sobota, 1 lutego 2014

Let's play birds 8.

Zegary pokazują piątą rano, gdy wreszcie docierasz w miejsce, które znasz. Spieszący się na poranną zmianę ludzie obrzucają cię zdziwionymi spojrzeniami. Ktoś pyta, czy wezwać policję. Uśmiechasz się niepewnie i potrząsasz głową. Doprowadzasz się do jako takiego ładu w toalecie budki fast-food, chyba tylko dlatego, że pracującej tam dziewczynie zrobiło się ciebie żal.
- Ciężka noc? - pyta, stawiając przed tobą kubek z gorącą kawą i zgniecionego pączka, którego w normalnych okolicznościach nie zaszczyciłabyś spojrzeniem, a teraz pożerasz trzema kęsami. Kiwasz głową, widząc szczerą troskę nieznajomej, ale nie masz ochoty tłumaczyć jak ciężka. Nie wiesz co robić. Po raz pierwszy odkąd sięgasz pamięcią nie wiesz co robić. Nie masz niczego poza dokumentami wetkniętymi w tylną kieszeń spodni i... no właśnie... wizytówką z krzywym napisem 'Clark'. Uśmiechasz się do siebie. Przecież kazał ci dzwonić w razie kłopotów. Masz kłopoty. Ogromne. Prosisz dziewczynę o telefon i zanim zdążysz zadać sobie pytanie czy to aby jest dobry pomysł, wybierasz jego numer. Dociera do ciebie, że może licząc na jego pomoc popełniasz błąd dopiero, gdy słyszysz zaspany głos w słuchawce. Zamierasz, bo o niestosowności dzwonienia do, bądź co bądź, obcego człowieka o świcie też nie pomyślałaś. Nie byłabyś zadowolona, gdyby ktoś obudził cię w taki sposób. Ba, byłabyś wściekła! Milczysz przez dłuższą chwilę słuchając jego coraz bardziej zirytowanego głosu. Zbierasz resztki sił, lecz gdy głos wreszcie wydobywa się z twoich ust, brzmi dziwnie piskliwie i nieśmiało:
- Clark?
Tak, tylko na tyle cię teraz stać. Żałosne. Próbujesz się zmotywować do podjęcia rozmowy, ale on jest szybszy. Słyszysz szelest, a później pełne niedowierzania:
- Lois?
I śmiech. Krótki. Nerwowy. Nieszczery. Wiesz to na pewno. Równie dobrze mógłby kopnąć cię w brzuch, bo tak właśnie się czujesz. Nie miałaś prawa niepokoić go o tak nieludzkiej porze. Chcesz przeprosić i rozłączyć się, ale znów jest szybszy:
- Wiesz, żyję już parę lat, dałem swój numer wielu dziewczynom... Nie wszystkie zadzwoniły, a te które dzwoniły zwlekały nieco dłużej. Twoja nadgorliwość jest wprost onieśmielająca. Jakkolwiek nie schlebiałoby mi takie zainteresowanie, nie sądzisz, że to lekka przesada?
Tym razem wydaje się być szczery. Znów sili się na język wyjęty z filmów płaszcza i szpady, lecz brakuje mu lekkości, która tak bardzo spodobała ci się poprzedniego dnia. Chcesz się zaśmiać i znaleźć jakąś zabawną ripostę, ale z twojego gardła wydobywa się coś, co bardziej przypomina szloch, niż śmiech.
- Lois? Wszystko w porządku?
Mija kilka długich minut, a przynajmniej tak ci się wydaje, zanim odpowiadasz.
- Nie Clark, nic nie jest w porządku. Potrzebuję twojej pomocy.
Nie przywykłaś do proszenia o pomoc, toteż twój głos brzmi bardziej szorstko, niż byś chciała. Brakuje w nim tej drobnej błagalnej nutki, którą mogłabyś dla pewności okrasić szczyptą seksapilu, ale on najwyraźniej nie oczekuje niczego więcej. Nie jest zaskoczony. Nie zadaje tysiąca niepotrzebnych pytań. Chce tylko wiedzieć gdzie jesteś, po czym nakazuje ci usiąść na jakiejś ładnej ławce i poczekać chwilę, co zresztą posłusznie robisz. Starasz się nie myśleć. Starasz się nie analizować dlaczego jest dla ciebie tak miły i czego może chcieć w zamian. Starasz się uciszyć podświadomość, krzyczącą, że mężczyźni nigdy nie są altruistami. Starasz się przypomnieć jak to było kiedyś, gdy jeszcze wierzyłaś w ludzi. Zamykasz oczy i odwracasz twarz w kierunku słońca, które mimo wczesnej pory obdarza cię ciepłą pieszczotą, zapowiadającą kolejny upalny dzień. Słyszysz śpiew ptaków i po raz kolejny myślisz, że chciałabyś być jak ptak. Nie mieć zmartwień. Żyć chwilą. Jakby nie było ani jutra, ani dnia wczorajszego. Po prostu śpiewem witać kolejny dzień, nie zastanawiając się jak ten dzień się dla ciebie skończy.



Przepraszam raczej nie wystarczy, prawda? Niestety tak bywa z wielkimi zmianami, że nie sposób przewidzieć jak długo potrwają turbulencje. Co prawda trwają nadal, ale osłabły na tyle, że można spróbować żyć.
Naprawdę postaram się skończyć to opowiadanie, chociaż już nawet nie pamiętam jaki miałam na nie pomysł. A konkretniej, postaram się skończyć, o ile ktoś tu jeszcze zagląda... Proszę tylko o cierpliwość.

6 komentarzy:

  1. Oczywiście, że ktoś tu zagląda i to się nie zmieni :) A na taki rozdział warto było czekać:)
    Niełatwa sytuacja dla kogoś, kto nie przywykł do proszenia o pomoc...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czekam na każdy odcinek tak jak Lois na pomoc Clarcka! Obym ja się doczekała i Lois też:)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie musisz przepraszać, już na pewno nie mnie, bo ja też dodaję nowe rzeczy z częstotliwością raz na miesiąc :) a ja zaglądam i czekam i zgadzam się, że na takie coś warto czekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie o cierpliwość nie musisz prosić, przepraszać tym bardziej. I tak będę czekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że Lois zdecydowała się zadzwonić do Clarka i poprosić o pomoc.

    Czekam na następny ile będzie trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie wiem, czy takie życie byłoby spoko. Może przez dzień, dwa, albo nawet tydzień. Potem mogłoby być różnie. Większość ludzi nie potrafi żyć bez wspomnień, czyli tego, co było wczoraj.
    Ani nadziei, która chyba równa się z jutrem.
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń