piątek, 21 czerwca 2013

Delusion 13.

Gdyby to była bajka, dobra wróżka załatwiłaby wszystko za nich. Gdyby to była bajka, żyliby długo i szczęśliwie. Nie miałoby znaczenia, że każde z nich czuło się pokrzywdzone, a urażona duma nie pozwalała im dostrzec, że wina leży po obu stronach, choć może nie rozłożyła się proporcjonalnie.
Gdyby to był film, Andrzej posłuchałby rady przyjaciela, który twierdził, że tego, co mówią kobiety, nigdy nie należy odczytywać wprost i dowodził, że Lena chciałaby spróbować od nowa, tym razem bez tych wszystkich niedopowiedzeń i półkłamstw. Zabawne, że tym razem przyjaciel miałby rację... Gdyby to był film, Lena zapewne złamałaby nogę na śliskim chodniku i trafiłaby do szpitala, w którym on akurat przechodziłby jakieś badania. Albo wpadłaby na niego podczas zakupów czy imprezy, spojrzeliby na siebie i wszystko byłoby jasne. Gdyby to był film, napisy końcowe pozwoliłyby nam wierzyć, że będą szczęśliwi, choć tak naprawdę nie mielibyśmy ku takiemu stwierdzeniu żadnych podstaw, bo czy uśmiech i pocałunek to sensowna podstawa? Gdyby to nie była szara rzeczywistość, nie tkwiliby w tej szarości, czekając na cud. Nie rozpamiętywaliby i nie odwracaliby smutnego spojrzenia od wyświetlacza telefonu, na którym pojawiało się inne, niż by chcieli, imię. Oni jednak nie tkwili w zwykłej szarości. Mieli przyjaciół. Bo tym, co wynikło z tej historii, było poszerzenie przyjaźni Leny i Gosi do trójkąta z Dorotą. A Dorota i Gosia nie należały do osób, które potrafią patrzeć, jak ich przyjaciele cierpią, choć cierpieć nie muszą. Później była jakaś kawiarnia i spotkanie, na którym, nieświadomi niczego, pojawili się Lena i Andrzej, a skoro już się pojawili, to postanowili wyjaśnić kilka spraw, które ciągle jeszcze nie pozwalały im spać spokojnie. Wyjaśniali długo i, rzec by można, namiętnie, najpierw w kawiarni, później w samochodzie, gdzie było jednak zbyt zimno i mało intymnie, na koniec zaś w sypialni Leny pod czujnym i pogardliwym spojrzeniem Marcela. Właściwie nie ograniczyli się do sypialni, ale to ich prywatna sprawa, musi więc Wam wystarczyć informacja, że, owszem, Lena w łóżku okazała się być równie żywiołowa i spontaniczna, jak poza nim. Po tej nocy nastąpiła seria mniej lub bardziej szczęśliwych dni, podczas których ona bardzo starała się zapomnieć i zaufać tak do końca, a on robił wiele, by miała ku temu powody. Nie była to jednak bajka. O nie! Ona nadal rozrzucała swoje drobiazgi, denerwując go wszechobecnym bałaganem, który on czasem sprzątał, denerwując ją, bo w uporządkowanym mieszkaniu nie mogła niczego znaleźć. Było im dość dobrze, na tyle dobrze, by mogli stwierdzić, że są szczęśliwi, więc stwierdzali to przy każdej okazji, irytując otoczenie do granic wytrzymałości. Byli tak słodcy, że od samego patrzenia trzeba by przejść na dietę. Pojawiły się obietnice, że tak będzie już zawsze, w wiadomościach na lodówce przewijały się serduszka, a kiedyś, po butelce wina rozmawiali nawet o pszczółkach i kwiatkach. Spędzali razem każdą wolną chwilę. 
Tak minęła zima. 
Przyszła wiosna, równie nieśmiała, jak pewna brunetka, która czekała czasem pod Łuczniczką i którą Andrzej miał ochotę rozruszać. Nie zrobił tego jednak, pamiętając, że z okłamywania Leny nic dobrego nie wynika. Wtedy jeszcze wydawało się, że wszystko będzie dobrze, bo przecież każdy styka się z pokusami, więc ważniejsza od pokus jest ochota do ich odparcia. Andrzej ochotę tą miał, Lena była sobą, wciąż tą samą Leną, która potrafiła zaskakiwać go co minutę, sprawiając, że pokusy wydawały się blade i nieciekawe. Wtedy też wiosna rozkwitła na dobre, brunetka znikła ale zamiast niej pojawiło się jedno słowo, które okazało się groźniejsze niż pokusy i zmieniło wszystko. Zmieniło, bo ona znów poczuła się oszukana, dowiedziawszy się, gdy decyzja właściwie już zapadła. Zmieniło, bo on nie mógł uwierzyć, że ona nie cieszy się wraz z nim. Zmieniło, choć akurat takie słowa, jak to, rzadko coś zmieniają. Przecież to tylko nazwa, symbol określający położenie geograficzne i zwianą z nim historię, dlaczego więc miałoby coś zmienić? Tym razem jednak zmieniło wiele. To słowo to "Bełchatów".
Gdyby miał więcej czasu, być może zdołałby ją przekonać. Gdyby miała więcej czasu, być może zdołałaby wybaczyć. Ale czasu nie było. Szybciej, niż się spodziewali, przyszedł ten dzień, w którym musiał spakować swoje rzeczy. Potarmosił Marcela po głowie, raniąc tym samym jego kocią dumę, podszedł do Leny i objął ją mocno. Nie powiedział nic, bo niby co miałby powiedzieć? Ona też milczała. Ktoś mógłby stwierdzić, że słychać było tylko pękające serca, ale to nie byłaby prawda. Serca nie pękają ot tak. Szczególnie, gdy ona zdążyła już zrozumieć, że wyjazd jest dla niego ogromną szansą, a on, że studia w Bydgoszczy są dla niej ważne. Przecież się kochali, a kochający się ludzie potrafią zrezygnować ze swojego szczęścia dla szczęścia ukochanej osoby... Nie było to łatwe, ale postanowili spróbować żyć bez siebie. Starali się bardzo. Próbowali przez trzy tygodnie, jednak w końcu, po kolejnym morderczym spalskim treningu, poddał się i wybrał jej numer. Nie wiedział, że Lena siedziała właśnie z telefonem w dłoni, wpisując w myślach różne "za" i "przeciw" w odpowiednie rubryki, a kiedy usłyszała jego głos, upewniła się, że nie powinna rezygnować z tego, co ich połączyło. Nie wiedział tego, więc zdziwił się, gdy wyrzuciła z siebie jednym tchem, że właśnie zdecydowała się przenieść do Łodzi, a on ma wynająć jakieś ładne mieszkanie, które spodoba się jej i Marcelowi. Nie mógł tego wiedzieć wcześniej, ale jak tylko się dowiedział, poczuł się szczęśliwy i nawet mięśnie nie bolały już tak mocno. I nie było ważne, że ona jest daleko, bo czuł, jakby była tuż obok.
Gdyby to była bajka, nie musieliby się mierzyć z serią przeciwności. On nie opuszczałby wściekły mieszkania, a ona nie dzwoniłaby zapłakana do Gosi czy Doroty. Nie kłóciliby się o to, kto miał zrobić zakupy, opróżnić zmywarkę, czy nakarmić Marcela. Nie byłoby jej przykro, że zostaje sama, gdy on gra gdzieś na wyjeździe, a przyjaciółki są daleko. Tylko, czy na pewno bez tego nadal byliby razem? Czy nie okazałoby się, że kilka samotnych dni jest tym, czego potrzebują od czasu do czasu, by móc z uśmiechem patrzeć na swoje wady? Czy życie w bajce nie byłoby nudne? Czy przeciwności i radość, gdy miną,  nie sprawiają, że życie ma sens? Czy miłość byłaby równie piękna w idealnym świecie? A może w ogóle by jej nie było? 
To nie jest bajka, więc nie będą żyli razem długo i szczęśliwie za sprawą dobrej wróżki.
Sami muszą się o to postarać.


Pewnie część z Was spodziewała się tego, co chcę teraz napisać. Nie ma sensu dłużej odwlekać tej chwili, bo odwlekam ją już od kwietnia. Prawdę mówiąc, zamierzałam się pożegnać po poprzednim opowiadaniu, ale nie chciałam, by właśnie tamto było ostatnim. Pojawił się pomysł na Andrzeja i pomysł ten wydał mi się wystarczająco ciekawy, by spróbować. Widzicie pewnie, że pisanie nie przychodzi mi tak łatwo, jak kiedyś. Widzicie, że przerwy pomiędzy kolejnymi wpisami są długie. Wiem, że to nudne wyjaśnienie, ale po prostu nie mam czasu, zarówno na pisanie, jak i na myślenie o tym, co ewentualnie mogłabym napisać. Codzienność pochłonęła mnie do reszty i nie chce puścić. Nie wiem co będzie. Nie żegnam się na zawsze. Wcale się nie żegnam.  Nie zobaczycie tu nic nowego do czasu, aż pojawi się w mojej głowie myśl, której dam się ponieść. Może pojawi się za tydzień, a może nigdy. Nie znikam. Będę czytać, będę komentować, będę męczyć Was mailami i gg. Będę. Nie zapomnę. Jeśli zatęsknicie, macie namiary na mnie w profilu. Odpowiem. Na pewno.
Dziękuję za Waszą obecność. Nie chcę wymieniać nikogo, by o nikim nie zapomnieć. Dziękuję Wam wszystkim. Za miłe słowa. Za rozmowy. Za maile. Za komentarze. Za myśli ciepłe i krytyczne. Za realizm, który sprowadzał mnie czasem na ziemię i marzenia, które pozwalały się od niej oderwać. Za milion rzeczy, których pewnie teraz nie wymyślę, a które będą mnie ścigać w następnych dniach. Przykro mi, że Was zawodzę. Mam nadzieję, że chociaż część z Was będzie tu, jeśli wrócę. Jeśli kiedykolwiek pojawi się coś nowego, pojawi się tu.
Może jeszcze coś wymyślę. Chciałabym. Może przeczytam coś, co podsunie mi pomysł, jak już wielokrotnie bywało. Może jeszcze kiedyś słowa nie dadzą mi spać. Może... ale nic na siłę.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Delusion 12.

Był przygotowany na płacz i krzyk. Był przygotowany  na totalną rozsypkę emocjonalną. Był przygotowany na krępującą ciszę oraz na setki niewygodnych pytań. Był przygotowany na walkę o to, by móc wyjaśnić i spróbować pomóc. Był przygotowany na żądanie, by znalazł Pawła. Był chyba nawet przygotowany na konieczność wzywania karetki, ale na to przygotowany nie był.
Za cholerę nie był przygotowany na widok trzech pięknych dziewczyn, tańczących jakiś dziwny, perwersyjny taniec na stole. Nie był przygotowany na ich kocie ruchy.  I nie, najdziwniejsze nawet sny nie przygotowały go na to, że Dorota obejmowała Lenę od tyłu, trzymając splecione dłonie na jej brzuchu i szepcząc jej coś do ucha z tak bliska, jakby miała ją zaraz pocałować w ten czuły punkt, który odkrył, zanim zwiał, a Lena miała minę tak zadowoloną, jak wtedy, gdy trzymał ją w ramionach. I pewnie stałby tak jeszcze dłuższą chwilę z otwartymi ustami i pęczniejącą zawartością spodni, ciesząc się, że go nie widziały, gdyby nie przypomniał sobie po co tu przyszedł. A skoro sobie przypomniał, to się zdenerwował. Nie tak powinna wyglądać opieka nad ciężarną z myślami samobójczymi. Zdecydowanie nie tak. Nie powinno tu być alkoholu, a puste butelki po piwie świadczyły dobitnie, że był. Zawartość szklaneczek stojących na parapecie też nie wyglądała na sok, a w powietrzu wciąż jeszcze czuć było dym. Otworzył usta szerzej, by podzielić się tymi spostrzeżeniami, lecz uprzedziła go Lena, która parsknęła śmiechem i powiedziała głosem sugerującym, że wypiła już sporo:
- Wiecie co jest najśmieszniejsze? Ja naprawdę chciałam, żeby mnie przeleciał. Zastanawiałam się co jest ze mną nie w porządku, że on tego nie chce. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że kogoś ma.
- Mówiłam ci już, że tak bym tego nie nazwała - zaprotestowała Dorota - On mnie nie miał. Miał tylko złudzenie, że mnie potrzebuje.
- To są szczegóły. Ważne, że nie był szczery. Nie zachowywał się jakby miał dla mnie tylko dwa tygodnie. Przeciwnie. Pozwolił mi wierzyć, że to będzie trwało.
Stwierdził, że nie chce dłużej tego słuchać, więc chrząknął, by dodać sobie pewności i huknął:
- Może mi ktoś wyjaśnić, co tu się dzieje?!
Odwróciły się tak gwałtownie, że aż stół się zakołysał i niewiele brakowało, by musiał ratować je przed upadkiem na podłogę.
- Ha, mówiłam wam, że przyjdzie! - ucieszyła się Dorota, lecz zamilkła, gdy zgromił ją spojrzeniem.
- Myślałem, że jesteście rozsądniejsze. Przecież wiecie, że jej nie wolno pić - prawie krzyknął i dodał spokojniej, celując palcem w Lenę i ignorując Gosię, dającą mu jakieś dziwne sygnały - Musimy porozmawiać.
Chciał ja złapać i zabrać w bardziej ustronne miejsce, lecz odsunęła się.
- Przecież rozmawiamy.
To nie była Lena, którą znał. To nie była też Lena, która przed chwilą tańczyła. To była jakaś obca Lena. Nieprzystępna i wyniosła. Zimna. Przeczesał palcami włosy i niepewnie rozejrzał się wokół, błagając wzrokiem o zrozumienie dla potrzeby prywatności, lecz się go nie doczekał. Trzy pary oczu wpatrywały się w niego wyczekująco. Westchnął.
- Bo widzisz... Chcę ci pomóc. Nie, nie chcę ci pomóc, bo sama świetnie sobie radzisz, ale chcę być przy tobie.
Gosia próbowała mu przerwać, lecz uparcie parł dalej.
- Nie rozumiem co tu się dzieje, bo nie tak powinnaś się bawić, ale ciesze się, że jesteś, a raczej byłaś, uśmiechnięta. Chcę, żebyś się zawsze uśmiechała i jeśli ten Paweł nie stanie na wysokości zadania, ja to zrobię. Zależy mi na tobie i ...
- Andrzej, musisz o czymś wiedzieć! - przebiła się w końcu Gosia- Lena nie jest w ciąży! Pomyliłam się. To wszystko nie jest tak, jak myślałam...
Patrzył na nią przez chwilę, jakby nie wiedział o co jej chodzi. W końcu chyba dotarło do niego znaczenie tych słów, bo uśmiechnął się.
- To nawet lepiej, ale w zasadzie niczego to nie zmienia. Kocham cię, Lena.
Urwał, bo trochę to było dziwne, wyznawać miłość przy jeszcze nie tak dawnej dziewczynie, ale gdyby trzeba było, zrobiłby to ponownie. Wolałby jednak, żeby nie zareagowała śmiechem.
- Już raz to słyszałam. To co, teraz mnie pocałujesz i uciekniesz? - zadrwiła.
Zagryzł wargę. Miała prawo być wściekła. 
- Nie. Wtedy powiedziałem, że myślę, że chyba cię kocham, teraz mówię, że cię kocham.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym, co powiedział. Może faktycznie tak było, tylko co to zmienia? Nic. Absolutnie nic. Nie będzie przecież analizować każdej jego wypowiedzi, szukając ukrytych gwiazdek i podwójnych znaczeń. Życie to nie reklama. Chciała ufać. Chciała wierzyć. Tak po prostu, bez podtekstów.
- Nie. Powiedziałeś, że mnie kochasz. Reszta to tylko ozdobniki.
- Teraz mówię, że cię kocham - drążył uparcie.
- Szkoda, - odparła, patrząc mu prosto w oczy - bo teraz ja cię nienawidzę.
Spodziewał się tego, ale i tak zachłysnął się powietrzem. Zabolało. Zabolało jak cholera. Nie wierzył, że to powiedziała, a jeszcze bardziej nie wierzył, że była przy tym tak obojętna i sukowato zimna. Nie wiedział, że w środku trzęsła się jak galareta, a ręce splotła na piersiach, aby przezwyciężyć ochotę wplecenia mu ich we włosy. Nie wiedział, ile samozaparcia kosztowało ją, by wpatrywać się tak hardo w jego oczy. Ona nie wiedziała, że przez to spojrzenie naprawdę uwierzył w to, co usłyszał. Kiwnął głową. Zasłużył na to. Miała prawo go nienawidzić. Miała prawo żądać jego głowy, by powiesić ją na ścianie. Zawiódł ją, choć obiecał sobie, że tego nie zrobi. Cierpiała przez niego, choć chciał ją uszczęśliwić. Nie miała jednak prawa myśleć o nim w taki sposób.
- Nigdy nie chciałem cię przelecieć. Chciałem się z tobą kochać. Spieprzyłem to, wiem. Odszedłem, bo nie chciałem się znaleźć na twojej liście porażek... Zabawne, bo pewnie zajmuję na niej pierwsze miejsce... I masz rację, Lena, chciałem by to trwało, ale wiedziałem, że nie mam prawa tego chcieć, bo jest Dorota. Ty też masz rację, Dorota, że nas od dawna nie było. Przepraszam. Najwyraźniej niszczę wszystko, na czym mi zależy. I jestem ślepy.
Wyszedł ze spuszczona głową przegrany.
- Co to miało być? - zapytała Dorota, gdy zostały same -  Nienawidzisz? Przecież go kochasz, kretynko! Na co liczyłaś? Jeszcze ci mało? Co miał zrobić, żebyś mu wybaczyła?
I wtedy zrozumiała. Zrozumiała, że niczego nie zaakceptowała i z niczym się nie pogodziła. Mentalnie wciąż jeszcze tkwiła na kanapie, nie wierząc, że odszedł w takim momencie. Zrozumiała, że chciała mu pokazać, jak to jest. Chciała, by poczuł ból. Nie przewidziała tylko, że sama też go poczuje. Chciała pobiec za nim, krzycząc "kochaj mnie, nie krzywdź mnie już nigdy", ale nie ruszyła się z miejsca. I wtedy właśnie Dorota powiedziała coś, co sprawiło, że skuliła się w sobie i miała ochotę zniknąć.
- Andrzej jest uparty jak osioł, ale ma swoją godność i  nie licz na to, że po czymś takim spróbuje jeszcze się do ciebie zbliżyć. Jeśli ci zależy, to ty musisz działać.
A ona nie miała pojęcia czego tak naprawdę chce.


Mam nadzieję, że zakończenie się Wam spodoba. Mi się podoba. W zasadzie mogłabym dodać je za dwa dni, ale nie zrobię tego. Dodam za około tydzień, może nieco wcześniej.
No i, oczywiście, znów mam zaległości. Przepraszam. Nie wiem kiedy dogonię czas.

niedziela, 9 czerwca 2013

Delusion 11.

Samochody na ulicy Toruńskiej poruszały się tak wolno, że Lena mijała je bez żadnego problemu. Daleko za nią Gosia stukała nerwowo paznokciami w kierownicę i kątem oka obserwowała, jak Dorota spokojnie rozgląda się po okolicy. Nie bardzo wiedziała, jak obecność dziewczyny Andrzeja miałaby pomóc Lenie, nie potrafiła jednak skutecznie przeciwstawić się nieznajomej, która uparcie powtarzała, że wie, co robi. Wybiegły z samochodu mniej więcej wtedy, gdy Lena znalazła na dnie szuflady paczkę papierosów, pozostałość po nałogu porzuconym przed kilkoma miesiącami. Zdążyła jeszcze odnaleźć zapalniczkę, użyć jej, poczuć, jak dym napełnia jej płuca i odnotować, że wbrew oczekiwaniom, to nie pomogło. Zdążyła nawet poczuć złość, że się złamała, a przecież obiecywała sobie, że palić nie będzie i zdążyła stwierdzić, że musi wyjść na balkon, gdy do jej mieszkania wtoczyło się tornado pod postacią Gosi i blondynki Andrzeja. Prychnęła ze złością, gdy przyjaciółka utopiła jej papierosa w szklance, wykrzyczała, że jest niepoważna i musi myśleć o dziecku. Wysłuchała tego nieprzyjemnego monologu do końca, po czym sięgnęła po paczkę, by spokojnie odpalić kolejnego. Zrobiłaby to, zupełnie bez przyjemności, ale by to zrobiła, po to tylko, by Gosia nie myślała, że może wpadać do niej z takim gościem i wygłaszać głupią gadkę umoralniającą, jednak zatrzymało ją pytanie gościa:
- Ty nie jesteś w ciąży, prawda? 
Spojrzała zainteresowana na dziewczynę przeszywającą ją spojrzeniem szarych oczu. Zastanawiała się o co im chodzi z tą ciążą, gdy padło stwierdzenie:
- I nie zamierzasz się zabić.
Parsknęła śmiechem, na co twarz Doroty rozpromieniła się w uśmiechu, a czoło Gosi zniekształciła bruzda, pokazująca światu, że Gosia zupełnie nic z tego nie rozumie. Dorota kontynuowała, a im dłużej tu była i im więcej ciepłego spojrzenia prezentowała, tym bardziej Lena czuła, że mogłaby ją polubić.
- Więc to ty go zmieniłaś... I tu chciał być, gdy był ze mną - rozejrzała się ciekawie po pokoju - Nie marnowałaś czasu.
Lena już miała zaprotestować i wyjaśnić, że ona nie miała z nic wspólnego z niemarnowaniem czasu i to jego, Andrzeja, wina, że spędzał go z nią, zamiast, jak powinien, ze swoją blondynką, wtedy jednak Dorota uśmiechnęła się, chwyciła Lenę za ramiona i przytuliła mocno, by po chwili oderwać się i odtańczyć dziki taniec radości.
- Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę!
Faktycznie nie miały pojęcia. Miały za to otwarte usta, bo nie codziennie widzi się dziewczynę zadowoloną z faktu, że jej facet ma inną. Dorota zaśmiała się, widząc ich miny i wyjaśniła, gdy już opadła na fotel.
- Nawet nie wiecie, czego próbowałam, żeby mnie zostawił, ale jak ten osioł się zaprze, to nic nie działa. Przyzwyczaił się do mnie, w zasadzie to normalne, bo znamy się tyle lat. Tak było mu wygodnie, bo kochać to on mnie już od dawna nie kocha. A może nigdy mnie nie kochał... Nie było nam źle razem, nie męczyłam się z nim, tyle, że to nie było TO. A ja nie potrafiłam go po prostu zostawić... Bałam się, że przeze mnie może stracić pewność siebie... Gorzej grać... A ja lubię, jak on dobrze gra... Chciałam go zniechęcić, tyle, że nic nie działało. Ale to nieistotne. Ważne, że kocha ciebie, a ty jego! - klasnęła w dłonie z radości, jak mała dziewczynka.
Gosia patrzyła na Dorotę jak zahipnotyzowana, a Lena prychnęła lekceważąco.
- Miałam niedawno okazję przekonać się, jak mnie kocha i nie było to miłe doświadczenie.
- Bo odszedł? Oj tam, nie martw się tym. Wróci. Zobaczysz, przemyśli wszystko i wróci. On się męczy bez ciebie, długo tak nie wytrzyma, a jak już wróci, to zostanie - zaśmiała się - Możesz mi wierzyć, wytrwałość to jedna z jego większych wad.
- Zaraz obok oziębłości - wyrwało się Lenie, nim zdążyła ugryźć się w język.
- Oziębłości? Nie, daleko mu do oziębłości. Musiało mu chodzić o coś innego... Może nie chciał cię skrzywdzić? Widzisz, zależy mu na tobie!
"Może to ma sens" - pomyślała Lena i uśmiechnęła się do siebie.

To był dla niego wieczór niespodzianek.
Nie sądził, że jeszcze kiedyś stanie przed tymi drzwiami. Nie spodziewał się, że spacer, który miał ukoić nerwy, doprowadzi go do miejsca, w którym cały ten bałagan się rozpoczął. W zasadzie do miejsca, w którym sam sprawił, że to dziwne coś zaczęło istnieć. Wszedł do lokalu, który teraz, późnym popołudniem, wyglądał jeszcze gorzej, niż w środku nocy, gdy zawitał tu po raz pierwszy. Usiadł na tym samym, co wówczas, stołku przy barze i zamówił to samo, co wówczas, piwo. Z głośników znów Markowski oznajmiał, że niewiele może dać, barman nadal wyglądał, jakby właśnie zsiadł z harleya, którego zdjęcie wisiało na ścianie a nieliczni goście zajęci byli zgłębianiem pojemności swych kufli. Pozornie wszystko wyglądało tak, jak wówczas, z tą jednak różnicą, że wtedy było mu dobrze, a teraz czuł się nic nie wart. Czuł się również tak samotny, że ucieszyłby się, gdyby w drzwiach stanął trener, nawet jeśli chwilę później miałby zostać wyciągnięty z lokalu za ucho jak uczniak i obdarowany stertą wyzwisk. Przynajmniej wiedziałby, że komuś zależy na jego, jakkolwiek dziwnie pojmowanym, a jednak szczęściu. Trener jednak wybrał inną rozrywkę na wieczór, więc Andrzej kontemplował wnętrze baru i zawartość kolejnych kufli samotnie i z coraz bardziej wyraźnym smutkiem na twarzy. I wcale nie chodziło o Dorotę. Miała rację - nie zależało mu. Chodziło o Lenę. Od początku chodziło o Lenę. Zakochał się w niej. Zakochał się w niej tak, że nigdy nie uwierzyłby, że to możliwe. Zakochał się w niej, może nie od pierwszego uśmiechu, ale za to zakochał się tak żeojapierdolę.
Przez chwilę zastanawiał się, jak to możliwe, że sam przed sobą tak długo ukrywał tą prawdę, stwierdził jednak, że ta analiza nie ma sensu.
No to już wie.
Tylko co z tego?
Co z tego, skoro ona zapewne go nienawidzi, a i tak ma na głowie inne problemy, niż jego niewiele warta miłość? Przecież Gosia wyraźnie powiedziała, że Lena chce się zabić. Zaraz, zaraz, zabić? Jezu! Nie może do tego dopuścić. Nie może, bo świat bez Leny będzie równie nieciekawy i pozbawiony sensu, jak to miejsce przycupnięte na górce.
Zerwał się, ciesząc się, że natura obdarzyła go silną głową i dobrą orientacją w terenie. Innym razem pewnie zaśmiałby się, gdy stali bywalcy baru pełnym zniesmaczenia kręceniem głowami skomentowali marnotrawstwo, jakim było pozostawienie niedopitego alkoholu, teraz nawet tego nie zauważył. Innym razem pewnie zdziwiłby się na widok zaparkowanego przed wejściem stylowego motoru, teraz minął go bez jakiejkolwiek refleksji. Gdyby się nad tym zastanowił, stwierdziłby pewnie, że w stanie, w jakim się znajdował, nic nie może go zaskoczyć.
I to byłby kolejny błąd.
Bo nigdy jeszcze nie był tak zaskoczony, jak wtedy, gdy w końcu odważył się zapukać do drzwi Leny, gdy drzwi te same się otworzyły i gdy zrobił kilka kroków w stronę muzyki i roześmianych głosów. 

Jeszcze tylko dwa. Nadal nie wiem, jak to się skończy...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Delusion 10.

Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chce tu być, ale skłamałaby również, gdyby stwierdziła, że nie czuje się tu dziwnie.
Mimo wszystko, miło było go zobaczyć, chociaż tak, anonimowo i z daleka.
- Dziękuję - powiedziała do Gosi w czasie przerwy technicznej. Gosia odpowiedziała uśmiechem i uściskiem dłoni. Pewnie Lena nie dziękowałaby, gdyby wiedziała, że przyjaciółka nie zaciągnęła jej na mecz dlatego, że "nie chce iść sama, a facet, z którym była umówiona, nie odzywa się od tygodnia i jedyne, co po nim zostało, to te bilety". Pewnie wcale by nie poszła, gdyby wiedziała, że Gosia próbuje załatwić im "przypadkowe spotkanie". Bo to przecież zupełny przypadek, że zaparkowała swojego forda, zwanego pieszczotliwie Kaczuszką, przy samochodzie, który, dziwnym zbiegiem okoliczności, należał do Andrzeja... Innym przypadkiem miało być "zagubienie" kluczyków, ale o tym też Lena nie wiedziała. Wiedziała za to, że Andrzej wygląda jakoś nie jak Andrzej. Ona też wyglądała nieciekawie przez to, że nie mogła spać, ale on nie powinien mieć takich problemów. Nie musiał się zastanawiać dlaczego odszedł, a skoro odszedł i nie wrócił, to chyba był zadowolony z tego wyboru. A jednak wyglądał inaczej... Zajęta analizą jego wyglądu, nie zauważyła, że mecz zmierzał ku końcowi, wystraszyła się więc, gdy zgromadzeni na trybunach ludzie zaczęli głośno cieszyć się z wygranej. On też się cieszył. Tylko dlaczego zamiast cieszyć się z kolegami, sprowadził na boisko jakąś blondynkę? Może to siostra? Nie. To zdecydowanie nie siostra. Siostry się tak nie całuje.
"No proszę, potrafi całować i nie uciekać" - zadrwił głosik w jej głowie.
I nagle wszystko stało się jasne. Zabawił się nią. Zwyczajnie się nią zabawił. To z powodu tej blondynki jego koledzy żądali wyjaśnień. Przez chwilę miała ochotę iść tam i opowiedzieć jego uroczej towarzyszce jak miło spędzili razem dwa tygodnie, ale zrezygnowała. Co by to dało? Nie wiedziała nawet, czy byłaby w stanie zebrać myśli, gdy on by był tak blisko...
- Muszę wyjść. Wrócę sama - rzuciła i zaczęła się przeciskać przez tłum. Gosia próbowała ją zatrzymać, ale bezskutecznie. Może dlatego, że rozumiała tą chęć ucieczki. Ona też widziała, co działo się na boisku i była wściekła. Jak on mógł? 
Obie nie wiedziały, ile go to kosztowało. Nie miały pojęcia, że próbował żyć normalnie, ale wyglądało na to, że wszystkie okoliczności sprzysięgły się przeciwko niemu. Wszystko szło nie tak, jak powinno. Ciągle czegoś brakowało, mimo, że Dorota wróciła odmieniona. Tryskała energią, optymizmem i chęcią spędzania z nim czasu. Kiedyś byłby szczęśliwy z takiej zmiany, dziś tylko go irytowała. Dziś wolałby więcej samotności, bo samotność dawała przestrzeń do rozpamiętywania. Nękały go wyrzuty sumienia i usiłował zdusić je, poświęcając Dorocie tyle czasu, ile chciała i udając, że jest szczęśliwy. A nie był. Miał ochotę skakać przez kałuże, a Dorota, nawet odmieniona, była zbyt poważna na takie skakanie. Tęsknił za Leną. Wkładał nawet tą kretyńską czapkę, choć jej nie było obok. Tak, jakby miał jej tym zrekompensować to, co zrobił.
Idiota.
Stracił ją.
Gdyby rozegrał to inaczej, może miałby może szanse na przyjaźń z nią. Na dobrą zabawę od czasu do czasu. Na rozmowy. Na... nie, przyjaciół się nie całuje, nawet dobrych przyjaciół. A chciałby ją pocałować... Zamiast jej, całował Dorotę, nie wziął tylko pod uwagę, że Dorota głupia nie była i zauważyła, że całował jakoś inaczej. Wszystko było inne od kiedy wróciła. Myślała, że to złość, ale wyśmiał ten pomysł. Ona zresztą też go odrzuciła, bo nie zachowywał się, jakby był zdenerwowany. Zachowywał się, jakby chciał być gdzieś indziej. Z kimś innym. Może z tą dziewczyną, która właśnie podeszła ze sztucznym uśmiechem na ustach?  Ślepy by zauważył, że zbladł, gdy ją zobaczył.
- Gratuluję - zaczęła Gosia, nie wyjaśniając, co ma na myśli - Dobrze się bawisz, Andrzej? - zapytała.
- Świetnie - odpowiedział, udając spokój. 
- To miło... Bo wiesz, Lena jest w ciąży.
Z satysfakcją zauważyła szok na jego twarzy i uniesione brwi dziewczyny, którą wciąż jeszcze obejmował.
- I chce się zabić - dodała ciszej.
Przełknął ślinę. Lena? Zabić? Niemożliwe... Cholera, wiedział przecież, że nie powinien wyrzucać tego całego Pawła... No właśnie, Paweł. Pięknie, wyrzucił za drzwi ojca jej dziecka.
- Dlaczego przychodzisz z tym do mnie? 
Teraz to Gosia się zdziwiła, ale jeszcze bardziej się zdenerwowała. Jak mógł być tak zimny, gdy właśnie dowiedział się, że będzie ojcem? 
- Posłuchaj - wycedziła, wbijając mu palec tam, gdzie powinno być serce - odkręcisz to. Wrócisz do niej i wychowasz to dziecko. A jeśli ona coś sobie zrobi, zniszczę Twoje życie. Zniszczę ci reputację, zadbam o to, by twoja kariera się zakończyła. Zniszczę wszystko, na czym ci zależy. Ubieraj się, trzeba jej poszukać.
- Nie - odpowiedział spokojnie, choć daleko było mu do spokoju - pomyliłaś adres, ja nie mam z tym nic wspólnego.
Obie dziewczyny zazgrzytały zębami ze złości.
- Ja z tobą pojadę - powiedziała Dorota. 
- Ale... - chciał zaprotestować, lecz uciszyła go zdecydowanym ruchem ręki.
- Nie jesteś wart tego, by się przez ciebie zabijać. Chyba nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Skoro ty nie masz dość odwagi, by to wyjaśnić tej Lenie, ja to zrobię - dodała z krzywym uśmiechem.
- Ale to nie jest moje dziecko - fuknął.
- I co z tego? Znasz ją? - niemrawo kiwnął głową - Więc powinno cię obchodzić, co się z nią stanie, ale ciebie obchodzi tylko to, co stanie się z tobą. Próbowałam, naprawdę się starałam, ale to nie ma sensu. Oboje już tego nie chcemy. Nie chce mi się walczyć o twoje zainteresowanie, a ty zainteresowany najwyraźniej nie jesteś, więc...- machnęła ręką, jakby to miało wszystko wyjaśnić i odeszła, ciągnąc zaskoczoną Gosię za sobą.
- Jak myślisz, gdzie powinnyśmy jej szukać?