niedziela, 24 listopada 2013

Let's play birds 4.

Szepty budzą cię tak wiele razy, że nie dziwi cię kolejny, ale tym razem jest inaczej. Doświadczenie nauczyło cię, żeby w takich momentach nie otwierać oczu, stwarzasz więc w wyobraźni obraz dwójki znajomych-nieznajomych, próbujących ukradkiem wymknąć się z twojego życia. Najwyraźniej jednak tylko jedno z nich jest przekonane o słuszności tej decyzji, bo słyszysz gdzieś z okolic drzwi jej zaniepokojony głos:
- A co z nią?
- Nie martw się, poradzi sobie.
Mogłabyś przysiąc, że w tym momencie ją objął. Mogłabyś też przysiąc, że lekko się uśmiechnął i że ten uśmiech był skierowany do ciebie. Takie małe podziękowanie. "Nie ma za co" odpowiadasz w myślach, gdy drzwi zamykają się cicho za nimi. Wstajesz, omiatasz wzrokiem najbliższe kilka metrów i masz ochotę wrócić do łóżka, lecz jego wygląd skutecznie zniechęca od wykonania tej zachcianki. Plamy po czekoladzie, owocach i czymś jeszcze, czego wolisz nie rozpoznawać, zmięta pościel, rozlany szampan... Cóż, panie sprzątające raczej cię nie polubią...

Wychodzisz na rozgrzaną do granic możliwości ulicę. Twoje oczy są ukryte za wielkimi ciemnymi okularami, które, jak wiesz, tylko dodają ci uroku. Krzykliwe sukienki i wysokie obcasy zamieniłaś na zwykłe szorty i  płaskie sandałki. Włosy spięłaś w luźny kok i długo walczyłaś z chęcią przykrycia ich czymś dla niepoznaki, lecz wygrał upał. Chcesz lepiej poznać miasto, w którym mieszka twój ojciec, a wiesz, że już cię szuka. Matka na pewno zadzwoniła do niego kilkanaście godzin temu. Zawsze dzwoni żebrząc o pomoc, zamiast walczyć... Woli, żeby on walczył za nią, choć nigdy nie walczył o nią. Właściwie nawet to rozumiesz - codzienne bycie rycerzem w lśniącej zbroi musi być irytujące, ale nie potrafisz mu wybaczyć, że zrezygnował również z ciebie. Jego też chcesz lepiej poznać, ale to nastąpi pewnie dopiero za kilka dni, gdy przejrzy wyciągi bankowe. O ile żonka nie będzie miała lepszego pomysłu....Nigdy cię nie lubiła, jakby czuła, że zechcesz wkroczyć w jej idealne życie jako żywy dowód na nieidealną przeszłość. Brzydzisz się nimi i ich zakłamanym szczęściem. Wolisz swoje, dalekie od ideału. Wolisz żyć chwilą. Realizować zachcianki. Bawić się. Co z tego, że za jego pieniądze? Sam wybrał taką drogę. Musiał przewidzieć, że córeczka to wykorzysta. Musiał też przewidzieć, że zechcesz go odwiedzić. Co z tego, ze to tylko kolejna twoja zachcianka? Rzeczywistość wkracza brutalnie w twoje rozmyślania z pomocą wyrwy w chodniku, której oczywiście nie zauważyłaś. Lecisz do przodu pchana przez nieubłaganą grawitację na spotkanie z twardym podłożem. Próbujesz amortyzować upadek rękoma, ale to tylko przysparza dodatkowego bólu. Klniesz pod nosem, oglądając piekące krwawe ślady na kolanach i dłoniach. Siedzisz bezradnie, nie bardzo wiedząc co robić. Ignorujesz otoczenie. Nie cierpisz litości. Nie chcesz jej. Wolałabyś, by ktoś ci dokopał niż miałby patrzeć ze współczuciem. Z tego powodu odpychasz dłoń, która nagle pojawia się przed twoim nosem, lecz dłoń uparcie wraca niczym natrętna mucha. Jesteś na granicy wybuchu, gdy postanawiasz spojrzeć w górę. Tym razem nie toniesz. Nie dlatego, że w świetle dnia wydaje się mniej przystojny. Nie dlatego, ze jego oczy po zmroku wydawały się bardziej hipnotyzujące. Bynajmniej... Chyba po prostu miałaś nadzieję, że go spotkasz i podświadomie czułaś, że to nastąpi. Nie spodziewałaś się jednak, że w takich okolicznościach. Ulegasz propozycji wyciągniętej wciąż dłoni, gdy pada kolejna propozycja:
- Chodź, znam ciekawsze miejsca.
Patrzy z uśmiechem jak otrzepujesz się z piasku i upokorzenia. Z uśmiechem, lecz nie złośliwością. Raczej z sympatią. Jak na młodszą siostrę... Odpędzasz tą myśl. Wmawiasz sobie. że na pewno się mylisz. Nie znasz go, skąd niby miałabyś wiedzieć jak patrzy na siostrę. Nie wiesz nawet czy ją ma... Chcesz nawet o to zapytać, gdy on stwierdza z tym samym uśmiechem:
- Lubisz kłopoty, prawda?
Zastygasz w bezruchu, zastanawiając się skąd o tym wie, gdy postanawia kontynuować:
- A ja lubię cię z nich wyciągać.
Śmiejesz się z jego naiwności, a on śmieje się razem z tobą z nieznanego ci powodu. Fakt, pomógł ci, ale to nawet nie były kłopoty, tylko niewielkie turbulencje.
- Pieprzony Superman - mówisz, gdy w końcu się uspokajasz. Uśmiecha się szeroko, po czym kłania się, szurając po chodniku nieistniejącym kapeluszem ozdobionym piórami. Śmiejesz się szczerze, gdy z powagą mówi:
- Do usług jaśnie pani - po czym dodaje, mrużąc zabawnie oczy - Mów mi Clark.
Śmiejesz się i śmiejesz, aż zauważasz motyla, który przysiadł na jego ramieniu. Dziwisz się, bo nigdy nie widziałaś, by motyl siadał na człowieku. Zastanawiasz się, co to może znaczyć, ale jedyne, co przychodzi ci do głowy, to że on dostał skrzydła. Na chwilę i pożyczone, ale to i tak więcej niż masz ty. Gdy motyl postanawia odlecieć, wpadasz na jeszcze jeden pomysł. Skoro motyl mu zaufał, może ty też powinnaś? Ostatecznie Superman też potrafi wzbić się w niebo...

 
Dziękuję Wam za miłe słowa.
Nie mam pojęcia, jak to się potoczy.

4 komentarze:

  1. to nawet lepiej, że nie masz pojęcia, jak to się potoczy. ja też nie wiem, jak to się może dalej rozwinąć, ale bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, może to przeznaczenie hmmm? Czasami warto komuś zaufać, choć zufać mężczyźnie to dla mnie rzecz nie do pomyślenia nawet:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam zawsze chciałam, żeby motyl usiadł mi na ramieniu, dlatego mam dobre przeczucia co do Clarka, o.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię fantastycznych historii jak ta Supermena, ale Twoja wariacja na ten temat do mnie trafia w stu procentach :)

    OdpowiedzUsuń