Z zadowoleniem oddychasz śmierdzącym wielkomiejskim powietrzem. Uśmiechnęłaś się, gdy jakiś chłopak w garniturze potrącił cię, pędząc gdzieś z telefonem przy uchu. Uśmiechnęłaś się, bo nawet tego nie zauważył. Uśmiechasz się cały czas, idąc szeroką ulicą, której nazwy nawet nie znasz. Uśmiechasz się także, gdy dostrzegasz wielki napis hotel i kilka gwiazdek za nim, lecz naprawdę chce ci się śmiać dopiero na widok miny recepcjonisty, gdy wręczasz mu swoją złotą kartę kredytową. Zabawne, jak łatwo można awansować z natręta na panią, prawda? Czy interesuje cię ile kosztuje noc w tym miejscu? Ani trochę. Jak długo chcesz tu zostać? Tego nie wiesz, wiesz jednak, że tatuś zapłaci. Jak zawsze...
Nudzisz się. Niewyobrażalne, ale kurewsko się nudzisz. Tego właśnie określenia używasz w myślach, by opisać swój stan. Zwiedziłaś już hotelową strefę SPA, zafundowałaś sobie, nie, pardon, tatuś zafundował ci jaskrawe paznokcie tak długie, że masz teraz problem z otwarciem puszki z pokojowego barku, dwukrotnie zmieniłaś kolor włosów, powiększyłaś garderobę o kreacje, jakich mogłaby zazdrościć ci niejedna celebrytka, ukradłaś papierosy z tylnej kieszeni spodni pewnego starszego pana i wypaliłaś je, gapiąc się bezczelnie na znaczek z przekreślonym papierosem, przebiegłaś wszystkie chyba hotelowe korytarze i teraz się nudzisz. A to oznacza, że czas stąd wyjść. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Patrzysz niepewnie w obcą ciemność rozpościerającą się w miejscu, które w promieniach dnia wydawało się być przyjemnym i pełnym życia. Po kilku sekundach prychasz i wychodzisz w tą ciemność, ignorując pytanie czy chcesz taksówkę. Idziesz przed siebie, udając pewność, jednak nie jesteś już zadowolona z zakupu tej obcisłej sukienki, tak świetnie pasującej do twoich ulubionych szpilek, chwiejących się teraz zdradziecko na nierównym chodniku. Wybuchasz, gdy trzeci samochód zatrzymuje się przy tobie i wrzeszczysz bez opamiętania na kierowcę, który i tak gapi się na twój biust i próbuje się targować, choć nie podałaś ceny. Zamierasz, gdy ktoś łapie cię za łokieć i używając kilku niewybrednych słów sprawia, że samochód odjeżdża. Niepewnie podnosisz wzrok, bo nawet na tych obcasach jesteś od niego niższa i czujesz się... jakbyś tonęła. Banalne? Nie dla ciebie. Nie w tej chwili. Nie zdziwiłabyś się, gdyby kilkukrotnie w okolicę uderzył piorun tak, jak widziałaś kiedyś w jakiejś taniej telenoweli. Wówczas śmiałaś się z tej sceny przez kilka tygodni, a teraz... teraz po prostu zamarłaś...Chyba nawet przestałaś oddychać, bo nieznajomy chwycił twoje za ramiona i zaczął potrząsać, najwyraźniej oczekując jakiejkolwiek reakcji twojego skołowanego ciała. Tylko po co miałabyś reagować, gdy te oczy wpatrywały się w twoje z taką troską? Mógłby zapakować cię do bagażnika, wywieźć w dal i nawet byś nie pisnęła. Mógłby wszystko, tylko najwyraźniej nie chciał.... Ocknęłaś się, gdy wyjął telefon i dotarło do ciebie coś o pogotowiu. Położyłaś swą wypielęgnowaną dłoń na jego nieco szorstkiej i wymamrotałaś drżącym głosem, że nie trzeba. Uśmiechnął się, gdy upewnił się, że nic ci nie jest i zapytał czy może ci pomóc. Zamrugałaś intensywnie swymi długimi rzęsami, lecz ani on, ani to pytanie nie zniknęło. Pomóc? Tobie? Nikt cię o to nie pytał. Nigdy. Nikt nie chciał ci pomagać. Nigdy. Wszyscy wiedzieli, że radzisz sobie sama. Zawsze. Wszyscy oprócz tego przystojniaka...
Niepewnie wiercisz obcasem dziurę w chodniku i widzisz, że on traci cierpliwość, zerkając co chwilę wymownie na swój zegarek. Dopytuje czy czegoś szukasz i wtedy uświadamiasz sobie, że owszem. Oczywiście! Chciałaś się przecież zabawić! Uśmiechasz się najładniej jak potrafisz i natychmiast przestajesz się czuć jak idiotka. Widzisz, że oddycha z ulgą, gdy przyjmujesz propozycję. Bez zastanowienia wsiadasz do jego samochodu, który pachnie nowością oraz drożyzną i pozwalasz wieźć się w pewne "świetne miejsce, które na pewno ci się spodoba", a do którego, traf chciał, on również się wybiera. Prowadzisz z nim gładką rozmowę, zaczepiając czasem "przypadkiem" o jego dłoń, gdy sięgasz do radia. Masz wrażenie, że kilka razy widzisz w jego oczach podziw i coś jeszcze... jakby radość... a może podniecenie... Cokolwiek to jest, dobrze ci z tym wrażeniem. Nie przyznałabyś tego głośno, ale masz nadzieję, ze wiezie cię do siebie, jednak nie jesteś zawiedziona, gdy parkuje przed tym "świetnym miejscem" i popycha cię lekko w kierunku bocznego wejścia, dotykając nagiej skóry twoich pleców. Przeciwnie. Jesteś dumna jak paw. Szczególnie, gdy słyszysz głosy protestu z długiej kolejki ustawionej przed głównym wejściem. Jesteś dumna, że nie zdejmuje swej dłoni, gdy podążacie wąskimi korytarzami w kierunku narastającej muzyki. Wędrujesz w kierunku nieba, gdy lekko gładzi kciukiem wypukłość twojej łopatki. Czar pryska, gdy zatrzymuje cię przed kolejnymi drzwiami i krzyczy do twojego ucha, byś na pewno go usłyszała:
- No to cześć. Dalej poradzisz sobie sama.
Puszcza ci oczko i otwiera drzwi, wpuszczając głośne, duszne powietrze i ignorując całkowicie twój szok i brak odpowiedzi. Widzisz jeszcze, jak otacza ramionami jakąś brunetkę i całuje ją namiętnie, zanim drzwi się zamykają, uniemożliwiając ci dalsze podglądanie.
I wtedy bierze cię cholera.
Tak po prostu.
PRZEPRASZAM.
Miało być inaczej. Szybciej. Bardzo dużo wydarzyło się w czasie ostatniego miesiąca. Tak dużo, że to aż niewiarygodne, a to chyba i tak dopiero zapowiedź tego, co mnie czeka. Spróbuję skończyć to opowiadanie, bo, jak wiecie, nie znoszę niedokończonych rzeczy, ale później chyba się pożegnamy na dłuższy czas. Albo na zawsze. Chyba, że znów coś się wydarzy...
Ciągle nadrabiam zaległości. Sporo napisałyście...
Nudzisz się. Niewyobrażalne, ale kurewsko się nudzisz. Tego właśnie określenia używasz w myślach, by opisać swój stan. Zwiedziłaś już hotelową strefę SPA, zafundowałaś sobie, nie, pardon, tatuś zafundował ci jaskrawe paznokcie tak długie, że masz teraz problem z otwarciem puszki z pokojowego barku, dwukrotnie zmieniłaś kolor włosów, powiększyłaś garderobę o kreacje, jakich mogłaby zazdrościć ci niejedna celebrytka, ukradłaś papierosy z tylnej kieszeni spodni pewnego starszego pana i wypaliłaś je, gapiąc się bezczelnie na znaczek z przekreślonym papierosem, przebiegłaś wszystkie chyba hotelowe korytarze i teraz się nudzisz. A to oznacza, że czas stąd wyjść. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Patrzysz niepewnie w obcą ciemność rozpościerającą się w miejscu, które w promieniach dnia wydawało się być przyjemnym i pełnym życia. Po kilku sekundach prychasz i wychodzisz w tą ciemność, ignorując pytanie czy chcesz taksówkę. Idziesz przed siebie, udając pewność, jednak nie jesteś już zadowolona z zakupu tej obcisłej sukienki, tak świetnie pasującej do twoich ulubionych szpilek, chwiejących się teraz zdradziecko na nierównym chodniku. Wybuchasz, gdy trzeci samochód zatrzymuje się przy tobie i wrzeszczysz bez opamiętania na kierowcę, który i tak gapi się na twój biust i próbuje się targować, choć nie podałaś ceny. Zamierasz, gdy ktoś łapie cię za łokieć i używając kilku niewybrednych słów sprawia, że samochód odjeżdża. Niepewnie podnosisz wzrok, bo nawet na tych obcasach jesteś od niego niższa i czujesz się... jakbyś tonęła. Banalne? Nie dla ciebie. Nie w tej chwili. Nie zdziwiłabyś się, gdyby kilkukrotnie w okolicę uderzył piorun tak, jak widziałaś kiedyś w jakiejś taniej telenoweli. Wówczas śmiałaś się z tej sceny przez kilka tygodni, a teraz... teraz po prostu zamarłaś...Chyba nawet przestałaś oddychać, bo nieznajomy chwycił twoje za ramiona i zaczął potrząsać, najwyraźniej oczekując jakiejkolwiek reakcji twojego skołowanego ciała. Tylko po co miałabyś reagować, gdy te oczy wpatrywały się w twoje z taką troską? Mógłby zapakować cię do bagażnika, wywieźć w dal i nawet byś nie pisnęła. Mógłby wszystko, tylko najwyraźniej nie chciał.... Ocknęłaś się, gdy wyjął telefon i dotarło do ciebie coś o pogotowiu. Położyłaś swą wypielęgnowaną dłoń na jego nieco szorstkiej i wymamrotałaś drżącym głosem, że nie trzeba. Uśmiechnął się, gdy upewnił się, że nic ci nie jest i zapytał czy może ci pomóc. Zamrugałaś intensywnie swymi długimi rzęsami, lecz ani on, ani to pytanie nie zniknęło. Pomóc? Tobie? Nikt cię o to nie pytał. Nigdy. Nikt nie chciał ci pomagać. Nigdy. Wszyscy wiedzieli, że radzisz sobie sama. Zawsze. Wszyscy oprócz tego przystojniaka...
Niepewnie wiercisz obcasem dziurę w chodniku i widzisz, że on traci cierpliwość, zerkając co chwilę wymownie na swój zegarek. Dopytuje czy czegoś szukasz i wtedy uświadamiasz sobie, że owszem. Oczywiście! Chciałaś się przecież zabawić! Uśmiechasz się najładniej jak potrafisz i natychmiast przestajesz się czuć jak idiotka. Widzisz, że oddycha z ulgą, gdy przyjmujesz propozycję. Bez zastanowienia wsiadasz do jego samochodu, który pachnie nowością oraz drożyzną i pozwalasz wieźć się w pewne "świetne miejsce, które na pewno ci się spodoba", a do którego, traf chciał, on również się wybiera. Prowadzisz z nim gładką rozmowę, zaczepiając czasem "przypadkiem" o jego dłoń, gdy sięgasz do radia. Masz wrażenie, że kilka razy widzisz w jego oczach podziw i coś jeszcze... jakby radość... a może podniecenie... Cokolwiek to jest, dobrze ci z tym wrażeniem. Nie przyznałabyś tego głośno, ale masz nadzieję, ze wiezie cię do siebie, jednak nie jesteś zawiedziona, gdy parkuje przed tym "świetnym miejscem" i popycha cię lekko w kierunku bocznego wejścia, dotykając nagiej skóry twoich pleców. Przeciwnie. Jesteś dumna jak paw. Szczególnie, gdy słyszysz głosy protestu z długiej kolejki ustawionej przed głównym wejściem. Jesteś dumna, że nie zdejmuje swej dłoni, gdy podążacie wąskimi korytarzami w kierunku narastającej muzyki. Wędrujesz w kierunku nieba, gdy lekko gładzi kciukiem wypukłość twojej łopatki. Czar pryska, gdy zatrzymuje cię przed kolejnymi drzwiami i krzyczy do twojego ucha, byś na pewno go usłyszała:
- No to cześć. Dalej poradzisz sobie sama.
Puszcza ci oczko i otwiera drzwi, wpuszczając głośne, duszne powietrze i ignorując całkowicie twój szok i brak odpowiedzi. Widzisz jeszcze, jak otacza ramionami jakąś brunetkę i całuje ją namiętnie, zanim drzwi się zamykają, uniemożliwiając ci dalsze podglądanie.
I wtedy bierze cię cholera.
Tak po prostu.
PRZEPRASZAM.
Miało być inaczej. Szybciej. Bardzo dużo wydarzyło się w czasie ostatniego miesiąca. Tak dużo, że to aż niewiarygodne, a to chyba i tak dopiero zapowiedź tego, co mnie czeka. Spróbuję skończyć to opowiadanie, bo, jak wiecie, nie znoszę niedokończonych rzeczy, ale później chyba się pożegnamy na dłuższy czas. Albo na zawsze. Chyba, że znów coś się wydarzy...
Ciągle nadrabiam zaległości. Sporo napisałyście...
Nie przepraszaj, różnie się w życiu zdarza.
OdpowiedzUsuńNasza przesłodka bohaterka liczyła na coś więcej ze strony nieznajomego, jak widać przeliczyła się.
Może i się przeliczyła, ale przynajmniej sądzisz, że jest słodka, a to już niezły początek ;)
UsuńTrafiłą kosa na kamień? Czy facet poprostu chciał sobie podotykać obcą kobietę zanim stała brunetka wepchnie mu język do gardłą:)
OdpowiedzUsuńNie masz za co przepraszać, bo tak na prawdę życie jest nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo co nas spotka!
A może po prostu miły był?
UsuńNie wiadomo, ale to już przesada...
ej, nie przepraszaj. dużo myślałam o tym, kiedy wreszcie coś wstawisz, a teraz się bardzo cieszę. dość nieoczekiwany zwrot akcji, bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję na wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji. Najbardziej lubię takie właśnie zwroty.
UsuńJuż nie mogłam się doczekać kiedy znowu zaczniesz publikować więc dobrze, że już jesteś i nie ma za co przepraszać :)
OdpowiedzUsuńBohaterka liczyła na coś więcej, a tutaj wysoki pan miał inne plany ;)
Omg, podoba mi się! Główna bohaterka to trochę taka buntowniczka, ale mam wrażenie, że ona nie jest taka zła i zniszczona do cna. Wydaje mi się raczej, że ona potrzebuje czyjejś uwagi i miłości. Od ojca na pewno jej nie zaznała, bo z tego co piszesz, mogę wywnioskować, że on daje jej tylko pieniądze. Ciekawa jestem jak sobie poradzi w tym nowym mieście. No i mogę się tylko domyślać, że spotkała jakiegoś siatkarza i on ją trochę poraził swoją osobą :P Zastanawiam się o kogo może chodzić, bo szczerze mówiąc nie mam absolutnie żadnego typu :D
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę i chwilę wolnego czasu zapraszam na mojego bloga http://nie-zakochuj-sie.blogspot.com/ :) Będę wdzięczna za każde odwiedziny oraz opinię!
Szczerze? Myślałam, że to wszystko pójdzie w zupełnie innym kierunku. A ten pan przystojniak tak ją w maliny wpuścił. No ładnie. Panie nieziemski, tak się nie robi, w szczególności w stosunku do zamożnych pań.
OdpowiedzUsuńZnam ten ból zaległościowy. :)
Czy to jest to o czym ja myślę? Jestem złą kobietą, ale niedługo to zmienię. Jak tylko poprawi mi się sytuacja mieszkaniowo-szkolna i będę miała tyyyyle czasu, żeby do Ciebie pisać.
OdpowiedzUsuńWarto było czekać. Uwielbiam Cię i Twoje bohaterki też. ;)