, że ja nadaję się na chorego? Taaak, lepiej, trafić nie mogłem...


Otwieram oczy i za szybą widzę zmęczoną twarz żony. Siedzi tu od pięciu dni, nic dziwnego, że tak wygląda. Zaraz, chwila, otworzyłem oczy! Czy to znaczy, że operacja się udała? Uśmiechamy się oboje, gdy po tygodniu lekarz stwierdza, że najgorsze minęło. Ściska moją dłoń tak, jak kiedyś, a ja znów, tak, jak kiedyś, mam ochotę ją pocałować. Chyba widzi to w moich oczach, bo odsuwa się i zmienionym, nienaturalnie zimnym tonem mówi:
- Możesz wrócić do domu do zakończenia leczenia. Później gdzieś się wyprowadzisz. Mój prawnik skontaktuje się z twoim w sprawie rozwodu. Chcę dom i opiekę nad synem.
Wychodzi nie dając mi szans na reakcję.
Tak właśnie przejebałem swoje życie...



Tak, ja też w to nie wierzę. Unieszczęśliwiłam i rozchorowałam Miśka...
To już koniec. Bredniopis będzie się składał z historyjek jedno lub kilkuodcinkowych.
Nie mam pojęcia kiedy znów coś tu wrzucę. Chwilowo wyobraźnia dała mi wolne.
Pytam w ramach wyjątku - informować?

8 komentarzy:

  1. Sama się będę informować, ale Ty też możesz. :D
    Są w życiu pewne decyzje, których podjęcie zaważy na naszym całym życiu. Misiek taką decyzję podjął. Ona była nieprawidłowa.
    Błogosławię jego żonę za to, że się nie ugięła pod ciężarem litości, jaką do niego musiała czuć i odeszła. Należało mu się. Z jej perspektywy nie mogło być innej decyzji. Chociaż ja bym się chyba ugięła.
    Przeklinam tą małą wywłokę, która spowodowała Miśkowe nieszczęście i jego samozagładę.
    Będę na pewno. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasłużył sobie. Nie na chorobę ale na to by zostać sam. Gdy nie masz szacunku do tego co posiadasz to tym mocniej odczujesz tego brak!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham wszystko pisane przez Ciebie, po prostu. Lubię Miśka, ale sam jest sobie winien. Złe uczynki do nas wracają, podobno.
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurna, a to mała, podła suka! Mieć go obok, na kolację, święta, weekendy i takie różne. Zabawy się tylko chciało! Ku.. no dobra nie będę przeklinać. Cieszę się, że moja wymyślajka skłoniła Cię do napisania tego powyżej. Szkoda mi Miśka, bardzo, cholera. Tak, że... tylko lecieć i go przytulić, o. Informuj, pisz i w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O fuck. A przecież ty żadnemu Miśkowi byś krzywdy nie dała zrobić! Co nie zmienia faktu, że to było zajebiste, z tym dzikim początkiem i smutną końcówką.

    OdpowiedzUsuń
  6. dżizas krajst. to jest genialne! dzikie i zupełnie inne niż wszystko inne, co piszesz, ale strasznie mi się podoba. bardzo wciągające. dodaję do obserwowanych i nie mogę się doczekać więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Suka. Okropniasta suka.
    A i owszem, proszę informować.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham, kocham, kocham, kocha, kocham. Uwielbialm, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam ! Często tak w życiu jest gdy pojawia się choroba. Ona najwidoczniej nie kochała Miśka, bo gdyby go kochała to nie odeszłaby w momencie w którym on jej najbardziej potrzebował. Miłość, to także poświęcenie. Związek nie ma polegaać tylko na igraszkach łóżkowych. W związku potrzebne jest także wsparcie, bliskość itd. Zawiodła Michała, a w tych najgorszych chwilach była przy nim kobieta, którą on zdradzał. Jeśli chcesz możesz mnie inf na blogu. Czekam na kolejne dzieło.

    OdpowiedzUsuń